Zegar odmierzał czas. Przez otwarte drzwi pokoju słyszałem tykanie starego zegara stojącego w salonie. Odmierzał każdą sekundę mojego nędznego życia.
Wpatrywałem się bezmyślnie w ekran laptopa. Może to śmieszne, ale nigdy nie pomyślałem, że ten ktoś po drugiej stronie ma tak paskudną historię. Myślałem, że opowie mi o tym jak spadł ze schodów i życie mu się odmieniło. Nie spodziewałem się, że mam do czynienia z niedoszłym samobójca. Tacy przecież nie idą na psychologię!
Zamknąłem laptopa i zwiesiłem głowę. Poczułem się dość dziwnie. Gdzieś w głębi mnie czułem lekki żal... czułem, że chłopak ma rację. Jednak nie mogłem tego dopuścić tego do siebie, bo to by się równało z tym, że muszę żyć.
Coś zaskrzypiało, odwróciłem się w stronę drzwi. Samuel stał trzymając w jednej dłoni telefon, a w drugiej butelkę wódki. Moje oczy zrobiły się wielkie. On chyba nie myślał, że będę z nim pić.
-elo... elo, zgredzie!! -Sam rozłożył ręce i uśmiechnął się szeroko.
-kto cię wpuścił? -pytam przyglądając się białej cieczy, którą trzymał w ręku.
-pani mama... -szczerzył się jak głupi do sera. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz nazwie tak moją matkę, zabiję go... a zwłoki zakupię w ogrodzie lub sprzedam na kocią karmę.
-wpuściła cię... z tym?
-poniekąd -wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi nogą.
-nie piję z tobą...
-nawet nie mam tego w planach...
-to po co to?
-jakbyś znów urządził sobie imprezę i nie zaprosił mnie. -uśmiechnął się szeroko -a teraz chcę mi się palić.
Rzucił się na moje łóżko. Wyciągnął skręta i go odpalił. Przez chwilę patrzę na dym i podchodzę do okna. Otwieram je szeroko i wyglądam za nie. Pogoda jest w miarę dobra. Tylko pytanie... dobra na co?
Podchodzę do biurka i biorę z niego laptopa i paczkę fajek. Siadam na parapecie. odpalam papierosa. Patrzę na dym i rozmyślam.
Coś wierciło mnie od środka. Historia tego chłopaka nie dawała mi spokoju. Czułem, że jestem coś mu winien. Coś więcej niż strzępki mojej historii.
Tylko nie wiem, czy powinienem otworzyć się na niego. Nie byłem pewny, czy otworzenie mojej trumny z koszmarami... wyjdzie mi na dobre.
Wyrzucam niedopałek przez okno. Patrzę na machającego rękoma Sama i otwieram laptopa. Loguję się na forum. Patrzę na ostatnią wiadomość i zawisam z dłońmi nad klawiaturą.
Zaczynam pisać. Wszystkie słowa przepływają przez mój umysł bez żadnych filtrów.
FakeZuZain: Miałem jedenaście lat, kiedy to się stało... Mój ojciec już nie pił od paru miesięcy. Mama zostawiła mnie i moją siostrę na jeden wieczór z nim. Ten pod nieobecność mamy sprowadził jakiegoś koleżkę. Spili się do upadłego. Ojciec usnął, a jego koleś przyszedł do mojego pokoju. Walczyłem z nim, ale mnie pobił... później zgwałcił. Nikomu o tym nie powiedziałem. Zdążyło się to jeszcze siedem razy. Bił mnie i gwałcił, aż pewnego dnia po prostu znikł. Cieszyłem się, ale jednak bardziej cieszyłem się, że trafił do mnie... że robił to mnie, a nie mojej siostrze. Nigdy tego nikomu nie mówiłem... nie wiem dlaczego odczułem teraz potrzebę napisania tego tobie.
Nie czytałem tego co napisałem. Możliwe, że to nie miało ani ładu, ani składu... Ale musiałem...
Coś pyknęło, spojrzałem na laptopa.
Payno: Cholera!!
FakeZuZain: Nie martw się... nie roznoszę 'cholery' ;)
Próbowałem być zabawny. Nie chciałem aby ktoś się nade mną litował.
Payno: Mógłbym napisać, że mi przykro i że wszystko bd dobrze, ale to będzie chujowe. Dlatego napiszę, że jakby co to zawsze tu jestem. Jakbyś chciał pogadać... napisz. Nawet jeśli nabierze Cię ochota na gadanie o pogodzie czy o Twoim przyjacielu, który zarywa do Twojej mamy... będę tu.
Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Pierwszy raz ktoś nie robił ze mnie męczennika. Tego chyba było mi potrzeba... kogoś z kim mógłbym porozmawiać. Bez presji.
Poczułem się jakby ktoś ścisnął z moich ramion ten zbędny balast, który taszczyłem ze sobą tyle lat.
FakeZuZain: Dziękuję
-elo, ziom... jestem tu! -spojrzałem na Sama, który machnął do mnie ręką.
-wiem... przecież cię widzę i słyszę, idioto -zamykam laptopa
-pieprzyć cię -rzuca z wyrzutem.
-chciałbyś
-twój tyłek jest za mały, aby pomieścić małego Samiego. -prycha i rzuca się z powrotem na łóżko.
A ja? A ja zaczynam się śmiać. Ostatnio robiłem to dość często. Chyba mi odbiło. Nie ma co ukrywać.
Ktoś kiedyś powiedział: Nie bierz życia na poważnie, bo i tak pójdziesz w piach.

CZYTASZ
I.Broken Heart ||Ziam✔
Random"Przeznaczenie to nie wyroki opatrzności, to nie zwoje zapisane ręką demiurga, to nie fatalizm. Przeznaczenie to nadzieja." O prawdziwości tych słów wie ten, który choć raz tego doświadczył. A co jeśli ktoś w pewnym momencie straci grunt pod no...