Mercedes czuwała przy mężu, otoczona ciepłą, nocną ciszą śpiącego pałacu. Płomyki świec drgały pod wpływem delikatnego wiatru, który bawiąc się figlarnie ze zwiewnymi firanami, zdawał się wprost drwić z powagi królowej. Król Carlos Filip, choć oddychał rytmicznie i spokojnie, był blady niczym trup, przypominając swoim wyglądem nieustannie, że znajdował się na granicy życia i śmierci. Mercedes delikatnie pogładziła go po policzku i odsunęła z jego czoła niesforny lok intensywnie kasztanowych włosów, które w całej okazałości odziedziczył po nim Alexander.
— Jutro będę musiała posłać po golibrodę. Jeszcze mi tu zarośniesz — wyszeptała czule, połykając gorzkie łzy, które natychmiast napłynęły jej do oczu.
Wiedziała, co by jej teraz odpowiedział, tym swoim upartym, nieprzejednanym tonem, który jednak zawsze krył w sobie pierwiastek ogromnej miłości: Daj spokój, mi amor*, te włosy nie są jeszcze takie długie. A teraz leżał tutaj nieruchomy i milczący, tak blisko, a jednocześnie dalej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Podeszła do stolika, na którym ustawiona była niewielka miednica z ciepłą wodą. Zanurzyła w niej chustę i zaczęła powoli przemywać nią stężałą twarz męża. Obserwowała, jak krople spływają powoli po jego szlachetnym czole drogami wyznaczonymi przez pierwsze zmarszczki, które stworzyło tyle różnych uczuć: złość, zdziwienie, radość, smutek. Wszystkie dzielił razem z nią, odkąd tylko oddał jej bez reszty swoje niezłomne, królewskie serce, kiedy ujrzał ją w promieniach wschodzącego słońca, przechadzającą się po ogrodach w rezydencji jej ojca, księcia Barcelony.
Teraz siedziała koło niego, cała i zdrowa, choć pragnęła z całego serca zamienić się z nim miejscami, ocalić go, a samej pogrążyć się w błogiej nieświadomości – jedynej ucieczce od pożerających jej duszę wyrzutów sumienia.
— Wasza Królewska Mość.
Mercedes zadrżała jak w febrze, usłyszawszy za plecami ten zimny, obojętny głos, lecz nie odwróciła się ani nie odpowiedziała. Już dawno brakło jej sił, by walczyć z kolejnymi sztuczkami, jakich zapewne miał dla niej jeszcze kilka w zanadrzu graf Stavarsson. Nie chciała, by ktokolwiek wyczytał z jej umysłu jaką zimną satysfakcję, pomimo rozdzierającego udręczenia, poczuła dziś, widząc w oczach księcia Rubena starannie skrywaną złość, gdy zrobiła z niego pośmiewisko na oczach gości z Arendelle.
— Graf kazał mi ukryć się w pałacu po przybyciu Elsy, ale przyszedłem tu — oznajmił Ignoto bezbarwnym tonem, stając u boku królowej.
Chociaż głos należał do niego, Mercedes miała wrażenie, że Ignoto swoje kwestie odczytuje z pokrytej bazgrołami, niewidzialnej kartki, tworząc je z ograniczonego zasobu słów dozwolonych przez Magnusa, zupełnie jakby był przez niego nie tyle zaklęty, co opętany. Zdanie, które wypowiedział, również nie miało sensu w obecnej sytuacji, zupełnie jakby Ignoto nie słuchał pytań ani próśb, mówiąc jedynie to, co wydawało się konieczne, nie do końca rozumiejąc swoje otoczenie.
Królowa nie miała pojęcia co zrobił mu graf, lecz nie miała sił zdobyć się na współczucie wobec nikogo, kto w jakikolwiek sposób kojarzył jej się ze Stavarssonem.
— Czego chcesz? — spytała bezbarwnym tonem Mercedes, drżącymi rękami wycierając twarz męża chustą. Ignoto przerwał jej w połowie pytania:
— Przybyłem tutaj, ponieważ zachowałaś się skrajnie niestosownie wobec władczyni Arendelle. Jeżeli to się powtórzy, znów cię odwiedzę.
Miała wrażenie, że przez ułamek sekundy w głosie Ignoto usłyszała zrezygnowanie, jakby udało mu się przemycić przez kajdany grafa odrobinę własnych uczuć. Mercedes nie ufała już jednak nikomu, a owo spostrzeżenie uznała za kolejną próbę omamienia jej. Nie panując nad swoim zadręczonym ciałem, poddała się pierwszemu odruchowi złości i dobyła z fałd szaty krótki, zakrzywiony sztylet, przystawiając go do gardła mężczyzny ze ślepą furią w oczach.
CZYTASZ
Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️
FanfictionMinął rok od Zimy Stulecia. Elsa w pełni nauczyła się kontrolować swoją moc, a mieszkańcy Arendelle zaakceptowali i pokochali jej niezwykłe zdolności. Elsa doskonale odnajduje się w roli władczyni i mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy...