Od feralnego sztormu minęły dwa pochmurne, wietrzne, ale spokojne dni. Po skuciu lodem całej swojej komnaty, Elsa została przeniesiona do kajuty Anny. Cały czas była nieprzytomna, jakby pogrążyła się w głębokim śnie. Doktor Einar Lindberg, nadworny medyk królowej, powiedział, że jej organizm został skrajnie wyczerpany i potrzebuje czasu na regenerację. Co prawda nigdy nie miał do czynienia z podobnym pacjentem, ale zapewnił z dużym przekonaniem, że młoda, ciesząca się dobrym zdrowiem królowa, powinna wyjść z tego szybko i bez szwanku.
Mimo to, Anna niemal nie odstępowała od łóżka siostry, wciąż wyrzucając sobie w duchu, że nie obudziła się wcześniej. Może zdołałaby pomóc Elsie jakoś przezwyciężyć paniczny strach przed sztormem, który uwolnił równie przerażoną, niestabilną moc, czyniąc spustoszenie nie tylko w jej komnacie, ale, co gorsza, również na ciele.
Młodsza z sióstr wychodziła z komnaty tylko na posiłki i czasami w nocy, gdy Kristoff pełnił wartę, by porozmawiać z nim, kiedy niemal wszyscy spali i wszędzie panował spokój. Choć mężczyzna zapewniał, że wszystko będzie dobrze, to Anna czuła się coraz bardziej przygnębiona.
Od pół godziny siedziała przy królewskim stole w mesie, bez apetytu grzebiąc widelcem w talerzu. Spóźniła się na obiad i wszyscy, którzy zwykle zasiadali razem z nią i królową przy stole, czyli kapitan, dwóch oficerów, doktor i ksiądz, zdążyli już skończyć posiłek. Nie miała więc nawet z kim porozmawiać. Przy drugim stole zbierali się już gwardziści, którzy planowo jadalni później, więc pojawił się i Kristoff. Szybko odnalazł jej spojrzenie, ale nie mógł przecież ot tak podejść do królewskiego stołu, więc widząc jej smutną minę posłał jej piękny, uspokajający, ale zmęczony uśmiech. Wyglądał, jakby nie spał pół nocy, choć przecież nie miał warty.
Właśnie znęcała się nad Bogu ducha winnym plasterkiem marchewki, gdy do mesy wszedł admirał Fredriksen. Co prawda jako zwierzchnik straży oraz przez wzgląd na najwyższą rangę wojskową miał zaszczyt jadać przy królewskim stole, to rezygnował z tego przywileju świadomie, by móc spożywać wspólny posiłek ze swoimi podwładnymi. To była jedna z wielu zalet, dzięki którym cieszył się u większości gwardzistów wielkim szacunkiem.
Już na progu złapał spojrzenie Anny, ale szybko odwrócił wzrok, chowając za plecy zranioną, prawą rękę. Powoli udał się do długiej ławy, którą zajmowali strażnicy i usiadł u jej szczytu. Przez cały czas trwania posiłku unikał spojrzenia księżniczki.
Anna zmusiła się by zjeść choć trochę już zupełnie zimnej porcji i wyszła z mesy, lecz postanowiła przyczaić się na admirała. Nie musiała długo czekać, gdyż wyszedł jako jeden z pierwszych i nie zauważywszy jej, udał się w stronę schodów na górny pokład.
— Admirale Fredriksen, proszę zaczekać!
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, stając z Anną twarzą w twarz. Jego oczy miały nieodgadniony, poważny wyraz. Stwierdziła, że na pewno jest na nią zły za jej zachowanie w czasie sztormu.
— Witam, księżniczko. W czym mogę służyć? — zapytał, kłaniając się lekko.
Anna założyła warkocz za ucho i chrząknęła cicho.
— Chciałam tylko pana przeprosić, za to co wtedy się stało — powiedziała cicho, zerkając nieśmiało na Fredriksena. — Straciłam panowanie nad sobą.
Admirał przez chwilę przyglądał się uważnie księżniczce, ale w końcu jego wąskie usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
— Nie szkodzi. Słyszałem znacznie gorsze słowa skierowane pod moim adresem — zapewnił spokojnie. — Ale muszę przyznać, że masz ikrę, Wasza Książęca Mość. Cenię osoby o silnym charakterze, mimo iż często dysponują one równie silnymi kopniakami — zażartował, na co Anna nie potrafiła się nie uśmiechnąć, choć przecież stara Ingrid, jej nauczycielka dobrych manier, z pewnością dostałaby epilepsji, gdyby dowiedziała się o jej zachowaniu.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...