Rozdział 15 - Turniej

271 20 2
                                    

Anna i Alexander przypominali dwie wzajemnie nakręcające się katarynki, które chyba nigdy nie miały zamiaru przestać trajkotać. Książę głośno i szczegółowo opowiadał o wszystkich roślinach zdobiących ogromną przestrzeń ogrodów, jakby każdą z nich posadził osobiście, a Anna wymyślała coraz to nowe pytania, na które infant odpowiadał z niemalże chłopięcym zapałem.

Elsa nawet nie starała się nadążyć za tą konwersacją, z której przestała cokolwiek rozumieć gdzieś pomiędzy etapami kwitnienia konwalii, a sposobami sadzenia kapryfolium. Szła nieco z tyłu, szczęśliwa, że jej siostra już na samym początku odciągnęła od niej Alexandra, którego gadulstwo i niekończące się pytania w końcu doprowadziłyby ją do szału.

Spacer po pałacowych ogrodach tak zafascynował Elsę, iż niemal zupełnie zapomniała o towarzystwie milczącego księcia Rubena, swojej misji, ostrzeżeniach syreny i wciąż nierozwiązanej zagadce powrotu swoich mocy. Pomyślała, że gdyby lato miało ludzkie oblicze, na widok tego szaleństwa barw i zapachów z pewnością rozpromieniłoby się w pełnym zachwytu uwielbieniu.

Ogrody te, z wijącymi się ścieżkami, radosnym bałaganem gatunków na różnokształtnych grządkach oraz fantazyjnymi konstrukcjami mostków, altan i ławeczek, przypominały sen szalonego architekta. Cały ten urzekający nieporządek uśmiechał się szeroko do Elsy, budząc w niej cudowne uczucie lekkości, które zdejmowało z jej głowy ciężar korony, i pozwalało duszy swobodnie udać się w tak rzadko uczęszczane ścieżki beztroski.

Właśnie podziwiała kompozycję, w której kwiaty hibiskusa rozlewały czerwoną plamę w kształcie serca na błękitnym dywanie drobnych płatków ołownika, gdy z zamyślenia wyrwał ją głośny okrzyk księcia Alexandra, po którym nastąpiła seria suchych trzasków zagłuszona donośnym śmiechem Anny.

Infant potknął się o nierówny kamień, przez co w mało dostojny sposób przywitał się żywopłotem, lądując w nim z impetem i łamiąc mnóstwo drobnych gałązek. Elsa zerknęła kątem oka na księcia Rubena, który najwyraźniej nie był zaskoczony zachowaniem swojego brata, gdyż po jego ustach przemknęło coś na kształt pobłażliwego uśmiechu. Na początku nie mogła w to uwierzyć, lecz kiedy spojrzała drugi raz, by upewnić się, że nie wyobraziła sobie tego, następca tronu przygładził dłonią wąsy, zachowując pełen powagi wyraz twarzy. Natychmiast odwróciła głowę i poszła dalej, nie chcąc, by zauważył, że znów mu się przygląda.

W tym momencie na jednym z intensywnie różowych kwiatów bugenwilli przysiadł prześliczny motyl. Jego szerokie, delikatne skrzydełka poruszały się spokojnie, prezentując w całej okazałości swą intensywną, turkusową barwę. Oczarowana Elsa, wstrzymując oddech, podeszła bliżej by przyjrzeć się temu niezwykłemu stworzonku. Motyl widocznie pragnął, by go podziwiano, bo przelatywał z kwiatka na kwiatek i ustawiał się w rozmaitych pozach, dumnie prezentując swą urodę w świetle słońca.

Niespodziewanie, jakby bardzo długo się nad tym namyślał, książę Rubén ofiarował Elsie ramię, które ta przyjęła z lekkim zaskoczeniem, zupełnie zapominając o motylu. Przez głowę przemknęła jej myśl, że taki gest niezbyt do niego nie pasował – być może dlatego, że przesadnie nie afiszował się swoimi manierami, jak czynił to jego brat.

Szli dalej milczeniu, które koniec końców wcale nie okazało się dla Elsy takie uciążliwe, a nawet całkiem przyjemne w porównaniu do nieustannej gadaniny Anny i Alexandra.

— Wybacz, Wasza Królewska Mość, moją powściągliwość w słowach. Myślę jednak, że po wsłuchiwaniu się w wywody mojego brata, Wasza Królewska Mość potrzebuje odpoczynku — zagaił gładko, jakby domyślając się natury rozmyślań Elsy.

— Wasza Królewska Wysokość jest niezwykle szczery — odpowiedziała, zaskoczona jego bezpośredniością jak i spostrzegawczością.

— Owszem, Wasza Królewska Mość, tak wolę, choć nie jest to łatwa sztuka. — Spojrzał na nią uważnie.

Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz