49. "Od zawsze i na zawsze"

10 3 0
                                    

Obudziłem się na czymś bardzo miękkim. Z trudem uchyliłem powieki. Jestem w mojej sypialni. Co ja tu robie? Nie za bardzo pamiętam wczorajszą noc. Moje ciało jest jak ołów. Waży chyba z tone. Strasznie boli mnie łeb, a wnętrzności wołają o chociażby najmniejszą krople wody.

Z wielką niechęcią podniosłem się z bardzo wygodnego łóżka. Jestem w tych samych ubraniach, w których byłem wczoraj, tylko bez skurzanej kurtki. Nie będe ukrywał, że czuje się lepiej bez niej. Przeczesałem ręką włosy i zszedłem na dół.

Zastałem tam Jamesa, oraz Lilith siedzących, rozmawiajacych i jedzących śniadanie. Na stole, przy którym siedzieli, były przepysznie pachniące naleśniki, sok i...

Woda.

Podszedłem do stołu i nalałem sobie pełną szklanke. Wypiłem ją w dwóch łykach. Opadłem na krzesło i jeszcze raz przeczesałem ręką swoją rozczochraną czuprynę.

- Kacyk? - zapytał z uśmiechem James. Odpowiedziałem mu pytającym spojrzeniem. - Nieźle wczoraj zabalowałeś.

Postanowiłem przemyśleć tą uwage i zacząłem jeść swojego naleśnika.

- Idziesz dziś ze mną? - zapytała Lilith, po jakimś czasie.

- Gdzie?

- Na plaże.

- A ty? - zwróciłem się do Jamesa.

- Nie lubię plaży. - odparł.

Wzruszyłem ramionami i poszedłem do mojej sypialni, ogarnąć się troche. Kiedy wróciłem, James pił wino, a Lilith bawiła się jego sztyletem. Po czym to poznałem? Tylko broń Jamesa jest czarna i ma na klindze srebne gwiazdy.

- Popadasz w alkocholizm. - stwierdziłem, patrząc na szatyna.

- Gorszy od ciebie nie jestem.

- Milutki jak zawsze. - mruknąłem.

- Idziemy? - odezwała się Lilith.

Pokiwałem głową i wyszliśmy, zostawiając tego biednego alkocholika samego. Po chwili się otrząsnąłem. Dobrze, że on nie umie czytać w myślach, bo byłbym już martwy.

Zajrzeliśmy po drodze do kawiarenki i zamówiliśmy sobie kawe, a potem chodziliśmy jeszcze przez chwile po mieście. Kiedy dotarliśmy na plaże, był już wieczór, a plaża była opustoszała. Nagle Lilith podrzuciła swój pusty papierowy kubek po kawie, a on spłonął fioletowym ogniem w powietrzu. Wpatrywałem się w fioletowo-różowe iskierki i drobniutke kawałki kubka opadające powolnie na ziemie. Ona nie przejeła się tym, aż tak.

Teraz kiedy tak na nią patrzyłem, uznałem, że jest całkiem ładna. W świetle zachodzącego słońca, w krótkich, czarnych szortach i luźnej, szarej bluzce, odkrywającą brzuch z ręką kościotrupa, pokazującą środkowy palec z napisem "Fuck you, bitch" i z tymi czarnymi włosami z fioletową pasemką, faktycznie wygląda interesująco.

Zoriętowałem się, że ja też już wypiłem swoją kawe. Zgniotłem kubek i rzuciłem w strone kosza. Był oddalony o jakieś 10 metrów, ale trening w Śródziemiu się opłacił i trafiłem.

- Niezły cel. - powiedziała, wpatrując się w morze.

- Dlaczego mu pomagasz? - wypaliłem. Zatrzymała się i spojrzała na mnie zdziwiona.

- Co?

- Dlaczego zadajesz się z Jamesem?

- Chyba nie rozumiem. Czemu cię to interesuje?

- Tak jakoś... Nie boisz się?

- Czego?

- Jamesa. No wiesz... Że kiedy nie będziesz mu już potrzebna to cię zabije. - zatrzymała się i spojrzała na mnie.

Powrót do rzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz