41. Grzeczny synek

8 3 0
                                    

- To ty?! Znowu. Co z Lukiem? Gadaj! - warknął.

- Przecież już wam powiedziałem. Leży martwy w mojej kryjówce. Zostało siedmiu... Raczej sześciu, bo ciebie też wykończe, kiedy wyjdziemy z tego okropnego miejsca. Chyba, że zerwiemy się i zabiore cię do Legusia. Ostatni raz się z nim zobaczysz... - Troy szybko zareagował. Złapał Luke'a, raczej Jamesa za kołnierz i powalił na ziemie, przygważdżając go i przytawiając mu sztylet do gardła. Chwila... Sztylet? Skąd on go ma?

- Lepiej, żebyś powiedział mi gdzie jest ta twoja kryjówka, zanim rozetne cię na strzępy.

- Niezły refleks... Ale ja tylko udawałem. Nie jestem James. To ja... Lelas... Strasznie arogancki i uparty elfik... - Troy schował swój sztylet i pomógł mu wstać.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał brunet.

- Sam nie wiem. Ale pamiętaj. Tylko on nazywa nas "Legi" i "Agi". Jasne?

- Jasne. - nagle Luke znowu kichnął. - No i ty jesteś chory.

- Lekko przeziębiony. - mruknął.

Zadzwonił dzwonek i poszliśmy do klasy. Zamiast naszej kochanej Ferbi, znowu przyszedł prezes. Rozejrzał się po zdziwionych twarzach uczniów i uśmiechnął się.

- Gdzie jest nasza pani? - zapytał Max.

- Kiepska z niej była nauczycielka, skoro nie nauczyła was kultury i czegoś takiego jak "dobre wychowanie". Dam ci osobistą lekcje. Zostaniesz po lekcjach. - kilka rąk znalazło się w górze. Troy'a też.

- Słucham? - zwrócił się do syna.

- Mógłby nam pan powiedzieć, dlaczego pani Ferbisch nie przyszła i mamy z panem zastępstwo? Prosze? - zapytał łagodnie, ale znając go i widząc jego zaciśniętą dłoń, wiedziałam, że ledwo się powstrzymuje.

- Brawo za kulture, ale nie. Nie odpowiem na żadne wasze pytanie zwiazane z waszą poprzdnią panią. - poprzednią?

- Najmądrzejszy to ja nie jestem, ale nawet idiota wie, że nauczyciel ma obowiązek udzielić odpowiedzi uczniowi na zadane pytanie. Więc musisz nam odpowiedzieć na nasze pytania. No chyba, że nie jesteś taki mądry za jakiego się uważasz, co nawet jest prawdopodobne. - odparł pewnie Luke. Wszyscy przenieśli wzrok na niego. Troy przyglądał mu się z uśmiechem. Prezes podszedł do ich ławki.

- Masz bardzo wyszczekanego koleszke. - zwrócił się do bruneta, a później przeniósł wzrok z powrotem na Luke'a. - No dobrze... Skoro to mój obowiązek... Wasza dawna nauczycielka została zwolniona za niekompetencje. Teraz ja jestem waszym wychowacą.

- CO?! - powiedzieli wszyscy.

- To. Nie tylko awansowałem na waszego wychowawcę, ale i na wicedyrektora. Pójdziesz teraz ze mną.

- Moge przynajmniej napisać testament? - zapytał blondyn.

- A masz coś co możeś komuś przekazać? - powiedział szorstko prezes.

- Tak. Troy... - położył mu ręke na ramieniu - Przekazuje ci wszystkie moje długi. - uśmiechnął się, wstał i wyszedł za ojcem Troy'a.

Czekaliśmy pięć minut w ciszy, ale zagłuszył ją Eric.

- On serio ma coś niepokolei w głowie.

- Dlaczego? - zapytała Becky.

- Zaczynać z prezesem?

- Jako pierwszy mu się postawił. Co w tym złego? Może ciągle się nad nim znęca, ale pokazał mu, że nie da sobą pomiatać. A ty jesteś tchurzliwa fretka i ciągle mu się podlizujesz.

Powrót do rzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz