18

1.5K 116 8
                                    

- Dumbledore, do cholery jasnej, możesz przestać wtykać w nos w nieswoje sprawy?!

Od dobrych dziesięciu minut Harry próbuje wmówić dyrektorowi, że wcale nie chciał się zabić, a jego zniknięcie spowodowane było porwaniem przez Vodemorta... co za bardzo nikogo nie uspakajało. Sharon siedziała przy kominku i suszyła swoją mokrą bluzę oraz buty podśmiewając się pod nosem. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wszyscy tak przejmują się jej kłamstwem. Przecież w jej gangu już wszyscy są przyzwyczajeni do jej głupich pomysłów, a w tamtym momencie powiedzenia takiego tekstu wydawało jej się śmieszne. I nadal tak jest. Jest rozbawiona tymi niedowierzającymi i podejrzliwymi spojrzeniami kierowanymi w jej i Harry'ego stronę.

Co chwilę z salonu, z którego wygoniono wszystkich zakonników słychać było pełne oburzenia przekleństwa z ust Czarnego.

- Mój chłopcze, ja się po prostu o ciebie martwię. To bardzo poważna sprawa, czy Voldemort zdradził ci coś o swoim planie lub... przepowiedni? - ponownie zadał pytanie starzec. Miał nieco zdenerwowany wyraz twarzy, ale Harry'ego ani trochę to nie obchodziło. Nie zwracał na to uwagi, w przeciwieństwie do Sharon, bo aktualnie popadał na białą gorączkę.

- Nie. Ile mam jeszcze powtarzać? Przez cały czas trzymał mnie w więziennej klatce i dopiero po tygodniu udało mi się uciec. Najprawdopodobniej Voldi chciał mnie zagłodzić na śmierć... - przerwał widząc głupią minę dyrektora.

- Co?

- Co "co"? - zapytał zdziwiony czarnowłosy. Sharon w tym czasie odchyliła głowę na oparciu swojego fotela spojrzała z rozbawieniem na niego.

- Słońce, on nie jest przyzwyczajony do nazywania najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów per "Voldi". - powiedziała i z westchnięciem wstała z siedziska i podeszła do patrzącej na nią dwójki. Usiadła na dywanie i dała znak ręką, by kontynuować zadawanie pytań.

- Kim jesteś? I gdzie się spotkaliście? - zapytał z zaniepokojoną i zdenerwowaną miną siwobrody.

- Jestem Sharon Madness, mam 17 lat i spotkaliśmy się w Londynie. - uśmiechnęła się lekko, choć w jej ruchach było coś jakby sztywnego i... stresującego. - Nawet nie pytajcie, nie jestem prawdziwą Madness. Zostałam adoptowana przez tą rodzinę, ale to moja siostra jest nią. Aktualnie nie mam pojęcia, gdzie jest. - dodała widząc nieco przestraszony wzrok profesor.

- To my może już pójdziemy, muszę obgadać kilka spraw z Syriuszem... W końcu tak długo był martwy. -  Czarny spojrzał twardo na Dumbledore'a - Więc żegnam. Sam pokaże Sharpie pokój.

Czarnowłosa jedynie prychnęła i uderzyła go z łokcia w brzuch za nazwanie jej "Sharpie".

***

Zdenerwowana szatynka szła ulicami miast. Nie mogła znieść myśli, że wszyscy przejmują się bardziej jej beznadziejną siostrą. No i tym przystojniakiem o niesamowicie zielonych oczach, ale to akurat był zrozumiałe. Miała dość ukrywania się w tym beznadziejnym zamku, wśród tych wszystkich idiotów. Wolała zdecydowanie iść na jakieś zakupy, ale jak zwykle nikt jej na to nie pozwolił tłumacząc się "Tam jest niebezpiecznie. Nie słuchałaś Sharon? Polują na twoją moc".

Oczywiście nie wierzyła w te bzdury, więc wymknęła się z dworu i ruszyła na pokątną, żeby przejrzeć najnowsze kolekcje modowe czarodziejów.

Bo w końcu, kto ośmielił by się na nią napaść?

Weszła do najbliższego butiku, w którym na wystawie znalazła przepiękną żółtą suknię. Pragnęła ją jak najszybciej mieć, więc podeszła do ekspedientki, która widząc ją lekko się uśmiechnęła.

- Dzień dobry. W czymś pomóc? - zapytała uprzejmie.

- Chcę tą sukienkę na wystawie. Rozmiar 38, zapakuj. - rzuciła opryskliwie i kiedy już miała odchodzić, żeby usiąść na pufie stojącej obok wesoło udekorowanego stojaka na okulary, zatrzymał ją głos sprzedawczyni.

- Niestety nie mamy, ale mogłaby mi podać pani swoje imię i nazwisko oraz numer sowy, a przyślemy ją do pani pocztą. Wystarczy, żeby pani teraz zapłaciła.

Oczy dziewczyny zaświeciły się niebezpiecznie, a ona sama uśmiechnęła się lekko.

- Oczywiście. - wyjęła z sakiewki leżącej w jej torebce 35 galeonów i sięgnęła po małą karteczkę i długopis z lady. Napisała tam dużymi literami swoje imię i nazwisko, a także numer "78".

- Jestem Charlotte Madness.

Po czym odwróciła się i wyszła odprowadzana zszokowanym spojrzeniem kasjerki.

Nie zdawała sobie sprawy, jak dużo będą ją kosztować te słowa.

Mad Potter H.P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz