XXIII

10 3 0
                                    

- James... - uśmiechnął się.

- No prosze... Czyli Legi miał racje, mówiąc, że się skapniesz.

- Gdzie on jest? - syknąłem.

- Chyba nie myślisz, że ci powiem.

- Gadaj!

- A co mi zrobisz? Przecież nie rzucisz się na mnie. Nie tutaj i nie teraz. A jeśli nie chcesz żeby wasz mały sekrecik wyszedł na jaw, to będziesz grzecznie udawał, że wszystko jest okey. Ja też moge przymknąć na to oko.

- Znaczy na co?

- No ciebie i to, że chce cie zabić.

- Myślisz, że na to pójde?

- A nie? Zanim odpowiesz, zastanów się dobrze.

#Żaklina

Chłopaki cały czas o czymś rozmawiali, ale nie mogłam usłyszeć o czym. Jak to możliwe, że Luke żyje i przyszedł do szkoły? James go wypóścił? Nie... On taki nie jest. Może uciekł?

Ta lekcja była zaskakująco długa. Tak bardzo czekałam na przerwe, żeby móc pogadać z Lukiem. Kiedy wkońcu zadzwonił dzwonek, obaj opuścili klase jako pierwsi, a później nie mogłam ich znaleźć.

Wkońcu nadszedł w-f, a akurat dzisiaj mamy z chłopakami. Czekałam na okazje, żeby z pogadać z chłopakami, ale kilka minut po rozpoczęciu lekcji, brunet zabrał mnie na ubocze.

- Co jest? Gadałeś z Lukiem? - zapytałem szukając blondyna. Nie było to trudne, znalazłam go prawie od razu.

- Ta... - odparł, też obserwując blondyna. - Nie gadaj z nim. Najlepiej trzymaj się od niego z daleka.

- Dlaczego?

- To James.

- Co?!

- Żaklina! Troy! Skończcie pogaduszki i zacznijcie ćwiczyć! - rozległ się głos trenera.

- Zaufaj mi. Sam sobie poradze... - poszedł do Luke'a... Jamesa i zostawił mnie samą.

Jak to możliwe, że on wygląda tak samo jak Luke? Dobra, włada sobie czarną magią i jest w tym dobry... Bardzo dobry. Ale tu nie ma magii! Chwila... Moje sny, Ithruil, wydarzenie w moim domu... O mój Boże! Albo mi sie wydaje, albo oni przynieśli ze sobą magie! Chyba, że ona od początku tu była, a ja jej nie dostrzegłam.

Zrobiłam tak jak Troy mi powiedział i unikałam ich, a raczej Luke'a. Tylko, że oni trzymali się razem, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Przez cały czas siedziałam sama. Anki i Becky nie było. Maxa też raczej nie. Czułam się dziwnie.

Siedziałam po turecku na trawie przy boisku i szkicowałam, od czasu do czasu podnosząc wzrok i patrząc jak chłopaki grają w piłke. Tak się złożyło, że większość nauczycieli i spora grupa uczniów pojechała na wycieczke. Dzięki czemu nasze lekcje są luźniejsze, a niektóre przerwy dłuższe. Akurat ta trwa chyba godzine. O ile się nie pomyliłam.

Spojrzałam na swój szkicownik. Przyjrzałam się niedopracowanemu jeszcze szkicowi. Przedctawiał StoryBroock.

Nagle wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam naszkicować moje sny. Dałam sobie spokój z szkicem miasta i przewróciłam na czystą kartke. Dobra. Od czego zacząć? Nie będe rysować moich wspomnień, po prostu narysuje te inne sny. Te dziwne. Może najlepiej będzie jak zaczne od poczatku. Okey. Musze poukładać to sobie w głowie. A mówiąc "poukładać to sobie w głowie" mam na myśli uporządkować te sny po kolei. No dobra...

Najpierw Luke jako anioł z dziwnym znakiem na obojczyku. No i Max. Też jako anioł, ale... Inny. Dobra, co dalej? Ja i Troy tańczymy w sali. Jak ona wyglądała... Chyba była złota. Dopisze naszą rozmowe. Przy mnie będzie "Gdzie jest Max?". Chyba to wtedy powiedziałam. Przy brunecie "Żaki, to miejsce dla żywych osób". Tak? Tak. Na następnej kartce będzie Ithruil. Jaki był następny sen? Ten w autobusie chyba. Ale co mam narysować? Wode? Mam. Narysuje siebie... Nieprzytomną... Ten... Anioł będzie mnie unosił, a pod nami będzie woda. Ale nie wiem jak go narysować. Może to był Ithruil? Pewności nie mam, więc nie narysuje jego twarzy. Tylko zarysy jego ciała... Było coś jeszcze? Nic oprócz moich rozmów z Ithruilem. Okey, mam plan, zabieram się do rysowania.

Powrót do rzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz