16

1.6K 126 17
                                    

Sharon ocknęła się dopiero w jadalni. Miała nadzieję wzbudzać zaufanie w osobach mieszkających na Grimmauld Place 12. Gdyby to od tego zależało mogłaby nawet udawać głupią i niemądrą, byleby zdobyć jak najwięcej informacji i przygotować dobrą zemstę. Życie nauczyło ją nikomu nie ufać, więc kiedy podeszła do niej rudowłosa dziewczyna o imieniu Ginny zamiast przedstawić się i od razu poddać się dokładnemu przeszukaniu i przepytaniu, czy może nawet zdiagnozowaniu magicznemu uciekła siadając jak najbliżej mężczyzny o krótkich blond włosach i brązowych oczach wyglądającego na nie więcej niż osiemnaście lat. Biła od niego jakaś znajoma magia, a jej instynkt mówił jej, że jest on przyjacielem i (mimo, że wyczuwała od niego lekką poświatę czarnej magii) to jest on dla nich dobry. Na twarzy widniało kilka ledwo widocznych blizn, a usta wykrzywione miał w grymasie zaskoczenia. No cóż, Sharon nie przeczyła, że był on przystojny ale zdecydowanie nie dla niej. Traktowałaby go raczej jako starszego brata.

Obok niego siedziała ładna dziewczyna wyglądająca na jakieś siedemnaście lat, choć w niebieskich oczach widziała doświadczenie i zarazem skorość do żartów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Obok niego siedziała ładna dziewczyna wyglądająca na jakieś siedemnaście lat, choć w niebieskich oczach widziała doświadczenie i zarazem skorość do żartów. Miała długie, pofalowane, ciemnobrązowe włosy z niebieskimi pasemkami. Przez cały czas opychała się ciasteczkami leżącymi sobie spokojnie na talerzyku pośrodku stołu i tylko jednym uchem słuchała tego co dzieje się wokół, tak samo jak Sharon. Trzymała w ręku gazetę z napisem "Prorok Codzienny", a u dołu pierwszej strony widać było jakieś ogłoszenie związane z narodowym dniem różdżki.

Sharon widząc, że na półmisku pozostały jedynie dwa ciasteczka obsypane czekoladą szybko pożarła do końca swój rożek i zgarnęła je z przed nosa zdziwionej dziewczyny. W końcu jej spojrzenie spoczęło na Madness, która zaczęła szaleńczo chichotać zakrywając się chłopakiem obok siebie. Ten nie wiedząc, o co chodzi dopiero po chwili zauważył brunetkę, która przyszła razem z Harry'm.

- Sharpie, zachowuj się! - zwrócił się do niej nagle czarnowłosy. Ta obróciła się w jego stronę, a widząc swojego przyjaciela w uścisku z wyższym od siebie mężczyzną, zdziwiła się. Miał on ciemne włosy i brązowe - prawie czarne - oczy, w których migała nutka szaleństwa, wzruszenia, a także okrucieństwa skrytego za wielką radością. Od razu widać, że Black.

Powstrzymała odruch szybkiego wstania od stołu i przywitania się. Uśmiechnęła się jedynie lekko, ale zaraz potem jej usta wygięły się w grymasie udawanego oburzenia.

- Och, że co? Ja mam się zachowywać? - prychnęła - Ciasteczka leżały to musiałam je zjeść.

Poprawiła sobie włosy odrzucając je do tyłu. Wyciągnęła z kieszeni Ray-Bany i założyła je na nos, po czym zwracając się ponownie do Harry'ego wstała z miejsca.

- Dzień dobry... - przywitała się z westchnięciem, a Potter w końcu odkleił się od mężczyzny, którego chłopak nazwał "Syriusz". Czyli jednak zdołali wyciągnąć go zza zasłony. Mogłam się tego domyślić, przecież starzec zrobi wszystko byleby móc utrzymać swojego rycerzyka po stronie "dobra" - pomyślała brunetka.

- Proszę państwa, to jest moja przyjaciółka Sharpie... Ała! Sharon, to bolało!... Niestety, ma ona dziwną chorobę, przez którą jest zmuszona nosić okulary przeciwsłoneczne w pomieszczeniu, bo ściany i żarówki, a także plastikowe krzesła źle na nią działają... Ej, no nie znowu! - Harry potarł zraniony bok, kiedy po raz drugi dostał kuksańca od swojej przyjaciółki.

- Nieprawda, on zmyśla. - burknęła Madness - Po prostu czasami gdy widzę idiotów to ślepnę. - zwróciła wzrok w stronę rudowłosego chłopaka zaczerwienionego po czubek nosa bez wyraźnego powodu. Biła od niego aura niezdecydowania i zazdrości. - Wolę się zabezpieczać.

Wszyscy puścili te uwagę mimo uszu i zwrócili uwagę na kałuże wody w korytarzu, a także w miejscach, w których stali Harry i Sharon.

- Czy chcę pytać, czemu kapie z was woda? - zapytała lekko otyła rudowłosa kobieta stojąca obok piekarnika z rękawicami kuchennymi na dłoniach. Jej mina wyrażała co najmniej, jakby chciała podbiec do Pottera i wyściskać go, ale jednocześnie nie chciała się zmoczyć.

Dwójka przyjaciół spojrzała po sobie z głupimi minami, szukając u siebie wsparcia. Nagle Sharon uśmiechnęła się w stronę pani i zaczęła mówić kompletnie chaotycznie.

- No bo... Harry spadł z mostu... i  potrzebna była re-rea- rein? Nie... reinkarnacja?

- Co? - wtrącił ze śmiechem brunet.

- Nie! Reanimacja i ten... Usta-usta, o tak! No wie pani. - czarnowłosa zrobiła dziubek z ust, na co kilka osób parsknęło śmiechem. - Prawie się udusił, ale go uratowałam! Biedak chciał popełnić samobójstwo... - teraz to nawet ona domyśliła się, że przesadziła, ale postanowiła grać dalej, coraz wiarygodniej. Swoje poprzednie zająknięcie zmieniła w  szok pourazowy, jakim musiało być spotkanie się z taką osobą. Przywołała na swoją twarz lekkie przerażenie i sztucznie przełknęła ślinę. Harry szybko załapał, o co chodzi i udał jak najbardziej skruszonego i winnego. - Ja... Powstrzymałam go i on powiedział, że ma tu jakichś przyjaciół, więc stwierdziłam... że lepiej, gdy będzie on wśród znajomych.

- H - Harry? - pani z rękawicami na dłoniach przepchnęła się przez zamurowane osoby stojące jej na drodze. Chwyciła chłopaka za ramiona i spojrzała mu w oczy. Sharon od razu zauważyła, że łzy na twarzy kobiety są sztuczne. Gdy ta chciała znowu się wtrącić przerwał jej huk, jaki spowodowało pojawienie się osoby w kominku za pomocą proszku Fiuu. Do pomieszczenia weszła postać odziana w niebieską szatę, a za nią ciągnęła się długa broda. Profesor Dumbledore zaszczycił ich swoją obecnością.


***

Dzień dobry! Zapraszam was na moje nowe opowiadanie pt. "Wieczne Ryzyko" o tematyce PJO/OH!


Mad Potter H.P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz