Luke
Minęło coś około dwóch godzin, tak myślę, chociaż dla nas, a na pewno dla Amy było to jak przynajmniej sześć. Dziewczyna siedziała na kocu i nie raczyła się do mnie odezwać, kiedy ja sam siedziałem na skraju dachu patrząc w dół. Wystarczyło się odepchnąć, ale to nie równało się z wolnością, a raczej ze śmiercią, albo poważnym złamaniem. Odwróciłem głowę w stronę dziewczyny. Dalej siedziała w tym samym miejscu, słuchała radia skulona z ramionami owiniętymi wokół kolan. Miała przymknięte oczy, a wiatr rozwiewał jej włosy w różne strony. Bez pytania było widać, że się boi. Strach po prostu od niej emanował. Bała się pewnie i tego miejsca i tego człowieka. Wszystkiego.
Wiedziałem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać, ale i tak wstałem i podszedłem do niej zajmując teraz wolną połowę koca. Nawet na mnie nie spojrzała. Wyglądała na zamyśloną.
- O czym myślisz? - zapytałem też już na nią nie patrząc, ale nie odpowiedziała - Nie odezwiesz się? - teraz już miałem oczy skierowane na dziewczynę.
- Nie.
W jej głosie słychać było, że jest zła.
- Czemu jesteś zła?
Podniosła na mnie wzrok który wcześniej był utkwiony w jej dłoniach.
- Czemu?! Chcesz wiedzieć czemu?! - powoli wstała z koca, zrobiłem to co ona stając naprzeciwko niej - Przez ciebie Luke! To twoja wina! Twoją winą jest to, ze tu siedzimy! Tutaj na dachu jak i tutaj w tym metalowym pudle! Ty poszedłeś za mną z imprezy i to ty chciałeś sobie palić pod gwiazdami! - krzyczała wymachując przy tym rękami. Zrobiłem krok w tył. Normalnie zacząłbym się z nią kłócić, ale może jej ulży jak się wykrzyczy i powie co ma mi do zarzucenia. - Przez ciebie to wszystko! Wszystko zawsze było twoją winą! Teraz i wcześniej! Pamiętasz jak raz wracaliśmy z Ashtonem i Ofelią i zgasł nam samochód bo ktoś zapomniał zatankować!? Tak to byłeś ty i utknęliśmy na cztery godziny w szczerym polu!
- Raz, to był raz, wielkie mi co... - mruknąłem obojętnie.
- Faktycznie to było nic w porównaniu z tym! Jesteśmy tu zamknięci Hemmings! Pewnie na zawsze!
- Przestań na mnie krzyczeć!
- To przestań być takim dupkiem!
Zdecydowanie gdyby ktoś tam szedł by nas wtedy usłyszał. Powinien iść i nam pomóc, ale oczywiście życie to nie bajka i nie mogło być tak dobrze. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Staliśmy tak na tym dachu kłócąc się, aż zaczęło padać. Chociaż nawet deszcz nie przeszkadzał Amandzie w czepianiu się mnie i wytykaniu mi wszystkiego co pamięta. A pamiętała dużo.
Później zaczęło robić się jasno, a deszcz przestał padać. Amanda zasnęła, a ja siedziałem patrząc się przed siebie na niebo które robiło się jaśniejsze i jaśniejsze. Jeszcze trochę tu posiedzimy, dwadzieścia cztery godziny miną jak się ściemni.
Obserwowałem ptaki latające nad budynkiem, w tej chwili im zazdrościłem. Były wolne i mogły być teraz gdzie tylko chciały, ale latały tutaj nad tym okropnym miejscem, gdyby tylko wiedziały co tu się dzieje, na pewno poleciałby dalej. Oparłem się plecami o komin i przymknąłem oczy, zasnąłem, a obudziła mnie Amy kilka godzin później szarpiąc mnie za rękaw i mówiąc, że jest otwarte.
- C-co...? - powoli otworzyłem oczy i spojrzałam na twarz dziewczyny, nadal była ponura, ale i tak miała lepszy humor niż wcześniej.
- Otworzył nam przed czasem, chodź stąd Luke, jesteśmy przemoczeni musimy się przebrać...
- Przed czasem? A jak to pułapka?
- Hm?
- A to niby ja jestem ten lekkomyślny - wstałem - pomyśl, świr który nas tu zamyka nagle powala nam wejść do trochę cieplejszego miejsca, bo co? Bo boi się że się przeziębimy? To bez sensu, nie sądzisz, że to jakieś podejrzane?
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...