***
Sharon rano obudziła się z lekkim kacem, ponieważ ma mocną głowę, no i nie mogła pić, zważając na to, że musiała wszystko nadzorować... Ale i tak trochę sobie popiła. Dochodziła godzina 13, co oznaczało, że zdołała przespać niecałe 8 godzin.
Wstała z łóżka, bo oczywiście nie pozwoliłaby sobie na niewygodne spanie na podłodze, i podeszła do lustra. Jej czarne włosy splecione w warkocz miały teraz kolor tęczy i jak łatwo się domyśleć, świeciły w ciemnościach. Jej oczy bez soczewek wyglądały jednocześnie przepięknie i przerażająco, ale dziewczyna była już przyzwyczajona do nich i jedynym, nad czym się zastanawiała, to czy ktokolwiek zwrócił uwagę na ich barwę.
Śpiącym krokiem weszła do łazienki i wzięła szybki prysznic, który za zadanie miał ją obudzić. Zaczarowała swoje oczy (użyła uroku-iluzji, zależy jak zinterpretować), a włosy postanowiła zostawić w takim stanie w jakim są. W samym ręczniku wyszła z łazienki, która na szczęście była w jej pokoju i wygrzebała z szafy krótkie dżinsowe spodenki i biały, przyległy crop top z zamkiem z tyłu. Zgarnęła również świeżą bieliznę oraz fioletowo-neonowy sweter, po czym niepatrząc na leżących na podłodze przyjaciół (Louis i Daisy - jej asystentka, przyjaciółka do popijaw i nie tylko, a także zastępczyni) wbiegła do łazienki przebrać się, po drodze przewracając butelkę po... sama nie wie czym.
Dziesięć minut później chodziła już po całym domu i czarami sprzątała wszystko, a także robiła przy okazji zdjęcia dziwnych rzeczy, jakie napotkała. Miała to być druga część prezentu, jaki dopiero dzisiaj zamierzała dać Potter'owi.
Gdy weszła do kuchni z zamiarem poproszenia skrzatów o zrobienie jedzenia dla około czterystu osób (spokojnie, ma wystarczającą ilość kucharzy) zobaczyła niezłe zbiegowisko tych istot przy lodówce, która dziwnym trafem była zamknięta na kłódkę. Skąd ona się tu wzięła?
Wszyscy pomocnicy byli dobrze ubrani oraz zadbany, bo rodzina Madness od zawsze ceni sobie pomoc innych i elegancję (która czasem przeradza się w eksrtawagancję), dlatego też Sharon jest miła i uprzejma dla nich, a one z chęcią wykonują swoje obowiązki. We wcześniejszych latach babcia czarnowłosej a także prababcia walczyły o "uwolnienie" skrzatów od przymusowej roboty, to pomimo znaczącej władzy w kraju nie zdołały nic wskórać. Natomiastka matka dziewczyny przyjęła mugolski zwyczaj radzenia sobie samemu w sprzątaniu, więc Sharon, zainspirowana tym, namawia pomocników do pracy jedynie, gdy sytuacja jest niemożliwie trudna, gdy nie ma czasu lub gdy ma sporą ilość gości, tak jak teraz.- Co się stało? - zapytała najbliższą skrzatkę przy niej. Ta najpierw podskoczyła zaskoczona, a zaraz potem ukloniła się dotykając nosem podłogi. Uśmiechnęła się do swojej pani i powiedziała cichutko.
- Panienka Cassandra została zamknięta w lodówce przez panicza Sebastiana wczoraj w nocy.
Sharon zaczęła niekontrolowanie chichotać. Sebastian był wysokim wysportowanym blondynem z niebieskimi oczami. Zazwyczaj był spokojny i zajmował stanowisko "sekretarza" w gangu Monáre, ale kiedy się go upije i wejdzie mu w drogę to... można skończyć jak Cassie.
- Dobrze, dobrze. Już ją stamtąd wyciągam. - przeszła przez cały tłum i znajdując się w miejscu zainteresowania, pstryknęła palcami. Drzwiczki odskoczyły, po tym, jak kłódka zniknęła. - Moglibyście zrobić jakieś śniadanie dla wszystkich? I proszę zanieść je do trzech jadalni gościnnych. - uśmiechnęła się ciepło, wyciągając brunetkę. Wszystkie skrzaty natychmiast zabrały się do roboty.
Jadalnie gościnne zazwyczaj używane były tylko, gdy przychodziły w odwiedziny inne gangi lub w razie wystawnych kolacji, podczas których Mad Hatter miała coś ustalać lub zawiązywać układy.
Sharon pociągnęła za sobą śpiącą Cassandrę i, gdy dotarła do salonu, ułożyła ją na kanapie, wcześniej spychając z niej jakiegoś chłopaka, który pomimo upadku nie obudził się. Brunetka zaczęła coś mamrotać przez sen o żółtym pegazie i przetarła dłonią twarz i na nowo zasnęła. Rozmazała sobie na twarzy srebrną szminkę i różowy cień do powiek (wszystko fosforowe), ale co się dziwić? To była szalona impreza.
Nagle ze strony schodów usłyszała jakiś hałas i stłumione przekleństwo. Spojrzała z rozbawieniem na Harry'ego, który zleciał na dół i właśnie rozmasowywał swój tyłek. Ciekawe czy ból jest po upadku, czy po... innej rzeczy, którą z pewnością robił na tej imprezie niejednokrotnie.
- Kacyk jest?! - krzyknęła w jego stronę, jako iż oddzielało ich kilka metrów.
- Ciszej, kobieto. Błagam powiedz, że udało ci się wymyślić ten eliksir! - jęknął i podczołgał się pod jej stopy. Spojrzał na nią prosząco, a ta jedynie zaśmiała się na to.
- Dam ci, ale tylko dlatego, że masz urodziny, a raczej wczoraj miałeś. - uśmiechnęła się do niego przebiegle i wyjęła z tylnej kieszonki flakonik z przezroczystą cieczą. - Ciesz się, bo bezsmakowy.
Chłopak wypił ciurkiem całą ciecz i odetchnął.
- Musimy obudzić resztę. - uśmiechnął się szatańsko do Sharon, a ona to odwzajemniła.
***
Po pół godzinie wszyscy wstali (dzięki piszczałkom wyczarowanym przez Harry'ego), a w całym domu można było usłyszeć narzekania. Powoli zbierali się do jadalni, a gdy ostatnia łamaga, którą w gwoli ścisłości była Cassie, usiadła przy stole, zaczęli jeść.
- Uwaga, uwaga! - krzyknęła Madness - Pijcie wreszcie tą herbatę, no! Nie po to dodawałam do niej eliksir na kaca!
Gdy tylko powiedziała ostatnie słowo wszyscy złapali za szklanki. Niektórzy nawet wyrywali je kolegom obok.
- Widzisz, Harry? Chcesz wywołać fałszywe zamieszanie? Zgłoś się do mnie! - szepnęła na ucho brunetowi, a ten zaczął się śmiać.
Dawać nadzieję i potem ją odbierać, to w stylu Sharpie.
•••
Wesołych Świąt! Zając prezenty przyniósł? XD
27/03/16

CZYTASZ
Mad Potter H.P.
FanficHarry Potter - ułożony, grzeczny, Złoty Chłopiec Gryffindoru, Zbawiciel. Rycerzyk Dumbeldora, Chłopiec-Który-Przeżył. Ma zgładzić Czarnego Pana, czarny charakter. Ale co jeśli, on sam nie jest taki jaki się wydaje? Co jeśli sprzymierzy się z Sami-Wi...