Rozdział 12 - Non plus ultra

319 20 0
                                    

czerwiec 1868, letnia rezydencja króla Iberii, Valencia

Król Carlos Filip leżał nieprzytomny w gabinecie pałacowego lekarza, Joaqina de la Cruz, który właśnie wyjmował ostrożnie bełt z rany, mającej okropną barwę ciemnej, brudnej zieleni. Władca miał wysoką gorączkę i majaczył, a nawet próbował wyrwać się opatrującym go dłoniom, co dodatkowo utrudniało zabieg. Musiało trzymać go pięciu służących, by zdenerwowany lekarz, wyklinając średniowieczne pasje króla, zdołał pozbyć się grotu, nie czyniąc przy tym jeszcze większych szkód.

Mercedes stała u wezgłowia i wpatrywała się tępo w trupio bladą twarz swojego męża. Przejmujący aż do kości strach mieszający się z wyrzutami sumienia sprawiał, że była bliska szaleństwa, a zarazem nie potrafiła się poruszyć. Świadomość, że tak naprawdę od samego początku Magnus bawił się nią i jej emocjami, traktując ją jak równorzędnego wspólnika i dając jej złudne poczucie kontroli, była nie do zniesienia. Jej serce wpadło w bezkresną czeluść i spadało, nie znajdując żadnej gałęzi nadziei, której mogłoby się uchwycić, a szumiąca wokół wichura targała nim na wszystkie strony.

Doktor de la Cruz oczyścił ranę i nałożył na nią najsilniejsze ziołowe okłady, a także sporządził wywar, który miał obniżyć gorączkę. Gdy zmachani służący odstąpili od władcy, ten jeszcze przez chwilę ruszał się niespokojnie, dopóki medykamenty nie uśpiły go i nie opadł bezwładnie na poduszki.

— Nic więcej nie mogę zrobić, Wasza Wysokość. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak szybko postępującym zakażeniem. Nie ma wątpliwości, że Jego Wysokość został otruty niezwykle rzadką substancją. Musimy poczekać na rozwój wypadków — powiedział cicho doktor, jakby nie chciał, by pustka jaką wywołał brak obietnicy poprawy, była aż tak donośna. — Natychmiast oczywiście przystąpię do poszukiwań antidotum.

Mercedes nawet na niego nie spojrzała.

— Wyjdźcie — rozkazała głosem wypranym z wszelkich emocji.

Kiedy za mężczyznami zamknęły się drzwi, królowa przypadła do męża, delikatnie gładząc i całując jego rozpaloną, spoconą twarz.

— Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam? — zaczęła powtarzać bezmyślnie, wybuchając spazmatycznym płaczem. Nawet zemsta nad znienawidzonym księciem nie była warta życia jej ukochanego mężczyzny! Kiedy tylko spotka Magnusa, wyda go strażnikom i skaże go na śmierć, jeżeli nie uratuje króla, i żadna magia mu nie pomoże. Cofnie to wszystko nim na dobre jeszcze się rozpoczęło. Chciała w to wierzyć. Tak bardzo tego pragnęła, że z całych sił ignorowała tykanie zegara, które wraz z płytkim oddechem Carlos Filipa równym rytmem szeptało: Za późno...

*

— Wychodź, oszuście! — krzyknęła królowa, przemierzając ścieżki ogrodów w świetle krwawego księżyca, który niczym omen śmierci zawisł nad pałacem. — Wiem, że tu jesteś!

— Co się stało, Wasza Wysokość?

To niewinne pytanie nie padło z ust Magnusa, lecz zostało zadane tonem równie zimnym i obojętnym. Z cienia rzucanego przez rozłożysty cedr wyłonił się mężczyzna, wysoki i smukły jak brzoza. Jego twarz prawie w całości skrywał kaptur, spod którego królowa potrafiła dostrzec jedynie wąskie usta i gładko ogoloną, mocną szczękę. Peleryna, spięta srebrną klamrą, spływała po niezbyt szerokich ramionach aż do ziemi. W prawej dłoni trzymał niewielką, czarną kuszę, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z przyczyny tego spotkania.

— Witaj, Wasza Wysokość — pozdrowił Mercedes dwornie.

— Kim jesteś? — zapytała ostro, nie dając po sobie poznać jak bardzo jest przejęta.

Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz