Z uznaniem patrzyła, jak, prawdopodobnie dzięki grze Grovera, dzieje się... coś. Sama nie wiedziała, o co chodzi, tym bardziej olbrzymie stwory, których wyrazy twarzy (czy w ich wypadku można w ogóle mówić o twarzy?) wyrażały zdezorientowanie i... ból? Czy to możliwe, żeby muzyka zadawała im ból? Kilka razy słuchała piosenek, które jej przyjaciel uznawał za dobre. Jeśli grał podobnie, mógł rzeczywiście sprawiać swego rodzaju cierpienie, ale nie takie. Stwory zaciskały zęby, przymykały oczy, zasłaniały uszy. Przez chwilę pomyślała, że na tym się skończy, że zaraz bez problemu dotrą tam, gdzie chcieli. Wtedy jeden z potworów wydał kolejny ryk, na oślep rzucił się przed siebie i uderzył, spadając prosto na zajętego grą Grovera. Ruth zakryła usta rękoma i wydała cichy jęk przerażenia. Nie było już muzyki. Giganty otrząsały się z niedawnego szoku. Ból i zdziwienie na twarzy stojącego zastąpiła wściekłość. Patrzył prosto na nią i powarkiwał cicho.
- Zginiesz, helleńska szmato - wycedził tak niewyraźnie, że nie była pewna tego, co usłyszała. Nagle poruszył się drugi z potworów. Z jękiem przewrócił się na bok, uwalniając także jęczącego satyra.
- Grover! - krzyknęła, ale nie była w stanie się ruszyć. Była kompletnie sparaliżowana strachem. Po chwili zauważyła głęboko wbity w pierś olbrzyma sztylet. Drugi olbrzym zawył, skierował wzrok na Grovera. Emanowała od niego żądza mordu.
Nie mogła w to uwierzyć. Nie w te wszystkie nowości, które rozsadzały jej głowę, ilekroć próbowała o nich myśleć. Je postanowiła odłożyć na później. Nie wierzyła w to, że w tak ważnym momencie nie jest w stanie pomóc przyjacielowi. W głowie miała pustkę, przecież zawsze roiło się w niej od pomysłów. Poza tym, czuła, jak z każdą chwilą podnosi się temperatura jej ciała. "Nie, nie teraz" - wiedziała, że i tak tego nie uniknie, nie powstrzyma się w takim napięciu. Czas się kończył, stwór ruszył w stronę ledwo przytomnego przyjaciela, który z trudem próbował się podnieść. "Noże" - przypomniała sobie, wyrywając się z osłupienia. W jej głowie zrodził się plan - szalony, głupi... ale co innego pozostawało? Wyjęła jeden z noży i zważyła go w dłoni.
- Hej, brzydalu!!! - krzyknęła, pokonując strach.
***
- Grover!!! - wrzasnął wyrwany ze snu. Jak dobrze, że był w domku sam, ostatnio często zdarzały mu się takie pobudki. - Co się dzieje? - Percy spytał sam siebie. Jego przyjaciel znów był w potrzebie, a on znów nie miał pojęcia, jak mu pomóc.
Nagle jakby szósty zmysł podesłał mu propozycję. Obraz pagórka pod sosną Thalii na ułamek sekundy mignął mu w głowie. W mgnieniu oka wybiegł z domku, po czym w średnio filmowym stylu wrócił się po swój nowy sztylet, podarunek od Magnusa. Był przyzwyczajony do tego, że miecz sam pojawiał się w formie długopisu w jego kieszeni, więc zwyczajnie zapomniał zabrać jakąkolwiek inną broń. Czuł jednak, że dziwny metal może okazać się przydatny. Jego przyjaciel wreszcie wracał do domu, był prawie pewien, że się nie myli.
***
Tak, jak się spodziewała. Tylko na nią spojrzał, chciał zostawić ją sobie na później.
- Do ciebie mówię, kupo lodu! - złapała nóż na środku, wzięła głęboki oddech. - Żryj to!!! - na coś zdały się lata ćwiczeń z ciężarkami. Ostrze głęboko utkwiło w ciele "brzydala", idealnie pośrodku fałdy tłuszczu okalającej jego brzuch. Kolejny ryk rozdarł powietrze.
- Jak nic, straciłam kilka procent słuchu - mruknęła do siebie i wzięła do rąk kolejne dwa noże. Potwór rzucił swoją broń i zacisnął błękitne pięści. Najwyraźniej chciał załatwić sprawę w pełni samodzielnie, gołymi rękoma. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ułatwił Ruth zadanie. Biegiem ruszył przed siebie, a serce dziewczyny zabiło jeszcze szybciej. Jeszcze chwila, jeszcze... Już!!!
