maj 1868, letnia rezydencja króla Iberii, Valencia nad Morzem Mediterreńskim
Morskie fale odbijały gasnące z każdą minutą promienie majowego słońca, pogrążając się w atramentowym, milczącym oczekiwaniu na kolejny, gorejący niczym pochodnia świt.
Królowa Mercedes przechadzała się po plaży, a jej delikatne, zwiewne szaty i długie, złociste loki rozwiewała chłodna bryza. Z daleka mogło wydawać się, że to piękna najada wyszła z morskich odmętów do świata ludzi, by zaśpiewać zapomnianą kołysankę słońcu i podziwiać piękno południowego zmierzchu.
Woń rozgrzanego, białego piasku, kwitnących palm i morskiej soli sprawiała, że chciało się pobiec za nią, prosto w rozedrgane od gorąca jak fatamorgana uliczki miasta, zapełniające się tancerzami, kuglarzami i muzykami, którzy niczym mityczne stworzenia budzili się o zachodzie słońca, by zdradzić księżycowi swoje tajemnice. Każdy ruch ich ciał i każde uderzenie w struny, niemy książę nocnego nieba ukrywał w zaułkach i zakamarkach, a one rankiem jeszcze unosiły się w powietrzu, płonące i hipnotyzujące, niosąc tchnienie tajemniczej duszy miasta.
Królowa nie uległa jednak tej pokusie. Ostatnio nie czuła się najlepiej, coraz częściej targały nią mdłości i zmienne nastroje. Jej małżonek, król Carlos Filip, oraz syn Alexander wybrali się na kilkudniowe polowanie, więc Mercedes nie mogła liczyć na wsparcie ukochanych mężczyzn. Co więcej, otrzymała od jednego ze swoich wysłanników informacje, że książę Rubén Víctor znów pojawił się w mieście. Kto wie, może czaił się gdzieś tam wśród labiryntu miejskich ścieżek? Czym prędzej odegnała od siebie te myśli i nakazała powrót do pałacu, co towarzyszące jej służki skwitowały cichymi jękami niezadowolenia. Nie czekając na nie, Mercedes wróciła pospiesznie do pałacu i udała się do swojej komnaty.
— Zadbajcie, by nikt nie niepokoił mnie przez najbliższą godzinę — rzuciła do dwóch strażników i nawet nie zwróciwszy uwagi na ich ukłony, zatrzasnęła za sobą drzwi. Królewska komnata, w której mieszkała wraz z mężem, należała do największych w całym pałacu, bijąc przepychem każdą z nich. Pomalowane na jasnoczerwono ściany nadawały jej prawdziwie królewskiego charakteru, zawsze pozostawiając ją w lekkim półmroku. Sufit pokrywały wielobarwne malowidła, przedstawiające sceny polowania, spomiędzy których, na złotym łańcuchu pajęczyny zwisał ogromny pająk kryształowego żyrandolu. Stojące pod ścianą łoże, krwawiło szkarłatnym jedwabiem pościeli, haftowanego baldachimu i zwiewnych zasłon z otwartych arterii srebrnych nici. Podłoga, wyłożona gładkim jak stół cedrowym parkietem ubrana była w drogi, perski dywan, w którym stopy królowej tonęły niczym w soczystej trawie.
Mercedes podeszła do zasłoniętych muślinowymi firanami balkonowych drzwi i rozwarła je na całą szerokość, wpuszczając do środka nocną, chłodną bryzę, która towarzyszyła jej już na plaży, bawiąc się jej gęstymi lokami.
Monstrualny księżyc w pełni wspiął się już na nieboskłon, rozświetlając mrok niczym latarnia morska. Królowa usiadła na łóżku i zapatrzyła się na niego, starając się uspokoić skołatane nerwy, tak jak zalecił jej lekarz.
— Piękny wieczór, nieprawdaż?
Mercedes zerwała się gwałtownie, choć nie należała do kobiet strachliwych. W tym tembrze było jednak coś, co wywołało nieprzyjemne dreszcze na całym jej ciele.
— Witaj, Wasza Wysokość — pozdrowił ją obcy mężczyzna, wyłaniając się z ciemnego kąta komnaty. Wysoka, smukła sylwetka nie sprawiała wrażenia przyczajonej lub spiętej, zupełnie jakby była pewna, że nic jej nie grozi.
Królowej serce podeszło do gardła.
— Straż! — zawołała donośnie, odsuwając się w głąb łóżka.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...