aut: najchętniej bym tu wszystkich pocięła, ale nie miałabym co pisać...
Noc była ciężka z resztą jak każda albo prawie każda tutaj. Po spacerze z Michaelem wróciliśmy do pokoju i położyliśmy się spać. Nie łatwo było mi zasnąć, ale kiedy już się udało wstałam ostatnia.
Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam, że Luke i Michael siedzieli na swoich materacach i jedli szynkę z puszki. Luke podniósł na mnie wzrok i lekko się uśmiechnął.
- Dzień dobry Amy.
- Um hej... - wstałam z łóżka i przeczesałam włosy palcami - ...jak się czujesz Luke?
- Pewnie lepiej niż wyglądam.
Zaśmiałam się i poszłam do łazienki piętro wyżej. Poranki były tutaj imitacją normalności. Popijając zimno, wilgoś, smród do, którego już chyba przywykłam i brud było normalnie. Kilka ludzi i normalny poranek. Tylko śniadania były ochydne.
Skorzystałam z toalety i wróciłam do chłopaków. Zjadłam to czego Luke nie dojadł i przyszedł czas na rzucanie kośćmi. Wiedziałam, że pójdę, bo sama o tym zdecydowałam.
Usiedliśmy na podłodze w kole i każdy w tym samym czasie wyrzucił swoją kość. Luke miał dwa oczka, Mike pięć, a ja trzy. Hemmings przełknął ślinę i wstał z podłogi. Westchnął i bez słowa skierował się do drzwi. Wstałam za nim i złapałam jego nadgarstek.
- Ja pójdę, tak jak ty poszedłeś za mnie...
- Amy...
- Nie ma Amy, idę. Jakbym długo nie wracała, przyjdźcie po mnie.
Oboje przytaknęli, a ja wyszłam z pokoju. Poszłam schodami na dół. Ona już tam stała. Przy tym samym pokoju i w tej samej masce co zawsze. Bez słowa zaprosiła mnie gestem ręki do pomieszczenia. Nie mogłam odmówić, nie jej. Mogłam wyczuć jej zwycięski uśmiech. Była dumna z faktu, że doprowadziła nas do tego stanu gdzie boimy się jej jak ognia. Był to dla niej triumf. Najwyższa i najważniejsza nagroda, a samo sprawianie bólu to istna przyjemność. Sama nie mogłam zrozumieć jak coś tak okropnego może kogoś bawić i cieszyć. Czy niszczenie psychicznie i fizycznie człowieka może doprowadzić do wytwarzania hormonów szczęścia? Absurd.
Kobieta kazała usiąść mi na krześle. Znowu to krzesło. Kiedy usiadłam wzięła snur i mnie do niego przywiązała. Ciasno, tak, że sznur wbijał mi się w skórę. Gdy skończyła przykucnęła, tak, że miała twarz zaraz przed moją.
- Amando, dobrze wiem, że oszukujecie - przesunęła swoją twarz i szepnęła mi do ucha a mnie przeszły dreszcze - ty i Luke, dziś on powinien tutaj siedzieć i powinnam z nim skończyć, ale przylazłaś ty - odsunęła się - może to nawet lepiej... bardziej zaboli go jak zabiję dziewczynę na której mu zależy, niż jego samego.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Nie mów, że tego nie widzisz Amy - kobieta wzięła ze stołu nożyczki. Duże i ostre.
- Nie lubimy się.
Kobieta zacmokała i przystawiła krzesło na którym usiadła.
- Głupiutka Amy... Wróćmy do tematu. Myśleliście, że się nie dowiem? Ja wiem wszystko kochana. Każda rzecz, którą zrobicie źle, nie tak jak każę odbije się i wróci do was dwa razy mocniej. Obiecuję.
Wstała i poszła w kąt pokoju. Nie wiem co robiła, przez to, że byłam związana nie mogłam się ruszyć ani obrócić. Słyszałam tylko strumień wody, który obijał się o coś. Coś co później okazało się wiadrem. Znowu usiadła na swoje miejsce. Nożyczki odłożyła na stolik, a wiadro z wodą postawiła obok krzesła. Chwile tak siedziała po prostu parząc a ja za wszelką cenę chciałam uniknąć jej wzroku.
- Patrz na mnie - poleciała a ja niechętnie to zrobiła.
Widziałam jak uśmiecha się pod maską. Wstała i szybko złapała mnie za włosy na co pisnęłam z bólu. Ciągnęła jakby chciała mi je wyrwać. Nic nie mówiła, po prostu ciągnęła mnie za włosy i wsłuchiwała się w moje krzyki. Z każdą chwilą ból był większy, jakby chciała oderwać mi skórę głowy a nie tylko wyrwać kilka włosów. Z tego wszystkiego w kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Nie chciałam płakać, ból był po prostu ogromny.
Wreszcie puściła, a ja zaniosłam się szlochem. Włosy opadły mi na twarz. Kobieta złapała mnie za policzki i nakierowała moją twarz na swoją.
- Co ryczysz głupia - uderzyła mnie w policzek, a ja mocno zagryzłam dolną wargę aby nie krzyczeć.
Po moich policzkach leciały łzy. Tak po prostu bez jakichkolwiek dźwięków. Sama woda spływałą strumieniami z moich oczu, a ja miałam gęsią skórkę.
Kobieta znowu złapała mnie za włosy i pociągnęła je w górę, ale tym razem nie tak mocno. Wolną ręką sięgnęła po nożyczki leżącę na stole i płynnym ruchem obcięła przynajmniej połowę, a nawet więcej długości moich włosów. Znowu je puściła, a one spadły. Sięgały teraz do ramion. Z moich oczu leciało coraz więcej łez, a kubeł zimnej wody, którą na mnie wylała spowodował tylko kolejne krzyki. Nie było widać łez, zmieszały się z wodą. Cała dygotałam, a ona znowu uderzyła mnie w policzek, tylko teraz drugi. Ponownie krzyknęłam. Kobieta zaczęła ciągnąć za sznur przez co było ciaśniej, a ja krzyczałam głośniej i głośniej. To były tortury. Zdecydowanie były to tortury. Pełne krzyków, łez i strachu.
M.L. dopiero zatrzymała swoje działania kiedy za drzwiami pokoju ktoś zaczął się dobijać. Kobieta podeszłą do drzwi, za którymi krzyczęli Luke i Michael. Podniosłam spuszczoną głowę i zobaczyłam jak M.L. otwiera drzwi przez co chłopaki wpadli do środka. Kiedy byli już w pomieszczeniu zamknęła drzwi i chwilę patrzyła.
- Nie powinno was tu być, to czas mój i Amy - spojrzała na mnie i wtedy też chłopaki zwrócili na mnie swoją uwagę. Michael podszedł do mnie i złapał moją twarz w dłonie. Wyraz jego twarzy był jednoznaczny. Strach.
- Amy, co ona... - podszedł do mnie i Luke, ale przez to, że był słaby kobieta z łatwością go odciągnęła na kolejne krzesło do którego też go przywiązała. Nie opierał się, nie miał siły. Sama już nie miałam siły na nic.
Kiedy Hemmings był już na krześle kobieta kazała usiąść i drugiemu blondynowi. Zrobił to, ale nie z bezsilności tylko ze strachu.
Spojrzała na naszą trójkę.
- Dziwne, że Amy jeszcze nie błaga mnie o śmierć... Jak myślisz Luke, chciałbyś to oglądać? - zaśmiała się śmiechem, który zdecydowanie był tym jak psychopaty z horroru.
To był horror to zdecydowanie był horror dla naszej trójki. Kiedy siedzieliśmy tak związani patrząc na stojącą nad nami kobietę całe życie przelatywało przed oczami. Ona była uosobieniem diabła i największych strachów. Nie zdziwiłabym się gdyby sam Lucyfer się jej bał.
- Może kiedy trochę tu posiedzicie zrozumiecie, że trzeba przestrzegać zasad, a zwłaszcza tych o których ja mówię. Doba? Dwie? Tak, dwie będą idealne. Macie sporo czasu aby porozmawiać, czterdzieści osiem godzin.
Wyszła. Zostawiła nas przywiązanych na dwie doby. Kiedy zamknęła drzwi w pokoju zrobiło się prawie całkiem ciemno bo z jednego okna wpadało mało światła.
Pozostało nam siedzieć i czekać. W zmęczeniu, nerwach, strachu i samotności, bo kiedy jesteś rozbrojony psychicznie nawet osoby, które znasz wygają ci się zupełnie obce.
#WAREHOUSEFF na twitterze
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...