Rafael musiał się spieszyć. Lochy nawet o poranku nie traciły swojej złowieszczej aury, a długie, kręte korytarze, do których nigdy nie docierało światło słońca, jakby ostrzegały ciemnymi oczodołami przed zapuszczaniem się w ich tajemnice.
Droga, którą od dnia powrotu do Iberii przemierzał codziennie, wyryła się w jego pamięci tak dokładnie, jak oglądany we wspomnieniach widok przerażonej twarzy ukochanej osoby, która czekała na końcu tej ciemnej ścieżki.
Ściany zwielokrotniały echo kroków mężczyzny, które śledziło go niczym duch-strażnik tego miejsca, pilnujący, by nie zapuścił się za daleko.
Z ust Rafaela zaczęły wydobywać się obłoczki pary. Powietrze stało się stęchłe i ciężkie od wilgoci. Znalazł się w najbardziej odległej, najniższej części lochów, znajdującej się już pod poziomem morza.
Ostatni korytarz, niski i klaustrofobiczny, nie został zbudowany z kamieni. Wyciosano go w litej skale, nieustannie pokrytej kroplami wody, jakby ta nieustannie wylewała łzy żalu nad zamkniętym w swoich czeluściach więźniami. Na końcu przejścia znajdowały się grube, okute żelazem drzwi, które wyglądały, jakby trwały na tym posterunku od wieków. Mimo iż zawiasy, sztaby i skomplikowane okucia rdza przeżarła dawno temu, wrota wciąż pozostawały zadziwiająco solidne. Swą niewzruszoną stałością, w otoczeniu gęstego, zimnego milczenia, odbierały wszelką nadzieję na sforsowanie ich siłą czy podstępem.
Rafael ostrożnie przyłożył ucho do woniejących pleśnią, grubych desek i wsłuchał się w ten niepokojący rodzaj mieszkającej tu złowrogiej ciszy, przerywanej jedynie miarowym kapaniem wody w którymś z pobliskich mrocznych korytarzy. Po chwili zapukał, mocno i zdecydowanie, a odgłos tych trzech solidnych uderzeń, niemal natychmiast ucichł, wchłonięty przez centymetry drewna i metalu.
Mimo to, po kilku minutach, bardziej wyczuł niż usłyszał jakiś ruch po drugiej stronie, upragniony znak, że uwięziona w celi istota wciąż żyje.
— Invierna! — zawołał, głosem łamiącym się z emocji. — Odpowiedz!
Przez krótką, przerażającą chwilę w jego głowie zaciążyła myśl, że jednak mu się wydawało i stracił ostatnią osobę, dla której koniecznie musiał przeżyć, gdy nagle, przez dziurkę od klucza, usłyszał ukochany głos, odmieniony nie do poznania od ich wczorajszej rozmowy – słaby, kruchy i delikatny, niczym puszysty śnieg padający ciemną nocą, w której mrokach skradało się nieubłaganie widmo śmierci.
— Wujku...
— Jestem tutaj — zapewnił szybko, przyciskając ucho do największego zamka. — Jak się czujesz? Nic ci nie jest?
Jakże pragnął, by te pytania nie wydawały się tak pozbawione nadziei!
Odpowiedział mu suchy, donośny kaszel, na dźwięk którego serce Rafaela niemal zamarło.
— Jestem tylko trochę przeziębiona, ale nic mi nie jest — zapewniła, gdy już się uspokoiła, starając się nadać swojemu głosowi kojący, radosny ton.
Nie zmyliło to jednak Rafaela. Doskonale wyczuł wyzierający zza każdego słowa blady strach, skrzętnie tłumiony potężną siłą nieugiętej woli.
— Co dzieje się na górze? — zapytała jak co dzień.
Rafael podziwiał jej niezłomność w obliczu sytuacji, która wydawała się bez wyjścia. Została zraniona, pochwycona i uwięziona w tej potwornej celi tylko po to, by on nie odważył się sprzeciwić rozkazom Stavarssona. Miała oddać życie w niewoli u ludzi, z dala od matki i sióstr tylko dlatego, że znalazła się w złym miejscu w złym czasie, a mimo to nie usłyszał od niej ani słowa skargi.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...