Rozdział 24

204 25 3
                                    

Z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami wysłuchiwali postulatu Zeusa. ZEUSA! Od miesięcy nie było żadnych kontaktów z bogami, a gdy w końcu ktoś postanawia przerwać tę ciszę, to jest to Zeus z... tym.

- Nie zniosę dłużej waszej ignorancji, waszego nieposłuszeństwa - zagrzmiał głosem brzmiącym trochę jak huk pioruna. - Chcieliśmy wam pomóc - wskazał dłonią na swojego towarzysza - człowieka z twarzą ukrytą w charakterystycznym kapturze. - Ujawnij się, jesteś bezpieczny - zapewnił go Zeus.

Człowiek powoli i teatralnie zdjął kaptur, ukazując mężczyznę w średnim wieku o czarnych włosach i krótkiej brodzie. Najbardziej w oczy rzucała się jednak blizna na jego twarzy. Kształtem przypominała nieco dłoń.

- Randolph, sukinkocie - jęknął Magnus. - Powoli wracały mu siły, jednak nie miał ich jeszcze na tyle, by wyjść na plac i słuchać przemów. Mimo to uparł się i, z pomocą Annabeth, jakoś się tam doczłapał.

- Ten człowiek, choć niezwiązany z naszą religią, postanowił pomóc mi zaprowadzić u was porządek. Fakt, oszukaliśmy was - kontynuował Zeus. - Jednak wszystko to zrobiliśmy w dobrej wierze. Ale wy nie rozumiecie. Wasze małe, śmiertelne móżdżki nie potrafią pojąć wagi waszego zadania. Chcę, żebyście wyeliminowali Obóz Valhalla.

- Dlaczego wciąż to robi? - spytał Nico, który stał w pobliżu Ann i Magnusa.

- Opętał go Obłęd - odpowiedziała Annabeth. - Cholera, z całej trójki to jego powinniśmy zabić jako pierwszego.

- Jest dobry - wysapał Magnus. - Cholernie dobry... Zabił TJ'a - dodał ciszej.

- Przykro mi - Nico odpowiedział zmieszany. - Był twoim przyjacielem?

- Dwa razy uratował mnie podczas tej walki - Magnus zagryzł wargi. Nigdy nie chciał, żeby ktokolwiek się za niego poświęcał. A już na pewno nie TJ. - Dobra, starczy. Dajcie mi słuchać.

Po chwili ciszy, która nastała po przemowie Zeusa, na środek wyszedł Chejron. Starał się dumnie wyprostować, jednak w jego oczach widać było strach i niepewność. Trudno z resztą było mu się dziwić. Większość obozowiczów była przerażona. Miała przed sobą rzekomo najpotężniejszego z bogów, który w dodatku był na nich bardzo zagniewany.

- Zawarliśmy sojusz z Hotelem Valhallą, panie. Nie są już dla nas zagrożeniem.

- Głupcze! - zagrzmiał Randolph. - Nic nie wiesz o wikingach!

- To samo powtórzyłeś im o nas, prawda? - oskarżyła go Reyna, która właśnie dołączyła do centaura. - Panie, nie widzisz? On chciał, żebyśmy się nawzajem zniszczyli. Nikt nie wygrałby tej wojny bez strat.

- Idiotko! - wrzasnął Zeus, choć w głowie Reyny był to Jupiter. - Błogosławiłbym waszą bitwę, cała reszta bogów też.

- A Valhallę ich bogowie.

- Valhalla nie ma bogów! - jego oczy zapłonęły gniewem. - To oszuści! Ci, w których wierzą, nie są bogami. Ja jestem bogiem! Ja i moi olimpijczycy! Jeśli nie zniszczycie moich wrogów, ja zniszczę was!

Ruth praktycznie nie słyszała już, co było mówione później. Dalsze słowa Zeusa zagłuszała buzująca w jej uszach krew. Oddychała ciężko, a serce chciało uciec z klatki piersiowej. Spocone palce zacisnęła wokół rękojeści najdłuższego z noży. Przed oczami stanął jej widok trawionego ogniem domu trafionego przez nienaturalnie jasną błyskawicę podobną tym, które nawiedzały ich obóz od kilku dni. Mogła sobie tę scenę tylko wyobrażać, jednak doskonale wiedziała, że jej domysły są bliskie prawdzie. Mocniej owinęła palce wokół zimnego metalu. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz