Rozdział 28

91 4 0
                                    

Nie wytrzymałam i pociągnęłam go do siebie i wbiłam się wargami w jego.

Zaskoczyłam chłopaka. Na początku nie oddawał pocałunku, lecz jak na zawołanie się ogarnął i zaczął oddawać.
Ten był delikatny, spokojny. Ze strony chłopaka było można odczuć smutek, poczucie winy, żal, miłość, przeprosiny.
Dalej łzy spływały po jego polikach, ale zatrzymywały się na moich palcach.
Gdy Patrick chciał pogłębić pocałunek to odsunęłam się i przerwałam.
-Nie mogę..- powiedziałam wracając do rzeczywistości.
Ten tylko pokiwał głową na znak, że rozumie.
Jego włosy opadły mu na oczy, wyglądał fatalnie. Wzięłam odgarnęłam je palcami. Patrick się spojrzał i lekko uśmiechnął.
-Uwielbiam jak się bawisz moimi włosami- powiedział cicho.
Usłyszałam to i dłonią wjechałam we włosy chłopka i zaczęłam się bawić.
On zachichotał i po chwili jego dłoń znalazła się na moim poliku.
-J-ja przepraszam.. Nie powinienem cię teraz zostawiać. Jestem idiotą. Na dodatek cię okłamałem, że idę się z kimś spotkać.. Boże jestem zje..- zaczął się użalać, ale mu przerwałam.
-Cii....- przyłożyłam lekko palce do jego warg.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Fakt, jesteś idiotą, ale na pewno nie jesteś zjebany. Jesteś mega idiotą, którego kocham nad życie.. -wyszeptałam mu w wargi.
Już miałam go pocałować, ale przerwał mi dzwoniący telefon.
Westchnęłam i wstałam po telefon.
-Halo- spytałam po odebraniu.
-Hej, to ja Chris - powiedział uradowany.
Wtedy spojrzałam na chłopaka siedzącego przy moim łóżku, po chwili wyszłam z sali na korytarz.
-O hej.. em.. wiesz to nie najlepszy moment na rozmowę... - powiedziałam smutnym głosem opierając się o ścianę.
-No dobrze, a jutro?- spytał.
-J-jasne-za jąkałam się.
-dobrze to do usłyszenia, dobranoc skarbie-powiedział i się rozłączył.
Czy on powiedział do mnie "skarbie"? O mój kurwa boże. Ale beka, takie mega ciacho jak on powiedział do mnie skarbie!
Natalia STOP! Nie myśl o nim, on ci tylko uratował życie, nic więcej!
Ponownie kłóciłam się z myślami. 
W końcu odsunęłam od ucha telefon i wróciłam do sali.
Trick jakoś był bardziej załamany.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał.
I co teraz? Jak powiem, że z Chris'em to spyta kto to i co mu powiem? Że uratował mnie przed wpadnięciem pod pędzącą ciężarówkę? Eh.. I tak jest załamany i nie chce go dołować, ale nie chce też okłamywać.
-Z Chris'em- odpowiedziałam obojętnie.
-Kto to..? - spytał bardziej się dołując.
-Nikt taki - wzruszyłam ramionami.
-Szczęściarz.. Oby cię nie zranił jak ja-  powiedział. 

Po tych słowach swoje oczy wyszczerzyłam.

-Że co!?- podniosłam głos.
Nie zareagował.
-Myślisz, że ja i on, razem?!- znowu brak reakcji.
-To się kurwa mylisz. Po prostu uratował mi życie i tyle o nim w temacie- krzyknęłam.
-Jak to uratował życie?- o wrócił do żywych.
Westchnęłam i bezsilnie opuściłam ramiona, rzuciłam się na łóżko.
-Bo.. Eh.. Bym wpadła pod pędzącą ciężarówkę. Straciłam czucie w nogach i leciałam na ulice, aż on mnie złapał. I pogadaliśmy, przyniósł mnie pod szpital.- powiedziałam bezsilnie.
Chłopak spojrzał na mnie z nie do wierzeniem.
-Że co!?- spytał.
-Kurwa gówno, nie będę się powtarzać!- krzyknęłam wymachując rękoma.
Patrick złapał mnie za nadgarstki i spojrzał w oczy.
-Uspokój się! Co się z Tobą do cholery dzieje!? - spytał.
Hmm może dlatego, że to ja poroniłam i to strasznie boli? To nie daje mi spokoju? Na dodatek to ja umieram nie Ty? Już nie daje rady z niczym po prostu. Wszystko mnie przerasta. Sama już nie panuje nad sobą? Całe życie mi się zawala, a nie Tobie? 
-Sama nie wiem..- skłamałam.
-Wiesz.. Powiedz... - powiedział luzując uścisk na nadgarstkach.
-Słuchaj! To ja poroniłam nie Ty, nie wiesz jak to boli to nie daje mi spokoju! To ja umieram nie Ty! Mam dość tego już! Między innymi tych naszych wszystkich kłótni o jebaną błahostkę! Przerasta mnie to! Życie mi się kurwa zawala, nie Tobie!! To za dużo dla mnie! Już nie daję rady, jestem słaba, ZROZUM! - krzyknęłam  wyrywając ręce z jego uścisku.

Postanowiłam nie trzymać emocji w sobie, więc dałam upust im.

Ten spojrzał na mnie i zaniemówił.
-Kochanie... -powiedział i zamknął szczelnie w swych ramionach. Ja nie protestując oddałam się mu.
-To takie nie sprawiedliwe...- powiedziałam łamiącym się głosem.
-Cii...- uciszał mnie.
Kołysał lekko nami.
Sprawiło to, że dopadło mnie zmęczenie. Zasnęłam w jego ramionach. Poczułam jak chłopak położył mnie na łóżku i otulił szczelnie kołdrą. Znowu zasnęłam.

Nad ranem..

Słyszę jak ktoś wchodzi do sali.
To lekarz, ale co robi o tak wczesnej godzinie?
-Coś się stało doktorze?- spytał Luke.
Zaraz, a gdzie tamten mój kochany idiota? Eh.. Mniejsze.
Nie otwierałam oczu, gdyż miałam zamiar jeszcze zasnąć.
Jednak gwałtownie je otworzyłam na słowa lekarza.
"Mamy dawce".

Have a little hope (Patrick Stump)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz