Rozdział 3

492 41 0
                                    


- Auć! - jęknął, kiedy po wynurzeniu się z wody oberwał płaskim kamieniem w głowę. - Za co?! - spytał szelmowsko uśmiechającej się Clarisse.

- Puszczam kaczki... - odpowiedziała niewinnie. Percy wygramolił się z wody. Jego ubranie było idealnie suche. Wprawdzie lubił uczucie chłodu po wyjściu z morza, ale w listopadowy, ranek siedzenie w przemoczonych ciuchach nie było najlepszym pomysłem. Wolał więc skorzystać z dziwacznej umiejętności.
Usiadł na pomoście obok przyjaciółki. Oparła mu głowę na ramieniu. Po chwili cofnęła ją, przypominając sobie o świeżo zabliźnionej ranie.

- W porządku - mruknął. - Mówiłem, że jest dobrze.

- Sorki - nie chciała, tak jak reszta, obchodzić się z Percym jak z jajkiem. Nie robiła tego, teraz jakoś tak wyszło. Znów położyła głowę tam, gdzie wcześniej.

- Jak twój kozłowaty półmóżdżek? - Percy zagryzł wargi. Nie spodobał mu się temat.

- Iryfon nie działa, zero telefonicznego kontaktu... - powiedział po chwili. - ...ale też zero telepatycznych sygnałów od ostatniego. Pewnie wszystko w porządku - dokończył z nadzieją i troską w głosie.

- Jest idiotą - stwierdziła, jakby określając stan pogody. - A głupi mają szczęście - dokończyła równie beztrosko.

- Jesteś okropna. Czemu ja w ogóle z tobą rozmawiam? - doskonale znał odpowiedź. Może sytuacja Clarisse nie była aż tak zła, jak jego, ale podobna i równie dołująca. Chris, jej chłopak, nie dawał znaków życia od miesiąca, ale przynajmniej mogła się domyślać dlaczego. Podobnie, jak większość starszych herosów, działał w roli "satyra", bezpiecznie zgarniając dzieciaki do obozu. Wcześniej wracał co jakieś dwa tygodnie, ale jego dłuższe zniknięcie równie dobrze mogło oznaczać odwołany lot lub nieco tylko utrudnioną misję. A Clarisse? Na początku podróżowali razem, ale została ranna. Gdy doszła do siebie, okazało się, że brakuje starszych herosów, którzy pomogliby dbać o obóz i ogarnęliby małych nowicjuszy. Tak też Clarisse została najgorszą niańką na świecie, w dodatku oddzieloną od drugiej połówki. A jednak, mimo wszystkich przeciwności, była wciąż tą samą Clarisse, bezczelną, bezwzględną i na swój sposób przesympatyczną córką Aresa. Percy próbował brać z niej przykład. Załamywanie się nie było w jego stylu. W obecności przyjaciółki zawsze łatwiej było mu myśleć o swojej sytuacji pod nieco mniej dołującym kątem. Potrzebował jej.

- Bo do wyboru zostaje ci jeszcze Mini Chris - odpowiedziała, trącając go w bok. Dreszcz przeszedł go na samą myśl. Chris Devon, nazwany Mini Chrisem dla odróżnienia od Rodrigueza, był najprawdopodobniej najbardziej pozytywną osobą na świecie. Miał 10 lat, a w obozie czuł się jak na szkolnej wycieczce. Rozmawiał ze wszystkimi, o wszystkim i o każdej porze dnia i nocy, jednak najbardziej interesującym go tematem były samochody. Wiedział dokładnie wszystko, począwszy od budowy silników, przez rodzaje lakieru, po nawet wzory opon. Najzabawniejsze, że nie był on synem Hefajstosa, jak można by się domyślać, ale Afrodyty! Najwyraźniej nie wszyscy wdają się w boskich rodziców. Podświadomie Percy starał się unikać Chrisa. Nie chodziło o jego charakter. Percy sam bywał przecież denerwujący. Chłopak przypominał mu o Piper, też niepasującej do matki dziewczynie, a także o zakręconym niegdyś Leo, czyli o tych, o których wolał jak najmniej myśleć.

- Trudny wybór... - wyszeptał, teatralnie podpierając ręką brodę, jakby głęboko zastanawiając się nad tą kwestią. - Dam ci znać.

***

- Cholera jasna, mam tego dość! - wrzasnęła, uderzając ręką w stół. - Od trzech dni patrzę na twoje nieogarnięcie i siedzę tu jak w schronie. Powiedz mi, o co chodzi.

- Już ci mówiłem - jęknął Grover, chowając twarz w dłonie. - Musisz mi zaufać, mamy poważne kłopoty.

- Mamy? - dopiero teraz skupiła się na tym, powtarzanym chyba po tysiąc razy słowie. - Czy może TY masz?

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz