17

1.5K 123 7
                                    

Do pomieszczenia wszedł Albus Dumbledore. Natychmiast zwrócił uwagę wszystkich w pomieszczeniu swoim efektownym wejściem, które Harry skwitował jak "beznadziejnie nieudane". Od razu podbiegła do niego zaaferowana pani Weasley.

- Profesorze, stało się coś strasznego! - krzyknęła z łzami. Nie miała pojęcia, co powiedzieć najpierw. O tym, że Harry się znalazł, czy o tym, że próbował popełnić samobójstwo, a nieznajoma, niepokojąco dziwna dziewczyna go przed tym powstrzymała i tu przyprowadziła.

- A cóż to się zdarzyło, Molly? - zapytał z dobrodusznym uśmiechem Dumbledore. Ukradkiem otrzepał swoją szatę z pyłu i resztek proszku Fiuu, na co Severus Snape, który to zauważył, prychnął pogardliwie, kiedy to na niego spadł brud.

- Harry! Chodzi o Harry'ego! On... on próbował się zabić! - krzyknęła rzucając się w kąta w kąt. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Miała nadzieję, że profesor szybko załatwi tą sytuację, a ten niewdzięczny Potter, dla którego tyle zrobiła i zadała sobie tyle trudu, żeby sprawiać wrażenie zatroskanej matki jego najlepszego przyjaciela zrezygnuje z skłonności samobójczych i skończy w końcu z Voldemortem. Potem to on może iść nawet w cholerę.

- Harry? Gdzie ty byłeś?! I czemu chciałeś się zabić, przecież wiesz, że jesteś jedyną nadzieją na... - krzyknął zdziwiony nauczyciel, ale mu przerwano. Przed panią Weasley przepchnęła się średniego wzrostu czarnowłosa dziewczyna o niesamowicie intensywnych granatowych oczach i zamachała ręką, w której trzymała ciasteczko czekoladowe, przed twarzą Dropsiarza z oburzeniem.

- Harruś, miałeś rację! Masz strasznie nie-zabawowych kumpli! - prychnęła obracając swoje okulary w lewej dłoni i żywo gestykulując drugą. Cóż, to się nazywa podzielność uwagi - Są cholernie nudni i nie znają się na żartach, poważnie. Czy tak trudno zrozumieć, że zwykły nastolatek wpadł na pomysł zeskoczenia z Diabelskiego Młyna do wody w celu ochłodzenia się w ten upalny dzień...

Jak na zawołanie pierwsze krople deszczu głucho uderzyły o parapet za oknem.

- Okej... Nie było tego... - kontynuowała brunetka. Chłopak stojący za jej plecami coraz bardziej nie umiał powstrzymać śmiechu i po chwili zaczął szaleńczo chichotać chwytając swoją znajomą za łokieć, by zatrzymać jej fale słowotoku - Szczerze powiedziawszy, to on nawet nie jest normalny, ale któżby się tym przejmował?! Bo przecież,... wy na serio uwierzyliście mi w taką bzdurę o śmierci? Mnie?! Księżycu, jesteście porąbani...

Jej dalszą litanię zatrzymał Harry zatykający jej usta, na co ta posłała mu obrażone spojrzenie, w których czaiła się nutka rozbawienia. Coś szepnęła na ucho chłopakowi, przez co ten najpierw spojrzał na nią zdziwiony, a potem wybuchnął śmiechem, jakby opowiedziała mu przezabawny żart.

***

- Może i na początku chciałam zachować pozory spokojnej, miłej i kurczowo trzymającej się jasnej strony osóbki, żeby mi zaufali, a może włączyli do swojego kółka religijnego, ale teraz, gdy patrzę na ich głupie twarze mam ochotę ich uderzyć krzesłem w twarz lub patelnią. Tak, patelnia działa cudy. - szepnęła Sharon do Harry'ego na ucho, a ten przez chwilę myślał nad jej słowami. Chciała podsłuchiwać zebrania Zakonu? A więc po to ta głupia maskarada na początku ze zgrywaniem obojętnej dziewczynki. Słodkiej i uroczej. - Choć może chłopak co siedzi obok tej wystrzałowej laski jest czegoś wart. Przystojny. - stwierdziła.

Harry zakrztusił się powietrzem i zaczął się opętańczo śmiać. Gdyby wiedziała...

- Nie gadaj, nie wiesz. - wyksztusił.

Nagle na scenę wpadł Ronald, którego Harry od razu skwitował krytycznym spojrzeniem. Wiedział, że rudy będzie wściekły. O jego zniknięcie, znajomości z Sharpie i o to, do jakiego stanu doprowadził jego matkę, a mianowicie: nie wiedziała, co robić. Czy płakać czy udawać rozbawienie całą tą sytuacją.

- Stary?! Co to za dziwaczka?! I gdzie ty byłeś?! - gdy tylko te słowa padły ze strony rudzielca, Harry miał wrażenie, że trzęsą mu się uszy z wściekłości. Jak on śmie nazywać jego przyjaciółkę "dziwaczką"?! Być może on sam to robił, ale nie takim tonem nikim to robił Weasley.

Za nim zdążył jakkolwiek zareagować, a bliźniacy Fred i Goerg wyjść z pod stołu, pod którym śmiali się przez ostatnie dziesięć minut i tworzyli swój własny rytuał, który mógłby pozwolić Sharpie wejście do ich "Zespołu Psikusiarzy" (który, w gwoli ścisłości posiadał dwóch uczestników), Madness chwyciła go za ramię i sama wystąpiła z gracją do przodu.

- To, co powiedziałeś, ani trochę mnie nie zraniło. - zrobiła podkówkę z ust i pochyliła się w jego stronę - Szczerze? Jesteś głupi, idiotyczny, rządny pieniędzy i korzyści, a twoja twarz wzbudza u mnie odruch wymiotny. - skrzywiła się w obrzydzeniu - A stwierdziłam to po twoich oczach, kretynie. I mówię ci to tylko dlatego, żebyś przestał się tak głupio uśmiechać!

Ostatnie słowa wywarczała nisko, na co Syriusz posłał jej obrażone spojrzenie i wymamrotał coś, co miało znaczyć chyba "Ja to robię lepiej". 

Wbrew wszystkiemu Sharon jest bardzo agresywna i impulsywna, a w takich chwilach staje się również nieobliczalna, co wiąże się z wybuchami magii, ale na szczęście dzieje się tak tylko w obecności irytujących osób lub w sytuacji, gdy ktoś próbuje ją obudzić.

Ludzie na około nich zaczęli dyskutować. Bądź co bądź, właśnie przeszkodzili im w jakimś spotkaniu (nie wiadomo jakim...), więc było ich tu zadziwiająco dużo. Pomimo uniesionej wrzawy panującej w pomieszczeniu, przez hałas przedarł się szorstki ton głosu.

- Chłopcze, musimy porozmawiać. Zapraszam za mną do salonu. Byłbym ucieszony, gdybyś zechciał zabrać ze sobą tą... panienkę.

Mad Potter H.P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz