Rozdział 28 - Dwie dłonie

178 18 5
                                    

Życie Anny od początku było naznaczone przez czekanie. Gdy była dzieckiem, przypominało ono małego skowronka, przyfruwającego na każdy, nawet najlżejszy zwiastun szczęścia. Łaskotał piórkami jej serce i ćwierkał radośnie na widok ubieranej choinki, zapachu ucieranego ciasta i dłoni taty ukrywających prezenty, które przywoził z odległych hrabstw. Jego trel nigdy się nie przykrzył, a Anna z utęsknieniem wyczekiwała jego powrotu. Jednak, kiedy Elsa zniknęła z jej życia, skowronek został boleśnie podziobany przez kukułkę, która choć długo potrafiła nie dawać znaku życia, odzywała się żałosną, jednostajną mantrą, gdy księżniczka samotnie pędziła długie godziny, myśląc, że ktoś złośliwie je wydłużał, bo przecież z siostrą zawsze biegły tak szybko! Co prawda skowronek, zapomniawszy o swojej krzywdzie, odwiedzał jej serce podczas świąt oraz gdy rodzice pozwalali jej porozmawiać z Elsą przez zamknięte drzwi, ale nigdy nie ćwierkał już tak radośnie, zmęczony zbyt długim, zbyt niepewnym oczekiwaniem. Zaprzyjaźnili się jednak z kukułką, pomimo diametralnie różnych charakterów, rodząc w Annie spokój, bezcenną perłę zrodzoną w bólu, którą księżniczka ceniła ponad wszystkie inne błyskotki.

Udany przez przyzwyczajenie wymuszony sojusz skowronka i kukułki został jednak rozbity wcześniej i bardziej brutalnie, niż by się tego spodziewała, przez parę czarnych jak noc kruczych skrzydeł żałoby. Czekanie, które nigdy nie miało się spełnić, odzywające się skrzekliwym echem nad ziejącą pustką horyzontu zespolonego z bezbarwnym niebem tak ściśle, jakby nagle samozwańczo wyznaczyli Annie nowe granice jej świata. W końcu i kruk odleciał, gdy odważyła się spojrzeć prosto w bezdenne studnie jego oczu i pogodziła się z wydłużeniem oczekiwania na spotkanie z rodzicami aż do godziny własnego przejścia na tamten świat. Wtedy dostrzegła pierwszy przebłysk światła i zakończyło się całkowite, śmiertelne zaćmienie słońca.

Teraz jego blask był oślepiający; wtłaczał do komnaty całą swoją witalną radość, nie zważając na bliskość jesieni. Anna patrzyła z wyrzutem na tęczowe odblaski, owoc miłości światła i szkła, które nie zauważały wyliniałego sępa, siedzącego nad głową księżniczki i cierpliwie obserwującego drżenie wiecznie żywych paliczków wskazówek zegara.

Całą noc przesiedziała na łóżku, oparta plecami o ścianę, z nogami podciągniętymi pod brodę i ściśniętymi rękami jak łańcuchem, z kłódką dłoni skostniałą od zimnego strachu. Obrazy przeszłości, jakie przemknęły przed oczami, których nie mogła zmrużyć, pozwoliły jej zrozumieć, że nie było gorszej tortury od oczekiwania na spodziewaną katastrofę. Wiele razy wypuszczała z klatki skowronka, a nawet kukułkę, i zwracała swoje serce ku innym sprawom, wiedząc, że wrócą, prędzej czy później. Nie można było jednak zapomnieć o czuwającym nad swoją ofiarą sępie, który, choć milczący, nie pozwalał Annie myśleć o niczym innym. Nawet kruk, obietnica spotkania, stałby się w tym momencie pociechą, gdyby nie obowiązek zrobienia kroku w przepaść śmierci, bez gwarancji istnienia czegoś po drugiej stronie, gwarancji, której poświadczenia tak desperacko teraz pragnęła.

Ni stąd ni zowąd, łagodny powiew wzdął jedwabne zasłony i objął twarz księżniczki. Zaskakująco orzeźwiający, miał w sobie tyle delikatności, ile usta, które wypowiedziały jej imię na skraju koszmaru, zdawałoby się, przed wiekami. Szybko jednak przeminął i znów uderzyło ją parne, wyschnięte na wiór powietrze. Mimo to kruk zdawał się lekko uśmiechać, pieczętując prawdziwość tego westchnienia nadziei. Sęp za to wciąż pozostawał niewzruszony. Anna zadarła podbródek i spojrzała mu wyzywająco w oczy, nie dając mu więcej satysfakcji z podziwiania jej desperacji. Jeszcze nic nie było stracone, choć już balansowało na palcach nad przepaścią z zamkniętymi oczami.

***

Ostatni dzień przed katastrofą, a zarazem ostatni dzień sierpnia, nijak nie zdradzał tego, co miało nadejść nazajutrz. Wszystkie posiłki smakowały tak samo dobrze, odmierzając księżniczce rytm doby zamiast zegarów, których wolała unikać. Służące uśmiechały się, pomagając Annie dobrać suknię i uczesanie na jutrzejszą ucztę, a wysiłek, jaki Anna włożyła, by odpowiedzieć im tym samym sprawił, że na resztę dnia zaszyła się w bibliotece, której cisza nieco ukoiła jej serce. Wpatrzona w śpiące woluminy starała uwolnić się od myśli, czy aby na pewno zrobiła wszystko, co mogła, a ich doświadczone, stare grzbiety spoglądały na nią z czułością mądrych przodków, mówiąc o przygotowywanym po kryjomu statku, kwiecie trojga skazanych na pożarcie umysłów, który mógł przetrwać nadciągającą zawieruchę.

Zemsta Króla Burz, Kraina Lodu Fanfiction, Tom I ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz