Rozdział 23

198 22 5
                                    

- Była kiedyś pewna rodzina. Nie była zbyt bogata ani wykształcona, ale panowała w niej atmosfera miłości. Nigdy nie mieszam się w sprawy śmiertelników, jednak ta rodzina szczególnie przypadła mi do gustu. Codziennie wieczorem wszyscy siadali przy kominku... a było to wyjątkowe miejsce w ich domu... i opowiadali sobie nawzajem o przeżytym dniu. Członkowie rodziny czuli moje błogosławieństwo. Nie wierzyli w greckich bogów, byli praktykującymi chrześcijanami, ale w jakiś sposób wiedzieli, że się o nich troszczę... To tak okrutnie ironiczne... nazywali mnie swoim aniołem stróżem - wzięła głęboki oddech. - Doskonale pamiętam, kiedy Zeus pewnego dnia przywołał mnie do siebie. Zwrócił uwagę, że zbyt dużo czasu poświęcam jednej rodzinie. Zakazał mi opuszczania Olimpu... To... - głos jej się łamał. - Wciąż pamiętam to, jakby było wczoraj. Gdybym przykładała się do swoich obowiązków, gdybym potrafiła pogodzić zainteresowanie tą rodziną z moimi zadaniami... albo gdybym w ogóle nigdy nie zaczęła jej obserwować... nic by się wtedy nie stało - zrobiła długą przerwę. Widok potężnej bogini powstrzymującej szloch wyglądał przerażająco. - Ja jednak byłam jeszcze głupsza. Uwierzyłam, że wystarczy ograniczyć tę dziwną "znajomość". Nie wystarczyło... Minął tydzień, może mniej. Poczułam, że dzieje się coś złego. Zignorowałam zakaz i... - jej ciałem wstrząsnął dreszcz. - Była burza, a w twoim domu szalały płomienie. Piorun uderzył w dach... Wskoczyłam do środka, chciałam wszystkich uratować, ale... było już za późno - znowu wzięła kilka oddechów. - Wszyscy zginęli - dodała prawie szeptem. - Poza... - przełknęła ślinę. - Poza jedną osobą... Od zawsze byłaś wyjątkowa, a ja otoczyłam cię wyjątkową opieką. Uspokajałam cię, gdy budziłaś się w nocy, bawiłam się z tobą, gdy rodziców i rodzeństwa nie było w pobliżu. Musisz wiedzieć, że aura dziecka jest niesamowicie zmienna. Bardzo często dopasowuje swoją formę do aury otaczających ją ludzi. Myślę, że tak właśnie stało się z twoją; przejęłaś po prostu odrobinę mnie. Zobaczyłam cię na podłodze, twoja kołyska została przewrócona i przygnieciona płonącą deską. A ty... - Hestia pociągnęła nosem. - Nie miałaś prawa żyć, miałaś więcej poparzeń niż zdrowej skóry, twoje piękne złote loczki doszczętnie spłonęły, a oddech był płytki i chrapliwy. Ale BYŁ... żyłaś, walczyłaś. Wiedziałam, że ludzie na nic się przy tobie nie przydadzą. Zabrałam cię na Olimp i zaryzykowałam... wsadziłam cię do mojego świętego ognia. Nie miałam wiele do stracenia. Fakt, mogłaś po prostu spłonąć, ale gdybym nie spróbowała, zmarłabyś w ciągu kilku godzin - znowu zatrzymała się w opowieści. Smutno uśmiechnęła się sama do siebie. - Nie wiem, ile czasu minęło, straciłam wtedy rachubę. Ale po jakimś czasie usłyszałam twój płacz. Tak dobrze go znałam, był donośny i na swój sposób melodyjny. Nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa.

***

- Magnus? O bogowie! - wykrzyczała Annabeth i ucałowała kuzyna w czoło. - Baliśmy się, że się nie obudzisz.

- Randolph - wysapał Magnus. - Przepowiednia...

- Cii - położyła mu palec na ustach. - Wiem. To moja wina, przepraszam. Powinnam była się domyślić.

- Ann, co ty gadasz? - powiedział z trudem. Wciąż był wycieńczony. Obronna aura Randolpha wydusiła z niego wszelkie siły.

- Powstrzymaliśmy wojnę - uśmiechnęła się do niego, zmieniając temat.

- Tylko jedną - poprawił ją chrapliwym głosem. Annabeth natychmiast zerwała się i przyłożyła mu do ust szklankę wody. - Dzięki - dodał z wyrazem ulgi na twarzy. - Wszyscy uciekli, prawda?

- Nie wszyscy - znów się uśmiechnęła. - Zabiliśmy Spór i Destrukcję. Do tego pojmaliśmy... myślę, że większość wyznawców. 

- Co teraz? - spytał, po czym ziewnął przeciągle. Już po chwili od przebudzenia oczy znów mu się kleiły. - Jakieś wieści z góry... albo nie z góry?

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz