Rozdział 20

203 21 0
                                    

- Ruth - wyszeptał Grover, nachylając się do ucha dziewczyny. - Nie powinnaś tam wchodzić, za duże ryzyko.

Ruth ścisnęła wargi, gotowa za chwilę uraczyć satyra zgryźliwą odpowiedzią. Westchnęła tylko jednak i kiwnęła głową. Obiekt ich śledztwa wędrował do tej pory po leśnych dróżkach. Grover wykorzystał mgłę, więc mogli z dość bliska obserwować posłańca. Jednak wiking przed chwilą zszedł ze szlaku i wszedł do ciasnej groty. O ile mgła była w stanie niwelować hałasy wydawane przez trzeszczącą ściółkę leśną, nie miała ona szans na zatrzymanie wzmocnionego echem dudnienia wózka przedzierającego się między skałami. Ruth stała więc w miejscu, podczas gdy jej przyjaciel ostrożnie wchodził do ziejącej czernią dziury w skale.

"Coś tu naprawdę nie gra" - powtarzała swoje własne słowa w myślach.  Razem z Groverem postanowili podążać za dziwnym posłańcem. Obydwoje mieli podobne obiekcje. "Obydwie strony zachowują się tak, jakby to one były bardziej pokrzywdzone" - stwierdziła w tamtej rozmowie. "Może czegoś nie wiemy, może ktoś sabotuje jednocześnie nasz obóz i ich" - zastanawiała się nad tymi słowami. Gdy je wypowiedziała, zdawały jej się tylko luźną sugestią, jednak im dłużej nad tym myślała, tym bardziej zaczynała ona nabierać sensu. Posłańcem za każdym razem była jedna osoba, w dodatku nigdy nie była ona nikim ważnym. Gdy obozy spotykały się razem, oskarżały się o wiele rzeczy, o których druga strona nie miała pojęcia. Sam fakt dziwnych śmierci walkirii i satyra... żadna strona nie potrafiła podać winowajców. Wydawało się, że cała ta reakcja łańcuchowa, reakcja, która coraz bardziej skłócała ze sobą dwa wierzenia, jest napędzana przez kogoś z zewnątrz.

"Dopasowujesz dane do odpowiedzi" - zrugała się w myślach. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że cytuje Leo z czasów, kiedy jej największym aktualnym problemem był magnetyzm lub optyka. Lekko uśmiechnęła się do wspomnień. Sporo zmieniło się od tamtego czasu. To, co wtedy uważała za niesamowitą nowość, teraz wspominała jako przyjemną rutynę... trening, fizyka, znajomi, siłownia... a teraz? Teraz zabawiała się w agenta z głupią nadzieją, że jest w stanie pomóc prawdziwym, walczącym na froncie herosom.

"Nie wytrzymasz tu, prawda?" - zdecydowanie za często zwracała się do siebie w trzeciej osobie. Ale miała rację, nie była w stanie czekać, podczas gdy Grover mógł już nawet wykrwawiać się gdzieś w czeluściach groty.

- Idiotka - wyszeptała, po czym po raz kolejny sprawdziła, czy noże z łatwością wysuwają się z pochw. Sprawdziła też, czy ukryty w zbroi na plecach długi sztylet znajduje się tam, gdzie powinien. Następnie ruszyła przed siebie, by dołączyć do przyjaciela. 

- Stój! - krzyk zmroził jej krew w żyłach. Znajdowała się w środku lasu, poza jakąkolwiek ścieżką, w miejscu, do którego nikt nie zaglądał. Jakie było prawdopodobieństwo, że ktoś ją znajdzie? A jakie, że będzie wrogo nastawiony?

- Niech żyje logika - wyszeptała pod nosem.

***

Magnus nie raz już był zmuszony do działania pod tą przykrywką. Większa część jego dotychczasowej misji polegała właśnie na wybadaniu środowiska, jakie stworzył sobie wuj Randolph. Jednak mimo kilkumiesięcznej praktyki, jego kołatające serce i przyspieszony oddech nie były jeszcze dostosowane. A już na pewno nie do tak ważnej i trudnej misji. Dokładnie tak, jak usłyszał od "przełożonych", wszedł do wnętrza Empire State Building i bez słowa podszedł do kontuaru. Siwy, łysiejący mężczyzna spojrzał na niego znad okularów połówek i trzymanej w ręku gazety. Również milcząc, wskazał Magnusowi drogę do windy, po czym sam się do niej skierował.

- Nikt z was o nic nie pyta - zagaił mężczyzna, gdy jechali windą. Magnus nie odpowiedział. Przełknął tylko ślinę, a jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz