1

3K 199 19
                                    

Na parapecie okna domu na Privet Drive 4 siedział chłopak o niezwykle zielonych oczach. Wpatrywał się pusto w kropelki deszczu spływające po szybie. Z tęsknotą wspominał swojego ojca chrzestnego. Mimo, iż poznał go niedawno to zdążył mu zaufać, w końcu był jego jedyną rodziną. Chciał mu nawet powiedzieć o swojej drugiej tożsamości, ale nie zdążył.

Cholerny Dumbledore, pomyślał ze złością Harry To wszystko przez niego.

Gdyby tylko powiedział mu i tej przepowiedni... Ale jednak mógł się domyśleć, że ten stary manipulator nie cofnie się przed niczym. Jeszcze przed pójściem do Hogwartu wiedział, co musi zrobić. Miał zaprzyjaźnić się ze szlamą i zdrajcą krwi. Miał udawać, że nic nie wie na temat magicznego świata, że nie wie o wojnie. Ale nigdy nie miał zaufać dyrektorowi.

Zrobił to jeden jedyny raz i ucierpiał, oj ucierpiał na tym. Stracił jedyną osobę, która mogła mu przypominać o rodzinie. Oczywiście nie licząc Remusa, ale ten jest wiernie oddany Zakonowi Feniksa. Nie zniósł by tego, kim był Harry. A był płatnym zabójcom, jednym z najlepszych. Nazywany był Krukiem, omenem śmierci. Budził respekt na Nokturnie, jak i wśród gangów mieszanych, czarodziejsko-mugolskich. Walczył u boku najsliniejszego gangu, jakim był Madness, mimo iż sam był dowódcą. Większość sekt podlegała właśnie mu. Ale ta nie, ta była z nim na równi, więc zgodził się połączyć siły. Tym samym zdobył prawdziwych przyjaciół.

Czarnowłosy zaskoczył z parapetu i szybkim krokiem wyszedł z pokoju łapiąc po drodze Peleryne Niewidke. Starał się stąpać jak najciszej, by nie obudzić wujostwa, bo było już późno w nocy. Już raz od nich dzisiaj oberwał i nie miał zabiaru odstąpić powtórki z rozrywki.
Cicho przekręcił zamek w drzwiach i wyszedł na zimny dwór.

Księżyc w pełni świecił bardzo mocno, a on sam czuł wielką ochotę na krew.
Jego wampirza natura powoli brała nad nim górę, więc ruszył w dół ulicy, po drodzę sprawdzając, kto go pilnował. Snape. Och, jak miło, że mógł uciec akurat na jego warcie i przysporzyć mu kłopotów. Bo nie zamierzał wracać. Wolał już iść na tortury do Voldzia.

Gdy tylko doszedł na plac zabaw, który w prawdzie nie był jego celem, ustanął przy rozłożystym drzewem i zaczął grzebać rękami w piachu, przy okazji zaniedbując ostatnio co nabyte rany na dłoniach. Cóż, wujostwo lubiło zatrzaskiwać mu palce we framugach drzwi.

Po krótkiej chwili dokopał się do czerwonej skrzynki. Spod koszulki wyjął łańcuszek z małym kluczykiem i otworzył ją. Szybko wyciągnął z niej kilka papierów, po czym na nowo zakopał opakowanie.

Przejrzał akta i uśmiechnął się do siebie przebiegle.

Będzie zabawa.

•••

Podoba wam się jak tak piszę?

12/03/16

Mad Potter H.P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz