Usłyszałam śpiewanie ptaków za oknem. Przewróciłam się z prawego boku na lewy. Pod dłonią poczułam miekką rzecz. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam, że nie siedze już na kanapie tylko leże na łóżku w pokoju. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam rozglądać się. Pokój był średniej wielkości w kolorze lekko różowym. Wstałam i nadepnęłam na moją torbe. Wczoraj się nie wypakowałam. Już wiem, co będe robić wieczorem. Kucnęłam i wyciągnęłam byle jaką koszulke i dresy. Po założeniu ciuchów, cicho wyszłam z pokoju. W mieszkaniu było cicho jak na mojej lekcji matematyki. Steve'a nigdzie nie było. Zapewne poszedł do sklepu po pieczywo. Ubrałam buty i wyszłam na zewnątrz. Musiałam się przewietrzyć. Lubie wychodzić wczesnym rankiem na dwór, wtedy ulice są mało ruchliwe. Gdy byłam już na zewnątrz ujrzałam małą szpare w drzwiach prowadzących do piwnicy z której wydobywało sie małe światło. Postanowiłam sprawdzić co jest na dole. Po kilku stopniach byłam w piwnicy. Przeszłam przez długi korytarz i doszłam do wielkiego pomieszczenia przypominającego sale gimnastyczną tylko, że mniejszą. W środku były drabinki, po środku wisiał worek treningowy, na prawym rogu leżała jeszcze sterta worków i kilka urządzeń do ćwiczeń mięśni. Nie pewnie weszłam w głąb pomieszczenia. Podeszłam do worka i rozglądnęłam się dookoła. Nikogo nie było, więc uderzyłam lekko w worek. Po sekundzie znowu uderzyłam i znowu i znowu, aż zaczęłam go kopać i tak zaczęłam wyżywać się na nim. Po chwili usłyszałam dobrze mi znany głos blondyna. Gdy się do niego odwróciłam stał oparty o framuge drzwi. Był ubrany w dres i miał mokre włosy.
- Widze, że odkryłaś moją sale treningową - stwierdził i podszedł do mnie.
- Skąd wzięła się w kamienicy sala gimnastyczna? - zapytałam zdziwiona i odsunęłam się od worka.
- Była tu piwnica, ale z małą pomocą zamieniła się w pokój do ćwiczeń. Chcesz ze mną poćwiczyć? - zapytał po chwili ciszy i podszedł do ławki z której wziął bandaż. Zaczął zawiązywać nim dłonie.
Przytaknęłam i zrobiłam poze do ataku. Steve podszedł do mnie i zachęcił mnie ręką do zrobienia pierwszego ataku. Tak zaczął się mój trening.
Po około dwóch godzinach postanowiliśmy zrobić sobie małą przerwe. Blondyn poszedł po wode dla nas, a gdy wrócił zaczął mi mówić w których momentach robiłam błędy. Teraz robiłam ich o wiele mniej, ale jeszcze nie jest idealnie. Nagle doszliśmy do tematu, o którym nawet nie chciałam słyszeć, ani myśleć. Trening moich mocy. Cztery razy Steve atakował mnie, a ja miałam obronić się mocami. Ani razu się nie obroniłam. Za dziesiątym razem zaczęłam się denerwować. Po piętnastym ataku leżałam obolała na podłodze i ze zmęczenia ciężko oddychałam. Leżąc tak przypomniałam sobie o Ultornie i jego metalowej twarzy. Chciałam go dorwać i wyrwać mu te wszystkie kable. Nagle nie wiem skąd, poczułam w sobie przypływ energii. Ciepło rozlewało się po moim ciele. Tak samo było przy Ultronie. Po chwili strzeliłam w chłopaka niebieskim promieniem. Siła musiała być duża, bo Steve wylądował w ścianie po drugiej stronie pomieszczenia. Szybko zerwałam sie na równe nogi i do niego podbiegłam.
- Przepraszam! - zaczęłam krzyczeć w połowie sali - Nie chciałam, to samo... Zrobiłam Ci jakąś krzywde? - złapałam go za ramię i pomogłam stanąć mu na podłodze.
- Nie, wszystko jest okay - powiedział i spojrzał mi w oczy.
Znowu te piękne, niebieskie oczy. W głowie karciłam się czemu mam do nich słabość. Po dłuższej chwili oderwałam się od nich i szybko odsunęłam się od niego. Podrapałam się po karku. Byłam na siebie zła, nie chciałam mu nic zrobić. Cholera, czemu nie umiem opanować tych głupich mocy? Z myśli wyrwał mnie śmiech blondyna. Gdy zobaczyłam jego mine też zaczęłam się śmiać. Mimo, że miałam wyrzuty sumienia.
CZYTASZ
Avengers: Nowe Starcie [Część 1]
FanfictionJesteśmy rodziną. Jesteśmy drużyną. Jesteśmy Avengers. Avengers to drużyna super bohaterów składających się z sześciu najdzielniejszych i najodważniejszych. Ale co by się stało gdyby odkryli nowego bohatera? Innego niż oni? Przyjeliby go z otwarty...