Pierwszy z noży wbiła pod mostkiem olbrzyma, natychmiast użyła jelca jako podpory i lewą ręką sięgnęła za jego plecy. Wbiła ostrze w bark i, uwalniając jednocześnie prawą rękę, przerzuciła całe ciało pod pachą stwora. Znów wbiła prawą rękę, tym razem w drugi bark. Wszystko działo się szybciej, niż zdążył on zamknąć ręce w uścisku, dzięki refleksowi Ruth, łapiąc tylko pusty wózek. Wisiała teraz, kurczowo trzymając się sztyletów i stykając się plecami z potworem. W mgnieniu oka przerzuciła lewą rękę na drugi nóż i zamieniła dłonie miejscami. Teraz to brzuch dotykał wstrętnego cielska. Wyciągnęła lewy nóż i wbiła go wyżej, tuż pod szyją, to samo zrobiła z prawym. Dyszała ciężko. Ręce pulsowały i paliły żywym ogniem. Jej temperatura wciąż wzrastała, czuła, że już niedługo TO się stanie. Gigant zdawał się nie robić sobie zbyt wiele z już pięciu dziur, które zrobiła w nim dziewczyna. Zamiast wrzeszczeć w cierpieniu, wierzgnął tylko, próbując ją zrzucić. Ruth wrzasnęła z bólu wystawianych na ciężką próbę ramion. Cały ciężar oparła na lewej ręce, a prawy nóż z trudem wyszarpnęła z ciała. Wyciągnęła rękę, mierząc w gardło przeciwnika.Było blisko.
Nagłe, bolesne szarpnięcie za stopę sprawiło, że wypuściła obydwie bronie. Uderzyła w grunt. Po chwili potwór przeciągnął ją po ziemi, uniósł w górę, podrzucił i złapał obydwoma wielkimi, obleśnymi dłońmi, miażdżąc przy okazji chyba kilka żeber. Ruth wrzasnęła z bólu.
- Zapłacisz mi za to - warknął, zionąc jej w twarz fetorem z ust. - Mógłbym cię zjeść na raz, ale wolę się pobawić - dodał i zarechotał wstrętnie. Przełożył ją do jednej ręki, a drugą podrapał się po skroni. - Od czego by tu zacząć?
- Od błagania o litość - syknęła i po raz pierwszy w życiu, zamiast się powstrzymywać, pozwoliła swojemu przekleństwu działać.
Gdy uwalniała gorąco, cały świat schodził na drugi plan. Czuła się jak rozżarzony węgiel. Oddychała z trudem, jej płuca napełniały się żarem, język zmieniał się w wiór. Do jej umysłu przedarł się pełen cierpienia wrzask.
Z amoku na chwilę wyrwał ją niewyobrażalny ból. Rzucił nią. Z impetem uderzyła o ziemię, po czym stoczyła się ze wzniesienia. Resztkami sił uniosła się na łokciach i splunęła krwią. Przed zemdleniem kątem oka zobaczyła jeszcze, jak jej przeciwnik upada, trzymając się za to, co pozostało z praktycznie stopionej ręki. Odpłynięcie w sen było zbawieniem.
***
- Nie jestem w stanie jej dotknąć - powiedział nieznany Percy'emu z imienia syn Apollina. - Jej skóra parzy.
- Czy w obozie jest jakiś cyklop? - spytał po chwili myślenia i po tym, jak sam prawie oparzył się o rozgrzaną skórę dziewczyny. Przez chwilę pomyślał o Tysonie i jego odporności na ogień. Wiedział, że muszą działać szybko.
Heros przecząco kiwnął głową.
"Co robić, co robić, co robić?" - myśleli intensywnie. "Ona może się zaraz wykrwawić"
- Leo!!! - krzyknął nagle, wpadając na rozwiązanie.
- Ten Leo? Leo Valdez? Kto go przekona?- spytał niepewnie syn Apollina.
- Przyjaciel?... Może mimo wszystko wciąż coś dla niego znaczę.
CZYTASZ
Ogień | PJ/OH (zakończone)
FanfictionUczestnik konkursu "skrzydlate słowa" Niektóre boginie z różnych przyczyn przyrzekły dziewictwo. Nie warto ich dociekać, najważniejsze jest to, że nawet jeśli mają swoje domki w obozie, nikt nigdy w nich nie zamieszka. A jednak, kiedy Ruth, niepełno...