Obudziłam się na podłodze w jednym z pomieszczeń. Policzki nadal miałam mokre i bolał mnie każdy kawałek ciała. Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam dookoła siebie. Było już jasno i kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła wyszłam z pokoju. Na podłodze przed pomieszczeniem siedział Michael, obiecał, że będzie tam czekał. Uśmiechnęłam się lekko i przykucnęłam przy chłopaku.
- Mike – szturchnęłam go lekko, na co ten mruknął, ale kompletnie mnie zignorował – Michael, wstań z podłogi...
Chłopak poruszył się lekko, a chwile później otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Chodź do pokoju...
Nie powiedziałam nic więcej tylko bez powodu zaczęłam płakać. Michael zdezorientowany po prostu mnie przytulił i dalej siedzieliśmy na podłodze. Wtuliłam się w chłopaka, a kiedy trochę się uspokoiłam blondyn wstał i wziął mnie na ręce. Poszedł ze mną do pokoju i położył na łóżku.
- Musisz odpocząć Amy, zaczynasz płakać bez powodu, czasem jesteś miła, zaraz później krzyczysz...
- Dziwisz się? To co tu się dzieje to jakiś horror! Istny koszmar!
- Znowu krzyczysz, uspokój się Amy...
- Jak mam się uspokoić? Luke zniknął, zabrała go, może już nie żyć, a ja mam być spokojna?!
- Nic na to nie poradzimy, my żyjemy i musimy się jakoś trzymać.
Pokiwałam głową nie wierząc w słowa chłopaka. Nie ma po co się trzymać, nikt nas tu nie znajdzie i nie uratuje, nadzieje na to straciłam już dawno temu. Zginiemy tu prędzej czy później, wystarczy, że tej kobiecie znudzi się zabawa w kotka i myszkę. Myślałam już nawet o samobójstwie, ale to dałoby jej jeszcze więcej satysfakcji niż dręczenie nas. Poczułaby, że wygrała. Nasza słabość to dla niej triumf.
Kiedy chłopak nie usłyszał ode mnie odpowiedzi odszedł od mojego łóżka i usiadł na przeciwnym – na tym na którym zawsze spał Luke. Leżałam skulona, a w pokoju zapanowała grobowa cisza. Czułam, że Mike się na mnie patrzy ale starałam się to ignorować. Przymknęłam oczy chcąc się uspokoić. Oddychałam głęboko, jednak w osiągnięciu spokoju przerwał mi huk z parteru. I ja i Michael zerwaliśmy się i spojrzeliśmy na drzwi zastanawiając się chwilę czy sprawdzić hałas czy nie, jednak po dłuższej chwili postanowiliśmy zejść na dół.
Chłopak szedł pierwszy a ja zaraz za nim. Zeszliśmy i rozejrzeliśmy się jednak nic nie przykuło naszej uwagi, aż ze strony drzwi nie dobiegł słaby głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam, jednak potrząsnęłam głową i pobiegłam w stronę metalowych drzwi, pod którymi leżał Luke. Podbiegłam i upadłam na kolana przy chłopaku. Dotknęłam jego twarzy aby upewnić się czy to na pewno jest on.
- Luke...
Chłopak nie odpowiedział, jedynie zakaszlał. Obok mnie po chwili znalazł się Michael, a ja poleciłam mu pobiec do pokoju po miskę wody i jakąś szmatkę. Chłopak posłuchał mnie i zniknął.
Luke miał lekko otwarte oczy, a na jego twarzy jak i pewnie na całym ciele był siniaki i zaschnięta krew. Nie wiem co mu zrobiła, ale to pewnie nie było po prostu bicie.
Chłopak wyglądał fatalnie, jak wrak człowieka, można by się zdziwić, że on jeszcze żyje.
Posadziłam go tak, że oparty był plecami o drzwi. Był wyczerpany było to widać od razu. Oparł głowę o drzwi i całkowicie zamknął oczy.
- Nie Luke, otwórz oczy, proszę... - znowu złapałam go za policzki, a ten mnie posłuchał i na mnie spojrzał. Jego oczy były inne niż zwykle nie były tak niebieskie jak zawsze, były smutne i puste. Nie wyrażały żadnych emocji. Nic. Jednak uśmiechnął się blado kiedy spojrzał na mnie, ale później się skrzywił. Zabrałam ręce z jego twarzy i w tej chwili wrócił Michael. Wzięłam kawałek materiału i zamoczyłam go w wodzie. Zaczęłam obmywać twarz chłopaka, a kiedy skończyłam zdjęłam jego bluzę aby sprawdzić czy na reszcie jego ciała też są siniaki i krew. Były, całe ręce i pewnie więcej. Je również zaczęłam obmywać z zaschniętej krwi, na co chłopak się skrzywił i mruknął.
- Przepraszam Luke...
Każdy mój ruch go bolał, każde dotknięcie siniaka, których było wiele, ale musiałam coś zrobić. Gdy skończyłam z rękami z pomocą Michaela, który ciągle siedział obok zdjęłam koszulkę chłopaka. Nie opierał się, chociaż jak wszystko inne bolało go to. Miał na brzuchu kilka ran od nacięć, na których było więcej krwi niż na innych ranach, nawet świeżej. Kiedy przyłożyłam czerwoną już szmatkę do zakrwawionego miejsca chłopak głośno wciągnął powietrze i odtrącił moją rękę.
- Luke, trzeba to wymyć, wiem, że boli, ale wytrzymaj trochę proszę. Jeszcze tylko to i później Michael zaniesie cię do łóżka, tam dokończę dobrze?
Chłopak pokiwał delikatnie głową i pozwolił mi dokończyć to co zaczęłam, a później tak jak obiecałam Michael zabrał go na piętro. Szłam za nimi. Mike położył blondyna na łóżku, ja wzięłam czysty kawałek materiału i dolałam trochę czystej wody do miseczki. Michael nie chcąc przeszkadzać usiadł na moim łóżku i po prostu patrzył a ja dalej czyściłam rany Luke'a. Kiedy wszystko od pasa w górę było już wyczyszczone, chociaż z ran na brzuchu dalej sączyła się krew zdjęłam spodnie Luke'a i zaczęłam czyścić rany na nogach. Tych było zdecydowanie mniej, chociaż w miejscu gdzie Luke jakiś czas temu miał kulę po strzale było nieciekawie. Miejsce było zaczerwienione i opuchnięte, ale nie mogłam nic z tym zrobić.
W momencie gdy chłopak był już czysty nałożyłam nową szmatkę na brzuch chłopaka i nie ubierając go przykryłam jednym z mniej podartych koców.
- Coś ci potrzeba? Czy chcesz po prostu odpocząć? – zapytałam, a blondyn na mnie spojrzał.
- Nie... - odpowiedział słabo - ...chciałbym spać, ale nie zasnę...
Pokiwałam głową i chciałam odejść zostawiając go w spokoju, aby jednak spróbował zasnąć, ale on wyciągnął rękę w moją stronę i delikatnie trącił swoimi palcami moje.
- Zostań obok...
- Dobrze – uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na podłodze przy łóżku. Patrzyłam na chłopaka i kolejny raz zaczęłam płakać. Tym razem z radości, że Luke żyje i wrócił.
- Nie płacz, wszystko dobrze Amy.
- Wróciłeś, cały, nie zabiła cię... Um... gdzie cię zabrała?
- Nie wiem Amy... Powiedziałbym ci, ale nie wiem...
Spojrzałam na chłopaka kolejny raz.
- Nie wiesz?
- Nie – pokiwał lekko głową – nic nie pamiętam, jedyne co to ból, ale żadnego miejsca.
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Ważne, że Luke wrócił i żyje. Nie ważne gdzie był, ważne, że znowu tu jest – z nami. Wyjdzie z tego, pomożemy mu i wszystko będzie dobrze. Siniaki i rany znikną, jego noga też wydobrzeje. Wyzdrowieje i fizycznie i psychicznie. Każdy z nas kiedyś wyzdrowieje psychicznie.
Chyba, że wcześniej ona nas zabije.
#WAREHOUSEFF - TWITTER
+ rozdział trochę Lumy af, a kolejny będzie bardziej Lumy i mam pytanko do wszystkich shippujących Lumy - jaki jest wasz fav Lumy moment? bo kilka już ich było...
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...