Cały tydzień był dla mnie zbyt nerwowy. Miałam dość tego, jak mnie tu postrzegają. Dowiedziałam się od pewnej osoby, że grupka facetów założyła się ze sobą, który to z nich szybciej mnie przeleci. Czy to jest normalne?
Starałam się tym nie przejmować, olać to i żyć dalej. Dzisiejszego dnia, byłam już wykończona, przepłakałam całą noc po tym, jak tutejszy Play Boy, próbował na chama wziąć mnie w damskiej toalecie w barze. Jakieś piętnaście minut później po tym incydencie, faceci gratulowali mu przelecenia mnie. To podłe! Jeszcze gorsza była moja reakcja. Zamiast podejść do niego i upokorzyć go przed kumplami, wyszłam z baru, ignorując jego zachowanie.
Dzisiejszego dnia, dostałam wiadomość od niego, że prędzej czy później będzie mnie miał. Przez tę wiadomość byłam roztrzęsiona. Miałam już dość. Wszystko mnie denerwowało, chciałam z kimś o tym pogadać, ale jedyną taką znajomą była Kristen, ale ona ma zaledwie trzynaście lat. O takich sprawach nie będę z nią rozmawiać. Poza tym dziś wylatuje do dziadków, więc trzy tygodnie nie zobaczę jej. Przyzwyczaiłam się do jej obecności. Od tygodnia, dzień w dzień, po mojej pracy przyjeżdżała do mnie.
Po pracy przebrałam się i od razu pojechałam na oddaloną o pięć kilometrów plażę. Jest duszno, nie można wysiedzieć w domu, a leniuchowanie na plaży wydawało mi się dobrym pomysłem. Gdy tylko dojechałam do celu, pożałowałam tego. Niebo zrobiło się granatowe. Dosłownie. Grzmoty, pioruny i tak na zmianę. Piorun trafił w drzewo zaledwie pięćdziesiąt metrów ode mnie. Przerażona, aż podskoczyłam. Jestem w środku lasu, nad jeziorem, a do domu mam pięć kilometrów. Czym prędzej wsiadłam na rower. Próbowałam przyśpieszyć, ale wiatr mi to uniemożliwiał. Czułam, jakbym jechała w miejscu. Przemoczona, wystraszona, ze łzami w oczach ujechałam może z trzy kilometry, gdy jakiś debil wyskoczył zza zakrętu. Zahaczył o mnie, poleciałam w kałuże.
Co za debil jeździ w taką pogodę na motorze?
Jeremy! Tylko tego mi brakowało!
-Pojebało Cię człowieku?! Chcesz mnie zabić?- Powiedziałam tuż po tym, jak lekko uderzyłam go w tors.
-Nie zauważyłem Cię!
-Było jeszcze bardziej się rozpędzić, ty popieprzony dupku!
Podniosłam rower, chociaż wiem, że nadaje się on tylko na złom. Będę musiała przejść pieszo, resztę drogi, w szalejącą burzę. Za co ta kara? I dlaczego do cholery musiałam trafić na niego. On mnie nie cierpi, chociaż nic mu nie zrobiłam. Zawsze zwraca się do mnie arogancko, obraża i wywyższa się, jakby był kimś lepszym.
Szłam w stronę domu, ciągnąc za sobą zepsuty rower. Silny wiatr łamał gałęzie drzew. Idąc lasem w taką nawałnice to samobójstwo. Zostawiłam rower na poboczu, a sama zaczęłam biec. Wiem, że Jeremy jedzie za mną, słyszę ryk jego motoru. Zajechał mi drogę.
-Scarlett, podwiozę Cię.- Nie zgodziłabym się, ale w takich okolicznościach nie mam wyboru. Usiadłam tuż za nim, objęłam go w pasie. Wzdrygał się, a ja poczułam znów to napięcie, przyciąganie. Zignorowałam to, oparłam czoło o jego plecy i modliłam się, by nic nam się nie stało. Ujechaliśmy zaledwie kilka metrów, gdy trzask trafionego drzewa przez piorun odbił się echem po lesie. Jeremy zahamował gwałtownie i zawrócił. W miejsce gdzie przed chwilą byliśmy, spadło drzewo. Ziemia się zatrzęsła. Naprawdę jestem przerażona. Mało co nie zginęliśmy, przez opadające drzewo. Ścisnęłam go mocniej, by dodać sobie otuchy.***
- Scarlett? -Dopiero na dźwięk jego głosu, otrzeźwiałam.
Podniosłam głowę. Jesteśmy w jakimś garażu. Rozglądałam się po jego wnętrzu, panował tu niezły bałagan. Wszędzie porozrzucane klucze, jakieś części od motoru.
-Wszystko w porządku?- Spytał.
-Tak.
-Czy mogłabyś...- Wskazał na moje ręce, które wciąż oplatały jego brzuch.
-Przepraszam.
Zabrałam ręce i zeszłam.
- Odwiozę Cię, jak tylko się pogoda uspokoi. Istnym szaleństwem byłoby jechać w taką pogodę.
Nie zważając na mnie, wszedł do domu.
Poszłam za jego przykładem. Usiadłam na krześle w kuchni, bo nie chciałam bez zaproszenia pałętać się po jego domu. Czekałam na niego dobre dziesięć minut, a gdy już przyszedł, wpatrywał się we mnie z nienawiścią? Nie wiem, ale jego wzrok i to jak podał mi swoje ciuchy na przebranie, wkurwiło mnie.
-O co Ci chodzi? Co ja Ci takiego zrobiłam, że mordujesz mnie wzrokiem?
-Przebierz się.- Rzucił beznamiętnie, ignorując moje pytania. Wyszedł z kuchni.
-Stój! Odpowiedz mi!
- Nic.
To ma być odpowiedź? Chyba sobie kpi! Dogoniłam go, szarpnęłam za rękę.
-Jeremy!
Odwrócił się, a mnie obleciał strach. Gdyby jego wzrok miałby moc mordowania, leżałabym tu w kałuży krwi.
-Możesz dać temu spokój? Nie chce mi się gadać.- Ton jego głosu był spokojny, co nie współgrało z jego morderczym wzrokiem. Staliśmy oboje, wpatrując się w siebie. Mój oddech przyśpieszył, wciąż czułam to przyciąganie. Naprawdę ciągnęło mnie do niego, a Głębia jego spojrzenia, wywołała u mnie dreszcze, sutki stwardniały, co zresztą było widać przez cieniutki materiał białej bluzki. Nie miałam na sobie stanika i nawet nie zerkając na swój, dekolt wiem, że przez mokrą koszulkę, widać brodawki i stwardniałe sutki.
Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy, ja jednak opuściłam wzrok, a to, co zobaczyłam, wywołało skurcz w podbrzuszu, przywołujący na myśl znakomity seks. Ujrzałam imponującą wypukłość między jego nogami. Żadne zbędne słowa nie wyleciały z naszych ust. Stałam przez chwilę sparaliżowana, przyglądając się jego erekcji, a gdy podniosłam wzrok, z jego twarzy nie można było nic wyczytać.
-Powiedz, o co Ci chodzi?! Czemu nieustannie mną gardzisz?! Nie znasz mnie, a jednak zdążyłeś mnie znienawidzić!
-Co się tak przejmujesz moją opinią?! Jestem tylko pojebanym, ordynarnym dupkiem. Moja opinia nie powinna Cię interesować!
-Masz rację, jesteś nim teraz! Lepiej będzie, jeśli pójdę do domu.
-Daj spokój! Nie widzisz, jaka jest pogoda? Wyjście do lasu podczas takiej burzy, graniczy z szaleństwem. Chyba nie jesteś na tyle głupia, by tego nie rozumieć!
Mam go dość! Nie wytrzymam z nim. Co za dupek! Co gorsza, czuję, że ta kłótnia mnie podnieca. To bardzo niedobrze.
Odwróciłam się i wyszłam z salonu, wyklinając go pod nosem.
-Scarlett! Nie bądź głupia!
-Pieprz się!
Poczułam mocny ucisk na moim nadgarstku, ale to nie to mnie zaniepokoiło. Poczułam nieodpartą potrzebę kochania się z nim. Podnieca mnie jego siła, ta szorstkość i surowość. Odwróciłam się do niego przodem. Nie puścił mojej ręki, tylko wzmocnił uścisk. Wyrwałam mu rękę i z dziką pasją rzuciłam mu się na szyję. Złapałam na włosy i docisnęłam jego twarz do swojej. Mój język wdarł się do jego ust, zacisnął na nim swoje zęby. Zamarł, gdy spojrzałam, wgłąb jego oczu. Tak jakby doszukiwał się jakiegoś podstępu z mojej strony. Po chwili poddał się, puścił mój język i pocałował, tak jak tego pragnęłam. Pchnęłam go na ścianę, dalej zażarcie walcząc z jego niepohamowanym językiem. Oderwaliśmy się od siebie tylko po to, by zdjąć koszulki. Po chwili podniósł mnie za pośladki do góry. Przeszedł przez korytarz do salonu. Tam położył mnie na stole, dalej nie odrywając się od moich ust. Zdjął ze mnie mokre spodenki i majtki, sam jednak nie zdjął z siebie dresowych spodenek, tylko wyciągnął penisa i bez ostrzeżenia wbił się we mnie. W porywie pożądania zapomnieliśmy o delikatności i czułości. W naszym seksie nie było ani odrobiny czułości. Namiętność? Owszem.Wynika to może z tego, że nie łączy nas, żadna więź. Nie czujemy do siebie sympatii. Nie spotykamy się nawet jako znajomi. Nic kompletnie nas nie łączy, z wyjątkiem pociągu seksualnego, który w tym momencie przekracza wszelkie granice...
CZYTASZ
In The Cage Of Desire.
RomanceOd samego początku Jeremy pałał do niej nienawiścią , sądził, że tak zjawiskowo piękna dziewczyna o takiej figurze i stylu, ocenia wszystko po okładce. Miał alergie na taki gatunek kobiet. Znał się na ludziach i umiał rozpoznać próżną kobietę, tylko...