ROZDZIAŁ 7

4.5K 233 16
                                    


     Ze szkoły wyszłam trzy godziny wcześniej. Od razu po wydarzeniu z przed minuty. Nie chciałam już siedzieć i słuchać jaka to jestem super, bo postawiłam się Grace. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi. Wolałam usiąść w jakimś cichym miejscu i przeczytać dobrą książke. Wychodziłam właśnie z terenu szkoły kiedy usłyszałam za sobą głos Steve'a wymawiającego moje imię. Nie chciałam teraz z nikim gadać, więc nie zwróciłam na niego uwagi i szybkim krokiem ruszyłam w niewiadomą stronę, byle z dala od szkoły. Zatrzymałam się dopiero gdy poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Odwrócił mnie tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.

- Allie, wszystko w porządku? – trzymał mnie za ramiona swoimi rękoma i patrzył się głęboko w moje oczy – Jak udało ci się ją zgasić? – opuścił ręce.

Wywróciłam teatralnie oczami i głośno westchnęłam. Nie chciałam już o tym gadać. Nie wiem dlaczego wszystkich to jara. Ale powiem szczerze, że sama nie wiedziałam jak to zrobiłam.

- Sama nie wiem – zrezygnowana odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.

Gdy przypomniałam sobie wyraz twarzy Grace w tamtym momencie, posmutniałam. Odwróciłam wzrok. Chłopak chyba zauważył moje poczucie winy.

- Wszystko będzie dobrze. Jutro wszyscy o tym zapomną – przyznał i się uśmiechnął.

Ponownie odwróciłam wzrok na blondyna. Na jego twarzy gościł uśmiech, był zaraźliwy. Mimowolnie odwzajemniłam gest. Poprawiłam ramię od torby i miałam właśnie odwrócić się i ruszyć na przystanek autobusowy gdy nagle usłyszałam pytanie ze strony Steve'a.

- Nie miałabyś ochoty pójść ze mną na shake'a?

Byłam zdziwiona tym pytaniem. Czyżby zapraszał mnie na randkę? Przymknęłam lekko oczy, ponieważ zawiał lekki wiatr. Chłopak stał z rękami schowanymi do kieszeni od spodni. Uśmiechnął się i zrobił słodkie oczka. Jak mogłabym się nie zgodzić.

- Z przyjemnością – bez zastanowienia, zgodziłam się.

W towarzystwie blondyna ruszyłam w strone miasta.

Po kilku minutowym chodzeniu doszliśmy do ulubionej jogurciarni Steve'a. Dość długo czekaliśmy w kolejce. Nie dziwie się. Gdy spróbowałam mojego shake'a, odpłynęłam. Poczułam orzeźwienie na podniebieniu. Ja wzięłam smak truskawkowy, a on czekoladowy. Po wybraniu shake'ów poszliśmy na spacer do parku. Poznałam lepiej Steve'a. Dowiedziałam się, że pochodzi z Brooklynu. Jest jedynakiem i nie ma rodziców. Wiem jak on się czuje. Też nie mam rodziców i jest mi ciężko, ale mam brata, z którym mimo, że kłóce się codziennie o głupoty to i tak mogę zawsze na niego liczyć. A Steve nie ma nikogo. Ani rodziców, ani rodzeństwa, nawet żadnej bliskiej rodziny. Przykro mi się go zrobiło. Dobrzy ludzie zawsze mają ciężko. Nie chciał dalej ciągnąć tego tematu. Zrozumiałam go. Powiedział również o tym czemu się akurat przeprowadził do Nowego Jorku. Musiał załatwić kilka spraw. Spodobało mu się tu i został. Powiedział mi również, że interesuje się wojskiem i, że chciałby się tam zaciągnąć. Chciałam mu się zrewanżować, więc też mu opowiedziałam o swoim życiu. O przeprowadzce, o rodzicach, o domu dziecka, o piłce nożnej i o małym marzeniu zostania zawodowym piłkarzem. Przez cały spacer dobrze się bawiliśmy. Śmialiśmy się z moich opowiadań o wyczynach Gabe'a. Nawet chlapaliśmy się wodą w fontanny. Czułam się jakbym go znała od zawsze. Przy nim zapominałam o problemach. Nawet o tych ostatnich. Właśnie. Z nikim nie rozmawiałam na temat ostatnich wydarzeń. Nawet Gabe'owi, z którym jestem blisko. Chciałam komuś o tym powiedzieć, ale bałam się, że mnie wyśmieje. Ale musiałam wreszcie o tym powiedzieć. Dłużej nie mogłam tego trzymać w sobie. Sama sobie z tym nie poradze. Spojrzałam się ukradkiem na Steve'a. Zachwycał się piękną zielenią w parku, ale go nie słuchałam. Myślałam nad tym czy by nie opowiedzieć mu o wszystkim. Wydawał się najnormalniejszy ze wszystkich moich znajomych. Po długim namyśle postanowiłam mu się wygadać. Stanęłam i złapałam go za ramie by się zatrzymał. Zdziwił się. Spojrzał się na mnie z troską. Myślał, że coś mi się stało. Głośno zaciągnęłam powietrze.

- Chciałabym Ci coś powiedzieć – rzekłam i wypuściłam powietrze z płuc.

W tamtym momencie nie myślałam o tym, że mnie wyśmieje czy uzna za idiotke. Czułam, że mogę mu zaufać.

- Słucham uważnie – uśmiechnął się.

Miałam właśnie o wszystkim mu powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy dość głośny huk. Zmieszani odwróciliśmy się w miejsce hałasu. Dobiegał z miasta. Szybko pobiegliśmy na miejsce. Stanęliśmy na środku ulicy. Ludzie uciekali. Wybiegali z walących się budynków i samochodów. Spojrzałam się na góre i ujrzałam wielkiego robota przypominającego robaka. A na niebie latającą, czerwoną maszynę? Latała koło roboto-robaka i strzelała z rąk laserem. Odwróciłam się w prawo i zobaczyłam kobiete o czerwonych włosach i chłopaka trzymającego w ręce łuk. Walczyli z kilkoma mniejszymi robotami. Jeden powalił dziewczyne na ziemie, ale pomógł jej chłopak. Z drugiej strony ujrzałam postać w czerwono-szarym stroju, który po chwili zniknął. Obok stał mężczyzna o blond długich włosach i z wielkim młotem w ręce. Rozwalał jednego robota po drugim. Wiem kim oni są. To przecież są Avengers. A ja właśnie stoje pośrodku wielkiej bitwy. Przestraszona cofnełam się kilka kroków do tyłu. Nagle poczułam na plecach coś zimnego. Doknęłam ręką przeszkode. Była zimna i metalowa. Przełknęłam śline i odwróciłam się. Przede mną stał średniej wielkości robot. Cofnęłam się kilka kroków do tyłu . Potknęłam się o jakiś kamień i upadłam. Zaczęłam przesuwać się do tyłu łokciami, ale maszyna była coraz bliżej. Nagle zobaczyłam, że blaszak podniósł ręke do góry i chciał mnie uderzyć. A zapewne to strasznie boli. Nie zostało mi nic innego jak zakryć się rękami. Jakby to coś dało. Zakryłam się i czekałam na śmierć. Po chwili nie poczułam uderzenia na sobie. Tylko głuchy stuk. Otworzyłam oczy. Jeszcze żyje. Zdziwiona odsłoniłam ręke i ujrzałam przed sobą postać w kolorze niebieskim. Stał do mnie tyłem. Był lekko ugięty na nogach. Wyjrzałam lekko za postać i ujrzałam robota który uderzył w tarcze, którą trzymał mężczyzna. Stali tak kilka sekund. Po chwili popchnął tarcze do przodu tym samym zniszczył robota. Podniosłam się lekko na łokciach i zaczęłam głośno oddychać. Mężczyzna się do mnie odwrócił i podał ręke. Przez chwile się wachałam, ale wreszcie złapałam ją. Ten mnie podniósł i spojrzał mi w oczy. Miał piękne niebieskie oczy. Podobne do oczów Steve'a. Właśnie. Gdzie jest Steve?! Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Nie było po nim żadnego śladu. Zaczęłam się denerwować i niepokoić. Cofnęłam się od chłopaka. Nagle znowu poczułam robota za sobą. Niebieska postać rzuciła tarczą w robota. Robot wybuchł, a tarcza wróciła do właściciela.

- Stark? Potrzebuje twojej pomocy na skrzyżowaniu przy narodowym banku - przyłożył ręke do swojego ucha – Musisz kogoś ewakuować – spojrzał się na mnie i lekko uśmiechnął.

Po dosłownie 4 sekundach przyleciał czerwono-żółty robot. Iron Man. Już pamiętam. Złapał mnie w pasie i polecieliśmy do góry. Zaczełam krzyczeć. Iron Man omijał kolejne roboty i je rozwalał nie zważając na moje krzyki. Po chwili dolecieliśmy do wielkiego drapacza chmur. Na górze wisiał wielki napis: „STARK". Wleciał do środka. Postawił mnie na ziemi i od razu wyleciał z budynku. Przerażona stałam na środku pomieszczenia. Zostawił mnie samą w obcym mieszkaniu. Co mnie jeszcze dzisiaj spotka?

____________________________________________________________________________________

Witajcie!

Przychodze do was z nowym rozdziałem. Uważam, że ten rozdział mi wyszedł. Mam nadzieje, że was nie zawiodłam. Oto i nasi Avengers. Opisywanie akcji mi nie wychodzi. Jak dobrze pójdzie to dodam jutro następną część. 

A teraz mam pytanie do was. Chciałabym po skończeniu tej książki, napisać jakby sequel tego opowiadania. Co wy na to? 

Miłego weekendu kochani ♥

Allie Raeken


KOREKTA: MrsSandman

Avengers: Nowe Starcie [Część 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz