Rozdział 28

165 23 1
                                    

Dopiero gdy klęczała już nad bezwładnymi ciałami Randolpha i Magnusa, zdała sobie sprawę z ogarniającej ją bezsilności. Może to wcale nie było draśnięcie? Może stało się coś więcej? Nie, przecież Percy nie zrobiłby jej nic...

Jęknęła z bólu i smutku. Położyła się na lepkiej od krwi podłodze i ułożyła na plecach koło Magnusa. Zdrową ręką ścisnęła jego dłoń.

W tej chwili wszystko zdawało się pozbawione znaczenia.

Spóźnili się.

Zawiedli.

- Magnus - wyjęczała z trudem. Magnus - powtórzyła w myślach.

Czekała.

Zabiliśmy sukinsyna? - w jej głowie rozległ się słaby, cichy głos. Ze szczęścia mocniej ścisnęła jego rękę.

Tak - uspokoiła go. Wszystko będzie... - przerwała. Przecież nie chciała, by czuł, że już po wszystkim. Spóźniliśmy się, Magnus. Obłęd nie potrzebuje już Randolpha.

- Cholera - rozbrzmiał cichy, ochrypły głos. Zaraz potem Magnus zaniósł się kaszlem. Będziecie musieli... - dodał w myślach. Annabeth nie dała mu skończyć.

BędzieCIE? - oburzyła się. Magnus, nie możesz się poddać. Potrzebuję cię. Magnus!

Odpowiedziała jej cisza.

Magnus!!!

Wciąż nic.

- Magnus - wyjęczała z trudem. - Magnus. Uniosła się z podłogi i odwróciła do niego. Podpierając się na ręce, drugą przyłożyła do krtani chłopaka. Drżącymi palcami usiłowała sprawdzić puls.

- Magnus - wyszeptała jeszcze raz. Jej dłoń poślizgnęła się na jej własnej (lub należącej do kuzyna) krwi.

Nie miała siły.

Oczy powoli zachodziły jej mgłą. Usiłowała się podnieść, ale ciepła od krwi pierś Magnusa wydawała się idealnym miejscem na zakończenie misji.

Wystarczyło tylko zamknąć oczy.

***

Pierwszym odruchem po wyrwaniu się ze snu była ucieczka. Chciała wyskoczyć spod kołdry, wybiec z baraku i biec tak długo, aż poczuje się bezpieczna.

Westchnęła ciężko.

Po tylu latach jej umysł wciąż nie potrafił zrozumieć... Sny uparcie wyświetlały jej sprawną, chodzącą i biegającą wersję siebie, a ona, jak głupia, orientowała się dopiero po przebudzeniu. Żadnej ucieczki nie będzie. Jak zwykle stanie się to, na co ochotę mają bogowie.

- Co się...? - Leo ziewnął przeciągle, wyrwany z głębokiego snu.

- Nic - Ruth ucięła jego pytania. Położyła się i z powrotem wtuliła w jego pierś. - To tylko sen.

Tylko sen.

Sen, w którym Zeus po raz kolejny niszczył jej życie.

***

Mogły minąć godziny... mogły też minuty, a nawet tylko kilka sekund.

Ogłuszający trzask przywrócił jej strzępki świadomości.

- Ann! Magnus! - jej uszu dobiegły krzyki. - Bogowie! Są ranni!

- Udało im się! - krzyknął ktoś inny.

"Nieprawda" - chciała powiedzieć. - "Nic się nie udało".

- Wyłączcie kilka lamp - tym razem rozpoznała głos Nico.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz