rozdział 25

1.1K 161 22
                                    

Luke

Stałem z bronią przyłożoną do głowy. Amanda i Michael wpatrywali się we mnie i stojącą obok mnie kobietę z szeroko otwartymi oczami. Czekała na to i teraz może zrobić to w ułamku sekundy, jednak czekała. Nie wykonała ani jednego ruchu tylko z każdą chwilą coraz bardziej czułem lufe pistoletu wbijającą się w moją skroń. Nie wiem do czego mogę porównać to uczucie, niby wszystko działo się w okolicach twarzy, ja jednak czułem jakby ktoś wiercił mi dziurę w brzuchu. Z nerwów bolał mnie każdy kawałek mojego ciała, czułem, że cały dygotałem, jednak pewnie nie było to widoczne. Może wcale tego nie robiłem, po prostu tak mi się zdawało. Czułem oddech kobiety tuż obok mojego ucha, dwie pary oczu wpatrujące się we mnie i szybkie bicie mojego serca. Spojrzałem na Amandę, której oczy zaszły łzami, widziałem w nich, że chciała coś zrobić, powiedzieć, ale nie wiedziała co i jak. Nie dziwie się, że się bała. To nie było nic nowego.

Kiedy kobieta nadal nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów ja wpatrywałem się w stojącą kilka kroków ode mnie Amy. Była taka mała i krucha. To miejsce zdecydowanie ją wykończyło dużo bardziej. Przez kobiete miała włosy sięgające ledwie jej ramion w których osobiście podobała mi się nawet bardziej niż w długich. Podobała jest tutaj ciekawym określeniem. Nie wiem kiedy dziewczyna zaczęła mi się podobać, zawsze miałem ją za przeciętną. Może to tylko moje wymysły i to miejsce w którym nie było nikogo innego niż Amy wmusiły we mnie takie przekonania, czy to faktycznie moje własne emocje i uczucia. Jeśli to faktycznie ja to trzeba przyznać, tutaj chwilę przed moją śmiercią, że lubię Amy. Polubiłem Amandę Sparks, po tym jak spędziłem z nią paskudne chwile w paskudnym miejscu. Nie wiem, czy to idzie w miłość, czy jednak nadal bardziej w stronę nienawiśći, ale wiem, że ją polubiłem. Nadal dużo gada, nadal mnie denerwuje, ale taka jest.

- Amy... - wydukałem i poczułem szarpnięcię przez kobietę, które miało zapewne oznaczać abym się nie ruszał i nic nie mówił.

- Luke... - dziewczyna wyciągnęła swoją dłoń w moją stronę, po czym szybko było słychać strzał.

Kobieta na sekundę zabrała broń i wystrzeliła w sufit, mając na celu wycofać zamiary Amandy. Jednak chwilę po wystrzale ponownie poczułem chłód przy skroni.

- Chyba wystarczy czekania prawda? Zapytałabym cię o ostatnie słowa, ale nikogo one nie interesują - złapała mnie mocniej - to może liczmy do trzech.

Wtedy zapadła chwila ciszy i stresu, bolało mnie dosłownie wszystko.

- Jeden... dwa... - zamilkła na chwilę a ja przymknąłem oczy.

W chwili gdy wypowiedziała "trzy" usłyszałem tylko krzyk Amy abym uciekał i odruchowo spróbowałem wyrwać się z objęć kobiety. Obok był stolik z którego złapałem w rękę nóż i obracając się niedbale przejechałem narzędziem po ramieniu kobiety, powodując jej syknięcie i nietrafny strzał w ścianę. To on miał być w mojej głowie. Wszystko działo się zbyt szybko. Kobieta zaczęła krwawić, Amy schowała się za plecami Michaela, który od początku praktycznie wcale się nie odezwał. M.L. łapiąc się za rozciętą skórkę strzeliła drugi raz trafiając mnie w łydkę. Upadłem z krzykiem na ziemię. Podeszła do mnie mierząc bronią w sam środek mojej czaszki. Złapałem się za zranioną nogę i z przerażeniem wpatrywałem się w celującą we mnie broń. W głowie miałem tysiące myśli. O życiu, śmierci, tym co robiłem dobrze, o Amy, o wszystkim. Najwidoczniej na łożu śmierci zdajemy sobie sprawę z niektórych rzeczy.

memories, they seem to show up so quick but they leave you far too soon

naive, I was just staring at the barrel of a gun 

WAREHOUSE (hemmings x gomez)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz