rozdział 2

2K 210 10
                                    

Obudziły mnie szmery które słyszałam gdzieś dookoła mnie. Podniosłam się z brudnej zakurzonej podłogi i rozejrzałam, kawałek ode mnie stał Luke i grzebał w jakiejś drewnianej skrzyni. Było już jasno i burza ustąpiła, również było widać wnętrze magazynu. Ściany, podłoga i dach z grubej blachy gdzieniegdzie już zardzewiałej, kurz, skrzynki i inne metalowe konstrukcje. Dużo schodów i kilka ciężkich drzwi, które prowadziły pewnie do innych składowych pomieszczeń.

- Czego tam szukasz?

- Jedzenia, może cię zaskoczę Sparks, ale znalazłem - uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, który znaczył jedno wielkie "tak miałem rację a ty się znowu pomyliłaś".

Podeszłam do chłopaka i zajrzałam mu przez ramię. Faktycznie w skrzyni były puszki z jedzeniem i to nawet nie przeterminowanym.

- Wiesz, jednak bałabym się to zjeść... Może to serio nie jest jedzenie? Trucizna? Może ten ktoś kto był tu w nocy chce nas zabić?!

- Przestań dramatyzować - Luke wstał i stanął naprzeciw mnie - mogę zjeść pierwszy.

- Super, jak wykitujesz nikomu nie będzie przykro - wywróciłam oczami i odwróciłam się idąc w kierunku schodów prowadzących na dół.

- Gdzie ty leziesz?

- Idę otworzyć te drzwi?

- A jak ten twój ktoś kto chce nas zabić wciąż tu jest?

- To zginiemy razem - uśmiechnęłam się szeroko i serio sztucznie i zeszłam na dół.

Przed stanięciem na ostatnim stopniu rozejrzałam się. Nie zobaczyłam nikogo, a jedyne co słyszałam to szmery Hemmingsa kawałek za mną. Zeszłam ze schodów i ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku. Spróbowałam znów pchnąć drzwi, ale tak jak w nocy ani drgnęły. Ktokolwiek je otworzył i wszedł, wychodząc je znowu zatrzasnął, albo... zamknął.

- Luke?!

- Co chcesz? - chłopak był za mną wyjadając jakąś papkę nieco brudnym widelcem.

- Ktoś nas tu chyba zamknął...

Luke parsknął śmiechem. Cóż, mi nie było zbyt wesoło.

- Nie żartuje, sam w nocy słyszałeś, że ktoś tu był, a teraz jesteśmy tu sami, jak to niby jest możliwe?

- Tak Amy, na pewno, jesteśmy w pułapce, o nie! - w jego głosie dało się wyczuć sarkazm.

- Jak ty możesz być taki spokojny?! Jesteśmy zamknięci w kupie żelastwa, a ty co? Jesz sobie jakieś psie żarcie i nic a nic cię nie interesuje jak stąd wyjść?!

- To psie żarcie jest całkiem smaczne, chcesz? - wystawił mi przed twarz widelec z kawałkiem jedzenia nabitym na koniec.

- Nie - machnęłam ręką wytrącając mu sztuciec z ręki - nie chcę!

Ignorując go podeszłam do drzwi i dalej próbowałam je otworzyć. Słyszałam jak Luke się gdzieś oddala, nie interesowało mnie gdzie, teraz ważne były te drzwi.

Jedna próba - nic.

Druga - nic.

Trzecia - nic.

Przy dziesięciu przestałam liczyć, a kilka później już kompletnie odpuściłam. Hemmings nie dawał znaku życia od dobrych dwudziestu minut, może nie będzie takim głupim pomysłem go poszukać? Może znalazł jakieś inne wyjście.

Ruszyłam przed siebie, zajrzałam na piętro, tam go nie było.

Moja ciekawość wzięła górę i zaczęłam przeszukiwać pomieszczenia za wszystkimi drzwiami. Te akurat otwierały się bez problemu. Za pierwszymi było duże ale zupełnie puste pomieszczenie z jednym małym okienkiem z wybitą szybą. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Przeszło mi przez myśl, że można wyjść oknem ale było za wysoko, a te na dole miały kraty - odpada.

Wyglądając przez okno czułam wiatr na twarzy, niby nie siedzimy tu nawet całej doby, a już mam dość tego zakurzonego powietrza.

- Co robisz? - spojrzałam w kierunku drzwi gdzie stał Luke.

- Szukam cię.

- Za oknem?

- Miałam cichą nadzieję, że skoczyłeś, ale niestety... - westchnęłam - ...gdzie byłeś?

- Szukałem czegoś.

- Czego?

- Czegokolwiek i myślałem, że może są jakieś drugie drzwi, ale nic z tego...

Westchnęłam i chciałam usiąść na podłodzę, ale chłopak mnie powstrzymał mówiąc, że chce mi coś pokazać. Bez sprzeciwu poszłam za nim do innego pomieszczenia. Kiedy przeszliśmy przez próg byłam prawie pewna że w tym budynku ktoś mieszka, albo mieszkał. W pomieszczeniu stały, oprócz oczywiście wielu rozwalonych i poniszczonych regałów, łóżka. Trzy metalowe, nawet szpitalne łóżka. Materace były pożółkłe, z jednego nawet wystawały sprężyny. O pościeli oczywiście można było tylko pomarzyć, ale lepsze to niż nic jeśli mamy tu spędzić jeszcze trochę czasu. Pewnie spędzimy, zasięgu nadal nie było, w sumie nasze telefony i tak się rozładowały więc nic nam po nich.

Usiedliśmy na łóżkach. Ja na jednym, tym bliżej okna, a Luke na tym pod ścianą. Trzecie z którego wystawały sprężyny stało naprzeciwko drzwi. Oboje siedzieliśmy po turecku gapiąc się w ściany.

- Jestem głodna.

- Idź po psie żarcie z puszek - prychnął.

- Chyba wole paść.

Cisza. Milczeliśmy jakieś dziesięć minut, aż chłopak wstał, wziął z podłogi metalowy kawałek rozwalonej półki i podszedł do okna.

- Co ty robisz?

- Nie chce się tu udusić Sparks - uderzył metalem w szybe, a ta oczywiście się rozbiła. Kilka fragmentów poleciało za okno, a kilka rozbiło się pod oknem. Chłopak odrzucił w kąt metal i razem z hukiem narzędzia usłyszeliśmy jakiś krzyk. Nie był to krzyk kogoś kto miał kłopoty. Raczej oznaka niezadowolenia i to chyba my mieliśmy kłopoty, że rozbiliśmy szybę.

Znaczy dokładniej to Hemmings, ale ja też tu byłam.

Czy on zawsze musi robić każdą rzecz źle? Sam prawdopodobnie właśnie wykopał nam grób a to niby za każdym razem wszystko moja wina.

Po usłyszeniu czyjegoś głosu poszło szybko.

Huk drzwi, tych wejściowych najprawdopodobniej.

Kroki, dwóch osób.

Są na schodach.

Na piętrze.

Idą.

Szepty.

Zatrzymują się.

Zawracają?

Kolejny huk.

Krzyk.

Huk.

Trzask.

Ktoś idzie po schodach.

Drzwi.

Wyszedł.

Luke spojrzał na mnie a ja na niego. Zdezorientowanie to mało powiedziane, my po prostu nie mieliśmy pojęcia o co chodzi i szczerze chyba oboje baliśmy się wyjść z tego pomieszczenia. Siedzieliśmy cicho wpatrując się to w siebie to w drzwi, aż Luke jako ten odważny postanowił sprawdzić czy wszystko gra.

Pewnie gdyby nie to, że ludzie którzy tu byli, raczej byli na nas źli za rozbite okno, chociaż nie wiem co to ma do rzeczy i tak jest tu więcej rozbitych okien, pewnie byśmy wyszli i poprosili o pomoc.

Chłopak wychylił głowe zza drzwi i się rozejrzał, spojrzał później na mnie i kiwnął głową, że możemy wyjść. Wstałam i podeszłam do chłopaka, razem postanowiliśmy zejść na dół. Byliśmy niedaleko schodów kiedy się zatrzymałam patrząc w jeden punkt.

- Co jest Amy? - Luke spojrzał na mnie.

- Pa... Patrz... - wskazałam palcem pod ścianę, Hemmings powędrował tam wzrokiem i przełknął śline.

- Cholera, Amando chyba masz racje, musimy się stąd wydostać...

Cóż, wspaniale Lucas, że ciało zupełnie obcego faceta dopiero cię do tego przekonało.

WAREHOUSE (hemmings x gomez)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz