Rozdział 35

171 23 0
                                    

Pierwszym, co poczuła po przebudzeniu, był chłód. Leżała na marmurowej płycie okryta jedynie cienkim, białym materiałem. Otworzyła oczy i obróciła głowę. Jedynym źródłem światła w pokoju były porozstawiane tu i ówdzie prawie wypalone już świece. Przez głowę przeszło jej, że przy takim świetle ciężko pewnie było skupić się na operacji.

Właśnie... operacja.

Nienawidziła samej siebie za to, że się zgodziła. Nienawidziła się też za to, jak bardzo ciekawość przytłumiała teraz resztę jej emocji... żal, gniew... wszystko to zeszło na dalszy plan, robiąc miejsce zasadniczemu pytaniu: Udało się?

Zanim zdążyła choćby pomyśleć o ewentualnym sprawdzeniu prawdomówności Apollina i Asklepiosa, jej uwagę odwróciło ciche chrząknięcie po drugiej stronie płyty. Ruth szybko odwróciła głowę, zrywając się przy tym i zrzucając przypadkiem część prześcieradła. Zawstydzona natychmiast podciągnęła materiał na miejsce.

- Patrzyłam na twoje narodziny, naprawdę niewiele mnie już zdziwi - powiedziała Hestia, uśmiechając się ciepło.

- Mamo - Ruth odwzajemniła uśmiech i, przytrzymując pościel, usiadła na kamiennym łożu. - Dobrze, że jesteś - powiedziała szczerze, a wolną, niezasłaniająca nagości dłonią złapała rękę kobiety. - Jak... co z Zeusem po tej rozmowie? - bała się, że gromowładny bóg dostanie szału, a jej matka stanie się jedną z przypadkowych ofiar.

Hestia znów się uśmiechnęła.

- Mieliśmy kolejną - powiedziała, szczerząc białe zęby. - Zeus miesiącami trzymał nas pod kluczem. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a on spanikowany powtarzał tylko, że nie wolno nam schodzić na Ziemię. Kiedy nas uwolniono, dowiedzieliśmy się, że Zeus pozabijał ponad dwusetkę naszych dzieci - te fakty podawała już bez uśmiechu a z przygnębioną i nieco gniewną miną. - W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że u nas też pora na zmiany.

- Nie mów, że zmieniliście władcę! -podekscytowała się Ruth.

- Aż tak nie. To za bardzo zachwiałoby korzeniami naszego istnienia. Ale odwołaliśmy wszystkie przysięgi - mówiąc to, znów uśmiechnęła się konspiracyjnie. Czekała, aż Ruth sama wysnuje wnioski z tego zdania.

- Czekaj... - w głowie dziewczyny zaświtała odpowiedź. - Że wszystkie? - bogini kiwnęła głową. - Te twoje... Artemidy i tak dalej...

- Tak - potwierdziła.- Kiedyś złożeniem przesięgi ochroniłam się przed wydaniem mnie za mąż. Teraz nikt do niczego już mnie nie zmusi.

- To niesamowite - Ruth rozpromieniła się. Dawno nie czuła takiego szczęścia. A już zwłaszcza po walce z Obłędem. Teraz jednak widziała radość swojej mamy, która, nie tylko dzięki mocy, którą dysponowała, przenikała do jej córki. Nie potrafiła nie cieszyć się razem z nią. - To znaczy, że... masz zamiar kogoś sobie znaleźć?

- Nie wykluczam tego - Hestia zaśmiała się donośnie. - Choć po tylu latach celibatu nie wiem, czy potrafię jeszcze w ogóle o tym myśleć. Komuś się spodobać... Ale dość o mnie - nagle odrobinę spoważniała. - Przyniosę ci coś do ubrania, a później czas chyba na pierwszy krok - mówiąc to, puściła dziewczynie porozumiewawcze oczko, a po chwili wyszła z pomieszczenia.

Ruth poruszyła palcami u nóg. Dzięki temu, że rdzeń całkiem się nie przerwał i dzięki krótkiej rehabilitacji zaraz po wypadku przez cały ten czas nie była całkiem sparaliżowana. Teraz, tak samo, jak dotychczas, czuła jakąś tam władzę w nogach. Jednak wcale nie wydawała się sobie silniejsza niż wcześniej. Dziewczyna przełknęła ślinę i zagryzła wargi ze zdenerwowania.

To nie będzie prosty pierwszy krok.

***

Percy bardzo dużo ostatnio myślał. Annabeth starała się jak najczęściej być przy nim, nie dawać mu czasu na rozterki. Jednak nie była w stanie spędzać z nim całej doby, a kiedy tylko jej nie było, Percy wykorzystywał okazję.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz