XXX

11 2 0
                                    

Pomysł Luke'a jest genialny! Żaki i tak jest na mnie obrażona, więc nie będzie chciała, żebym próbował rozszyfrowywać te jej sny. To nie istotne. Istotne jest to, że wkońcu jest szansa na odzyskanie moich wspomnień!

Luke siedzi w fotelu, a ja na kanapie. Aktualnie próbujemy wymyśleć sposób, który pomoże nam zrealizować nasz plan. Znaczy... Mam nadzieje, że Luke myśli, bo ja nadal nie moge się ogarnąć. Wkońcu będe pamiętać. Zniknie ta durna pustka i urwane wspomnienia.

- Dobra... - odezwał się niepewnie blondyn. Od razu skupiłem na nim całą swoją uwage. - Może na początek zadasz mi kilka pytań, a ja ci na nie odpowiem. Jeśli to nie pomoże spróbujemy pokombinować inaczej.

- W Śródziemiu robili podobnie. Opowiadali mi jakieś sytuacje, a ja próbowałem sobie je przypomnąć.

- Dobra. Pytaj. - w mojej głowie kłębiło się setki pytań. Od czego zacząć?

- Jak poznałem Arwene?

- Sorry, ale tego nie wiem. Moge tylko przypuszczać, że wtedy kiedy Elrond cię przygarnął. Nie jestem jasnowidzem, poza tym miałem inne zajęcie.

- Jakie?

- Pytania miały dotyczyć ciebie.

- No tak... Em... - szczerze to chyba nie mam żadnego pytania, które by jego nie dotyczyło. - Eldarion... Jaki on jest? - dobrze Troy... Pytaj o chłopaka...

- On... Hm... Raczej wdał się w mamusie. Brak mu tej żądzy przygody i nie często opuszcza Gondor.

Kurna. A miałem już zapytać, czy jest do mnie podobny. Nie wiem dlaczego... Jak sie tak zastanowie, to Luke ma racje. Zauważyłem, że nie za bardzo przepada za wyprawami kiedy zabrałem go jak był mały na przejażdżke konną. Miałem zamiar pokazać mu Rohan... Kto wie może nawet Mroczną Puszcze, (Luki by sie ucieszył) ale znudziło mu się to po dwóch dniach jazdy i musieliśmy zawrócić. Chociaż chyba zawsze wolał moje towarzystwo niż Arweny... Chwila!

- Luke! - poderwałem się z kanapy.

- Co? - wstał, patrząc na mnie pytająco.

- Przypomniałem sobie!

- Super! A co konkretnie?

- Że masz racje. Eldarion nie pała miłością do dłuższych podróż. Przekonałem się o tym kiedy był mały. No ale chyba zawsze wolał moje towarzystwo, nie?

- Raczej tak.

- Twój pomysł był genialny! - rzuciłem mu się na szyje. - Co ja bym bez ciebie zrobił...

- Ty beze mnie? A kto ciągle ratuje mi tyłek? - odwzajemnił mój uścisk.

Przymknąłem powieki. Jak ten durny prezes, który niby jest moim ojcem może go tak nienawidzić, żeby wsadzać go do pudła za nic. Jak można nienawidzić takiego człowieka? Sorry... Takiego elfa.

- Chyba jesteś w ciaży, bo twoje chormony strasznie wariują i masz okropne huśtawki nastroju. - zaśmiał się i odsunął mnie od siebie, żeby spjrzeć mi w twarz. Zobaczyłem, że na jego twarzy gości uśmiech.

- Chyba z tobą. - też wyszczerzyłem swoje lśniące zębiska.

- Nasze dziecko będzie porąbane.

- Mając geny po tobie nie tylko bedzie porabane, ale i dzikie.

- A co to ma niby znaczyć? - założył ręce na piersi. Próbował udawać oburzonego, ale uśmiech nie zchodził mu z twarzy.

- No, wiesz... Elfy z Mrocznej Puszczy są... Dzikie.

- Słucham? - zapytał, śmiejąc się.

- Ty jesteś tego najlepszym dowodem. Bez kija nie podchodź.

Powrót do rzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz