Chłopak położył obie dłonie na moich policzkach trzymając moją twarz, kiedy ja stałam nieruchomo nie wiedząc co właściwie powinnam zrobić, więc nie zrobiłam nic. Nie odsunęłam się od Luke'a, ale też nie odwzajemniłam pocałunku. Po chwili, która dla mnie trwała pewnie dłużej niż naprawdę, chłopak odsunął się ode mnie i na mnie spojrzał, jednak nic nie powiedział. Zajęło mi chwilę zebranie myśli, a kiedy już wiedziałam co się właśnie stało spojrzałam na chłopaka i uderzyłam go w policzek z otwartej dłoni. Luke złapał się w miejsce w które go uderzyłam i cicho syknął.
- Zwariowałeś?! – krzyknęłam, a z nieznanego mi powodu po moich policzkach popłynęły łzy.
- Najwidoczniej zwariowałem, nawet jestem tego pewny – chłopak zabrał dłoń ze swojego policzka i znowu na mnie spojrzał – zacząłem wariować w tym miejscu i to z twojego powodu Amy – Luke cały czas patrzył w moje zapłakane oczy.
Nie mówiłam nic, nie robiłam nic, tylko myślałam. O śmierci Michaela i o wszystkim co wydarzyło się po strzale. Luke nie powinien mnie całować, a zwłaszcza nie teraz. To najmniej odpowiedni moment z możliwych.
Wytarłam mokre od łez policzki i spojrzałam w niebieskie oczy stojącego naprzeciwko mnie chłopaka.
- Nie powinieneś, a teraz idę do pokoju i proszę cię Luke nie idź za mną.
Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, czy chociaż skinąć głową ja już szłam w kierunku schodów z tysiącami myśli w swojej głowie i milionem łez na policzkach. Kiedy doszłam do pokoju bez namysłu położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie wiem, czy przez Michaela, czy to z powodu Luke'a, a może przez obie zaistniałe sytuacje.
Michaela znałam bardzo krótko, ale było w nic coś co mnie do niego ciągnęło, może dlatego, że był zupełnym przeciwieństwem Luke'a. Potrafił słuchać i umiałam z nim spokojnie rozmawiać. Luke za to jest irytujący i nigdy nie umieliśmy się dogadać. Dopiero magazyn nas do tego zmusił. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że Luke Hemmings mnie pocałuje, wyśmiałabym go, bo była to rzecz tak absurdalna, jak latające świnie. Jednak stało się. Przyszły mi wtedy na myśl wszystkie te momenty kiedy kobieta mówiła mi, że Luke coś do mnie czuje, albo gdy mówiła przy nim o tym, że mnie skrzywdzi co miało podobno go zranić. Sama nigdy nie myślałam o chłopaku w inny sposób niż „ten, którego nienawidzę". Może raz zdarzyła się taka sytuacja, gdy uznałam, że blondyn jest całkiem atrakcyjny. No i były też sny z nim w roli głównej, ale kilka i wszystkie tutaj. Pewne było jedno – to miejsce miało ogromny wpływ na nas i na to co dzieje się w naszych sercach no i oczywiście w głowach.
Moje rozmyślania przerwały kroki w pokoju na dźwięk których podniosłam głowę z poduszki i rozejrzałam się dookoła. Nade mną stała kobieta. Widząc ją automatycznie zerwałam się i usiadłam, a ta bez słowa skinęła ręką karząc mi wstać. Zrobiłam to co kazała. Następnie wskazała na wyjście, co też było zrozumiałe. Szła za mną. Tym razem nie zeszłyśmy na parter. Prowadziła mnie do jednego z pokoi na piętrze, zazwyczaj był on otwarty, ale w drzwiach był zamek. Pomieszczenie było zupełnie puste. M.L. zamknęła znajdujące się za nami drzwi na klucz i podeszła do mnie kładąc dłoń na moim gardle. Lekko je ścisnęła i pchnęła mnie na ścianę. Odbiłam się od metalu i upadłam na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam stojący w rogu pokoju stolik na kółkach. Kobieta poszła po niego i wróciła do mnie. Leżały na nim strzykawki. Podniosłam się i spojrzałam na kobietę. Ta uśmiechnęła się pod maską i złapała moją rękę. Sięgnęła po jedną strzykawkę a ja zaczęłam się wyrywać. Czując jak się szarpie puściła i odłożyła przedmiot. Wyciągnęła mnie z pokoju i zabrała do tego co zwykle.
- Nie chcesz współpracować, więc zrobimy inaczej Amy – było jedynym co powiedziała, a później znowu była przy ścianie, tylko tym razem przykuta. M.L. wyszła, a ja zaczęłam krzyczeć wołając Luke'a, którego nie widziałam od kiedy poszłam do pokoju. Nie wiem, gdzie był, ale może mnie słyszał.
Kobieta wróciła po chwili już tylko z jedną strzykawką. Mogłam się wyrywać ale to było na nic. Nie wiem co tam było, ale to mogło mnie zabić, albo uszkodzić, cokolwiek. M.L. spojrzała na mnie, a później na narzędzie. Wbiła je w moje ramię. Z początku nie czułam nic, dopiero po sekundzie ręka zaczęła mi drętwieć, a uczucie rozchodziło się po całym moim ciele. Kobieta patrzyła na mnie, a drętwienie zaczęło zmieniać się w ból.
- Co to jest?! – krzyknęłam zaciskając dłonie w pięści.
- Spokojnie, nie umrzesz, na pewno nie od tego, to jedynie boli – odpowiedziała mi, a później wyszła.
Wyszła zostawiając mnie samą z bólem, który był w całym moim ciele. Nie mogłam nawet wołać o pomoc, bo uczucie wszechobecnego bólu przewyższało głos, który utknął w moim gardle. Może od tej substancji nie umrę, ale od bólu możliwe. Może kiedy wróci, nie będzie mnie tu już duchem.
Luke
Amanda kazała mi zostawić ją samą, nie chciałem sprawiać jej większej przykrości więc to zrobiłem. Kiedy ona poszła do pokoju, ja poszedłem do klapy i próbowałem ją jakoś otworzyć, jednak to nie było takie proste, niby zwykła kłódka, ale nie mam nic aż tak ostrego aby ją przeciąć. Bardziej niż na zamku skupiony byłem na dziewczynie. Nie wiem czemu ją pocałowałem. Impuls, czułem, że muszę i wreszcie mogę to zrobić. Cieszyłem się z tego, to było dziwne, ale podobało mi się. Nawet kiedy dziewczyna nijak nie zareagowała miałem satysfakcje z tego, że to zrobiłem, tak po prostu. To wszystko było bardziej zagmatwane niż mogło się wydawać i było większym problemem niż to miejsce. Mogę chyba tak powiedzieć, że to co działo się między mną a Amy było ważniejsze i bardziej skomplikowane niż ten magazyn, bo czułem, że pomimo klapy, którą chcę otworzyć to nie jest koniec i, że to miejsce jeszcze do nas wróci nawet jak wyjdziemy i o ile wyjdziemy.
Wyszedłem z pomieszczenia w celu poszukania czegoś czym można by rozwalić kłódkę i najbardziej odpowiedni wydał mi się zwykły kamień, dość sporych rozmiarów. Zabrałem go i zacząłem uderzać w kłódkę, powodując tym samym hałas zakłócający moje myśli pozwalający skupić się na tym co powinienem robić, a nie na dziewczynie, która znaczyła dla mnie w tej chwili najwięcej.
#WAREHOUSEFF
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...