Wolfgangiem wstrząsnął przenikliwy dreszcz, a jego usta zaczęły łapczywie połykać powietrze, zupełnie jakby ostatkiem sił udało mu się wydostać na powierzchnię lodowatej topieli. Otworzył szeroko oczy, wlepiając je we wszechogarniającą ciemność lochów. Jego powieki okazały się bezwzględnie posłuszne jego własnej woli, lecz zanim obudziła się w nim pełna świadomość posiadania raczkującej samodzielności, magia poderwała go z łóżka i wyostrzyła zmysły, jakby chciała otrząsnąć go z zagrażających jej myśli.
Natychmiast zakręciło mu się w głowie i poczuł, jak po górnej wardze spływa mu gęsta, intensywnie pachnąca żelazem strużka. Wiedziony wrodzonym odruchem podniósł dłoń chcąc jej dotknąć, ale potężna siła, która niczym setki pająków oplotła siecią każdy zakątek jego duszy, przytwierdziła jego rękę z powrotem do tułowia.
Ignoto nie mógł się oprzeć przerażającej potędze tych filigranowych łańcuchów, lekkich niczym puch, a jednak niosących moc tak niepokojąco nieogarnioną, że wymykały się jej jedynie gesty i myśli proste, pozbawione konsekwencji, nie śniące o przemyceniu prawdziwych, elementarnych przyczyn.
Kilka minut później Ignoto znów przemierzał ten sam opuszczony korytarz, nie wiedząc, że był tu już wcześniej. Nie dano mu tej świadomości, gdyż zrozumiano, że zbyt wiele prawdziwych informacji w rękach osoby wykazującej do nich tak wielki pociąg, mogłoby nadszarpnąć ciasne sploty pajęczych sieci, na których zniszczenie Pająk nie mógł jeszcze pozwolić.
Wprowadzono go do tej samej pustej komnaty i znów nakazano odszukać lustro. Tym razem usłyszał gdzieś na dnie swojej głowy skrzypienie zawiasów, lecz natychmiast odwrócono od tego jego uwagę.
Gdy dotknął palcami nieskończenie równej powierzchni zwierciadła, ukazała się w nim postać, którą jeszcze wczoraj znał jako Magnusa Stavarssona. Przez kilka sekund wpatrywał się w twarz grafa, która coraz bardziej przypominała obleczoną w pergamin czaszkę. Oczy zapadły się jeszcze głębiej w oczodoły, łyskając dookoła złowrogo bladą poświatą rosnącej wewnątrz nich pustki gasnącej duszy. Ich stalowa barwa stopiła się w ogniu niewyobrażalnego bólu, zaciskającego szczęki Magnusa niczym kowalskie imadło.
Na nieszczęście Ignoto, pozwolono mu dostrzec przerażającą, destrukcyjną siłę Lumdinga, która w ciągu jednej doby zgięła przed sobą żelazny kark grafa, nie dając mu przewidzieć swoich ścieżek zachowań. Magnus wciąż zdawał się błądzić po omacku, rzucając do boju wszystkie swoje siły, by nie dać się strącić z wyznaczonej drogi. Splótł się z Lumdingiem w śmiertelnym uścisku – jeden z nich musiał w końcu ustąpić lub polec.
Ignoto poczuł, jak jego serce zaczyna uderzać z rosnącym przerażeniem, a oddech przyspieszać, choć starano się boleśnie tłumić w nim te objawy. Stał więc w milczeniu, otępiały i zdezorientowany, jakby dopiero co odzyskał przytomność po solidnym ciosie w głowę.
— Mów — rzucił Magnus szeptem przenikliwym jak jądro zimowej nocy.
— Wszystko zgodnie z planem — wymamrotał Ignoto, niemal czując, jak zimna dłoń magii grzebie mu w gardle i siłą wyrywa na zewnątrz odpowiednie słowa. Wciąż był jednak na tyle nieświadomy i otępiały, że mógł jedynie podążyć bezwiednie za ciągnącym go łańcuchem. — Mercedes zemdlała w trakcie uczty.
— Ona wie, co ma robić.
— Tak jest. Rubén nie radzi sobie z emocjami przy królowej.
Ignoto zboczył nieco z wyznaczonej ścieżki i odwrócił wzrok, by nie napotkać wściekłego spojrzenia Magnusa, które kryło w sobie siłę zdolną obrócić w perzynę cały pałac.
— Nie mam czasu na zabawę w podchody. Przekaż mu, że to jego ostatnia szansa. On wie, co to oznacza.
— Tak jest — powtórzył machinalnie Ignoto, obawiając się choćby poruszyć po pouczeniach grafa, a raczej przez nieludzką manierę, w jakiej zostały one wyrażone.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...