Rozdział 33

157 23 2
                                    

Jeszcze zanim otworzył oczy, był w stanie dokładnie przypomnieć sobie wszystkie minione zdarzenia. Zawiedli. Nie udało im się w porę zabić Randolpha. Przez nich zginą, lub może nawet już zginęły, setki ludzi.

W tym też pewnie dzieci, młodzież... ich przyjaciele.

Niewinne osoby, które on i Ann mogli uratować.

Miał zamiar unieść ręce i zakryć nimi twarz. Zamiast tego zdobył się tylko na przeciągły jęk. Dopiero wtedy poczuł ból.

- Magnus? - znów słyszał jej głos. Była przy nim. Tak samo, jak ostatnim razem. Choć jeszcze do niedawna tak słabo się znali, była jego prawdziwą rodziną. Nie mógł wymarzyć sobie lepszej.

- Więcej czasu spędzam w grecko-rzymskich szpitalach niż w swoich nordyckich - powiedział, otwierając oczy i spoglądając na kuzynkę. - Ktoś to kiedyś uzna za zdradę.

- Wątpię - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - Ten akurat jest wspólny. Nie ma podziałów... w każdym razie, oficjalnie nie ma. 

Magnus nie mógł uwierzyć własnym uszom. Sojusz, mimo iż posiadał wspólny, bardzo ważny cel, przez cały czas swojego istnienia był niesamowicie kruchy. Nigdy nie pomyślałby, że będą w stanie na tyle się dogadać. Chłopak uniósł się na łokciach, żeby zobaczyć, gdzie się znajduje. Znów przeszył go ból.

- Leż. Uwierz mi na słowo - znów się uśmiechnęła. Magnus znał ten uśmiech. Był trochę jak maska, skrywająca prawdziwe uczucia.

- Gdzie... ile mnie nie było? - spytał po chwili zastanowienia.

- Cztery dni - odpowiedziała. - Ale dopiero wczoraj cię tu przenieśliśmy. Nico zabrał cię do szpitala śmiertelników i to oni cię operowali... Ominęła cię walka.

Magnus westchnął ciężko. Spodziewał się tego, ale ta świadomość i tak zabolała.

- I... - nie wiedział, jak dobrać słowa. - Jak... jak poszło? - zdał sobie sprawę z tego, jak głupio brzmiało to pytanie. Jak mogło pójść? Nawet jeśli udało się odeprzeć atak, przecież nie dało się zabić Obłędu. Zakładając, że będzie jeszcze kogo atakować, kiedyś wróci. Koszmar się powtórzy.

Annabeth złapała go za dłoń, próbując dodać mu otuchy. Zupełnie jakby czytała mu w myślach... a miał dziwne wrażenie, że wraz ze śmiercią Randolpha stracili tę umiejętność. Doskonale pamiętał swoje próby odpowiedzenia Annabeth, gdy kilka dni temu błagała go, by się nie poddawał. Nagłe zakończenie kontaktu musiało ją nieźle przestraszyć.

- Wygraliśmy - powiedziała w końcu cicho. Potem sama odetchnęła z ulgą, jakby wypowiedzenie tych słów na głos nawet przez nią samą miało pomóc jej się odstresować.

- Ale... Obłęd... przecież on...

- Nie żyje - przerwała mu. - Pamiętasz, jak opowiadałam ci o Ruth Kaleth?

Magnus kiwnął głową. "Córka Hestii" - przypomniało mu się. "Włada... jakby ciepłem, spokojem?" - w jego głowie zaświtała myśl. "Ale czy to możliwe?"

- Ona go zabiła? - spytał ze zdziwieniem. - Przecież... przepowiednie, te wszystkie stare księgi... on miał być...

- Nieśmiertelny - dokończyła za niego. - Naprawdę nie wiem dlaczego. Ale udało jej się - ostatnie zdanie powiedziała bardzo smutno.

- Ann... - zaczął niepewnie. - Jaką ceną?

Dziewczyna spuściła wzrok. Westchnęła ciężko. Widać było, że nie chce o tym mówić.

- Jeśli nie chcesz... nie musisz nic mówić.

- Nie, nie - wzięła głęboki oddech. - Leo - przełknęła ślinę. - On chyba wiedział, co się święci - jej oczy zaszkliły się od łez. - Razem z Ruth odnaleźli Obłęd i... Leo ją uratował - powstrzymywała szloch, ale nie była w stanie zatrzymać płynących po policzkach łez. - Zeus chciał trafić ją piorunem, a on... odepchnął ją i... - przerwała. Zaniosła się płaczem. Zresztą, nie musiała kończyć.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz