20

1.3K 104 6
                                    

Harry miał wrażenie, że w pewnym stopniu w ogóle nie obudził się ze snu.

Przez cały czas miał wrażenie, że ktoś nad nim stoi i go obserwuje, i tylko kątem oka mógł dostrzec rzeczywistość. Starał się skupić na głosie Sharpie, która gdzieś go prowadziła. Przed oczami co chwilę pojawiały mu się mroczki, przez co miał nie jasne wrażenie, że prawie w ogóle nie posuwa się w przód. Coś zakuło go w piersi, a zaraz potem zaczął mocno kaszleć, nie mogąc złapać oddechu.

- Harry,...musimy...Louis'a... - tylko strzępki słów docierały do jego uszu. Zakrył dłońmi oczy, bo zamiast mroczków tym razem zobaczył oślepiającą jasność. - Harry?

Zamrugał gwałtownie oczami i spostrzegł, że opiera się o ścianę, a jego paznokcie znacznie wydłużyły się i zczarniały tworząc pazury, przez co prawie że zrywał tapetę ze ścian. Potrząsnął jeszcze raz głową, a te zniknęły, jakby nigdy nie istniały. Zmrużył oczy doszukując się jakiegoś bólu w ciele, ale nie poczuł nic, co mógłby utożsamić z poprzednim atakiem, co wydało mu się naprawdę dziwne. Może mu się to tylko wydawało?

Odwrócił się do Madness, która z zaniepokojeniem obserwowała każdy jego najmniejszy ruch. Przez sekundę wydawało mu się, że widzi za nią jakiś cień, ale szybko zniknął. Chyba wariuję - pomyślał nieco paranoicznie.

- Nic mi nie jest. Wszystko dobrze. Nic mi nie jest, nic... - powtórzył jak mantrę. Jego pierwsze słowa brzmiały pewnie i były skierowane do Sharpie, ale następne już zdania wypowiedział, by samemu się uspokoić.

- Na pewno? - zapytała dziewczyna i pomimo zapewnienia chłopaka o jego zdrowiu, nadal nie spuszczała z niego czujnego wzroku. Za długo się znają.

- ŚNIADANIE!!! - do ich uszu dotarł krzyk pani Weasley. Z pokoju na końcu korytarza niemal od razu wyłonił się Remus, który wyglądał niemal tak samo, jak Harry tuż po obudzeniu, tyle że u Pottera nie wiadomo było, co jest tego przyczyną, a Lupin był przecież wilkołakiem.

Brunetka chwyciła nastolatka za nadgarstek, który dziwnie zapiekł go pod jej dotykiem, ale ten natychmiast zapomniał o tym po zobaczeniu schodów. A raczej tego, co z nich zostało. Większość stopni była zarwane i jakby pochłaniana przez Otchłań, do której z łatwością można było wpaść. Czarnowłosy otworzył szeroko oczy i szarpnął Madness za rękę, która chciała postawić stopę na niebezpiecznie chwiejącym się schodku. Ta potknęła się i wpadła na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Co jest?! - krzyknęła zdziwiona. Spojrzała na niego swoimi dużymi oczami i odgarniając grzywkę za ucho wyrwała się z jego uścisku, w jaki zabrał ją przy nieudolnej próbie odciągnięcia jej od przepaści. Nieudolnej, bo dziewczyna ponownie zbliżyła się do niej, a za nią szedł niczego nieświadomy, zmęczony Remus. Postawiła stopę, a drewno zamiast się zawalić jedynie się umocniło i na jego oczach cała Otchłań zniknęła, pozostawiając nietknięte niczym przejście.  - Idziesz?

Z szoku wyrwała go Sharon, która stała już piętro niżej, a obok niej przeszedł nie wzruszony Lupin (Harry zdążył jeszcze zobaczyć jak Madness odprowadziła go zaciekawionym - pokusiłby się nawet o stwierdzenie "wygłodniałym" - wzrokiem, aż zniknął za rogiem).

Niepewnie ruszył i widząc, że nic się nie stało, niemal zbiegł do swojej przyjaciółki, stwierdzając, że skoro zdołała coś takiego zrobić z wyimaginowaną przepaścią, to sama jej obecność powinna jakoś pomóc mu na tą dziwną przypadłość. Dlaczego tylko on to widział? A może Sharpie też to widziała, tyle że udawał, że nic takiego nie ma miejsca? Nie... Po co miałaby to robić?

Gdy doszli do kuchni, zauważyli, że oprócz nich jest tam jeszcze jedynie kilka osób.

Harry spojrzał na zegar i zdzwiony odkrył, że jest dopiero dziewiąta rano, a przecież pani Weasley zazwyczaj robiła śniadanie o jedenastej w wakacje.

- Czemu tak wcześnie dzisiaj, Molly? - zapytała z przekąsem Sharon, która próbowała naśladować głos dyrektora. Ich wczorajsze spotkanie również nie przebiegło w najmilszej atmosferze, podobnie do tego z Hermioną i Ginny. Mianowicie, jej sztuczne łzy wzbudziły chęć chamskiej bezczelności i udawanego politowania w sercu Madness. - Z tego co słyszałam, nie masz w zwyczaju budzić swoje skarbeczki... no i nie tylko... przed godziną dziesiątą. No kto by pomyślał, żyłam w przekonaniu, że na wsi trzeba wstać wcześnie rano, żeby nakarmić zwierzęta... Takie swoiste "Komu jedzenie, temu wstawać... o świcie"? Dobra, nie. Nie znam tego przysłowia. - wypuściła powietrze ze świstem i ze znudzonym spojrzeniem usiadła przy stole w salonie.

Po chwili z kuchni, do której udała się rudowłosa kobieta dało się usłyszeć dźwięk spadających garnków i przekleństwa, które z pewnością obudziły resztę domowników. Dlatego też do pomieszczenia wpadł zaspany Syriusz, tylko do połowy ubrany. Ku zdziwieniu Harry'ego to Remus się zarumienił na ten widok i próbował bezskutecznie odwrócić od niego wzrok, a nie Tonks.

Sharon zerwała się z krzesła i utkwiwszy spojrzenie, w którym czaiło się szaleństwo, w drzwiach, krzyknęła.

- Nie przeklina się! Jaki to przykład dajesz dzieciom?!

Harry nie miał pojęcia, kiedy jego przyjaciółka i matka Rona przeszły na "Ty". Nie miał też pojęcia, czy to, co właśnie zrobiła Sharpie, a także jej szaleńczy błysk w oczach nie podlegają jej atakowi. Wszyscy obecni wbili w nią zdziwiony wzrok, ale nie przejęli się tym zbytnio (po wczorajszym nie miłym zapoznaniem z nią, raczej nikt nie miał ochoty się do niej zbliżać), w przeciwieństwie do niego. Jako jedyny w tym gronie wiedział cokolwiek na temat nagłych ataków szaleństwa Madness (która aktualnie chichotała z czegoś, o czymś, co było wiadome jedynie jej) i wcale nie był zadowolony z takiej możliwości czy alternatywy. Wystarczy mu już, że ma dziwne halucynacje. 

Co najbardziej go zdziwiło, to brak odpowiedzi ze strony starszej kobiety. 

Niespodziewanie Sharpie przyjęła przerażony, zagubiony i przede wszystkim poważny wyraz twarzy, i podeszła do drzwi kuchennych. Stanęła przy ścianie i lekko uchyliła drzwi, przy okazji sięgając do ukrytej kieszonki w wewnętrznej kieszeni materiałowego pasa jej sukienki, w której trzymała mały nożyk. Otworzyła powoli drzwiczki, a obecnym ukazał się widok zmasakrowanego ciała Molly Weasley, która swój pusty wzrok wbijała w Pottera.

- Harry... Harry! Budź się, ty idioto!

Do jego uszu doszedł naglący głos Sharpie, a wzrok zaczął mu się nieco rozmazywać. Szalona Sharon stojąca przy drzwiach kuchennych nagle zniknęła. Tak samo jak inni i całe pomieszczenie.

- Nie, ja jednak po proszę owoce z jogurtem naturalnym. Ale taki, do którego nie naplułaś, proszę szanownej pani.

Harry przez chwilę zastanawiał się, o co chodzi, po czym otworzył oczy, ale zaraz je zmrużył, spostrzegając promienie słońca, które zaglądało do niego wprost przez okna, będące na przeciwko niego.

- Co jest? - wymamrotał śpiący.

- Och, pysiu. Przysnęło ci się. - mruknęła mu do ucha Sharon - Zaraz po tym, jak zdążyłam skomentować tą okropną porę na śniadanie.

I Harry z jednaj strony poczuł ulgę, bo jednak nikt nie umarł, a z drugiej, był przerażony, bo to oznacza, że jego halucynacje nie zniknęły.

Mad Potter H.P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz