Kristoff właśnie skończył jeść skromną kolację złożoną z pieczonej ryby, którą udało mu się złowić wczorajszego dnia, świeżego chleba, zakupionego za pieniądze, które zaoszczędził zimą oraz małego kufla mocno rozcieńczonego piwa. Teraz rozparł się wygodnie na prostym, drewnianym krześle i wyłożył nogi na stół. Prawie natychmiast zdjął je jednak z powrotem na ziemię. Anna wciąż cierpliwie starała się nauczyć go dobrych manier i chociaż wiedział, że go nie widzi, nie chciał jej oszukiwać, folgując sobie na chociaż krótką chwilę.
Sięgnął po swoją lutnię, wierną towarzyszkę, która dopasowywała się do jego dłoni niczym dłonie przyjaciela i razem upiększyli pokój pierwszym akordem spokojnej, pasterskiej melodii. Nie pamiętał jej tytułu ani nie znał słów; była to piosenka, której nauczył go jego przybrany ojciec, troll Cliff, jeszcze zanim jeszcze młody Kristoff zapamiętał jak prawidłowo należy trzymać instrument.
Wybrał ten utwór, ponieważ jego kojący, rytmiczny ton znakomicie nadawał się do rozmyślań, a od kilku dni Kristoff łapał się na nich coraz częściej. Przypomniał sobie dzisiejszy poranek, kiedy to Anna bezceremonialnie wparowała do jego chatki i z szerokim, zaraźliwym uśmiechem oznajmiła, że dziś, po nocnej burzy, będzie wspaniały wschód słońca. Jeszcze niedawno to zjawisko nie było dla niego niczym niezwykłym – w zimie oznaczało, że już dawno powinien być na nogach, a w lecie, że pozostało mu jeszcze parę godzin snu. Odkąd jednak ta rudowłosa piękność wywróciła jego świat i serce do góry nogami, otworzył się na pozornie zwyczajne zjawiska, które przestały być jedynie użyteczne w codziennym życiu. Śpiew ptaków o poranku nie oznaczał już jedynie tego, że musi otworzyć oczy i iść do pracy – dzięki Annie potrafił dostrzec w nim gromki aplauz przyrody dla słońca, które nieśmiało wynurzało się zza szkarłatnej kurtyny horyzontu, a zwykły, jednostajny szmer strumienia stał się orkiestrą, wygrywającą orzeźwiającą melodię życia roślinom i zwierzętom.
Niezwykły zachwyt, jaki w Annie budziła pozornie zwyczajna codzienność, potrafił poruszyć najgłębiej ukryte struny jego serca.
Dziś jednak nie potrafił się nim cieszyć.
Wczorajszego dnia, kiedy przyszedł do tawerny na drugie śniadanie, po całym przedpołudniu ciężkiej pracy, poczuł, że coś się zmieniło. Gdy wszedł do środka, rozmowy ucichły jak ucięte nożem. Kątem oka dostrzegał nieprzychylne spojrzenia kłujące jego szerokie, zmęczone ramiona, słyszał ciche pomrukiwania, w których wyraźnie przebrzmiewało jego imię. Kiedy córka karczmarza podawała mu zamówiony posiłek, zmierzyła go nieprzyjaźnie, choć nawet siedząc przewyższał ją o głowę, po czym szepnęła zjadliwie:
— Smacznego, wasza książęca mość.
I odeszła, zostawiając Kristoffa zaskoczonego jak nigdy dotąd. Każdy kęs chleba stawał mu w gardle, jakby wraz z nimi połykał każde nieprzyjazne słowo wymierzone w jego stronę, a kwaśne mleko zupełnie straciła smak. Nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Wstał od stołu, zapłacił i pożegnawszy się sztywno, szybko wyszedł z tawerny, lecz już nie wrócił w góry. Poszedł do swojej chatki i mocno zatrzasnął za sobą drzwi. Zaskoczenie ustąpiło miejsca frustracji. Czuł się, jakby ktoś wlał mu za kołnierz kubeł lodowatej wody. To prawda, że dzięki staraniom Anny może był ubrany nieco lepiej średnio zamożny mieszkaniec Arendelle, ale przecież utrzymywał się dzięki własnej, ciężkiej pracy, a nie za pieniądze z królewskiego skarbca.
Najbardziej jednak był zły na samego siebie, gdyż od kilku tygodni, do jego serca zaczęły pukać wątpliwości. To przez nie zaczął zauważać symptomy niechęci ze strony innych ludzi, które sprawiły, że znów poczuł się wyobcowany i bezwartościowy. Zdążyli już zapomnieć, że niecały rok temu, ryzykując własne życie, ocalił księżniczkę. Teraz ponownie widzieli w nim jedynie sierotę, ubogiego handlarza lodem, którego jedynym dobytkiem był renifer i sanie, a który dzięki przewrotnemu zrządzeniu losu nagle stał się bohaterem i przyjacielem korony. Co najgorsze, Kristoff pomału przyznawał im rację — przecież nie był rycerzem, który heroicznie rzucił się z pomocą damie w opresji, a nawet gotów był porzucić ową damę w górach, gdyby nie obiecała mu nowych sań.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...