Siedziałam przywiązana do krzesła naprzeciwko kobiety. Na razie nie odezwała się do mnie ani słowem. Przyglądała się, a ja po prostu płakałam. To nawet nie był szloch czy histeria, po moich policzkach zwyczajnie leciały łzy. Luke dalej dobijał się za drzwiami zapewne urzywając różnych przedmiotów, ale ona to wszystko ignorowała przeszywając mnie wzrokiem. Palił mnie, czułam jakby chciała zajrzeć do mojej duszy i poznać każdy mój najmniejszy sekret. Szczerze powiem, że jeśli miała mi coś zrobić chciałam tego teraz, bo ta cisza i niepewność była gorsza niż sama śmierć. Było tak dlatego, że właśnie ta śmierć cały czas wisiała w powietrzu. Mogłam sobie wyobrazić jak tylko czeka na skinienie oprawczyni, która wyda pozwolenie na wysłanie mnie do innego świata. Była w tej chwili jedyną osobą od której zależało moje życie.
Napiętą ciszę przerwało skrzypienie krzesła kiedy kobieta wstała. Cały czas trzymała w dłoni nóż. Oglądała go, obracała w dłoniach, przekładała z jednej ręki do drugiej. Obserwowałam ją i czekałam na każdy kolejny ruch. Obiawiałam się wszystkiego co może zrobić i jak może to zrobić, wolałam zginąć szybko, ale to by było zbyt piękne.
Kobieta stanęła za mną i przez kolejną chwilę, która dla mnie trwała dużo dłużej po prostu stała, aż wreszcie po kilkuminutowym milczeniu odezwała się.
- Powiedz mi Amy, czemu wy tutaj przyszliście, nie powinniście tutaj być.
- Była burza, schowaliśmy się - odpowiedziałam szybko i konkretnie na jej pytanie.
- Trzeba było iść dalej - odeszła w inną stronę pomieszczenia cały czas bawiąc się narzędziem.
Ja milczałam, nie miałam o czym z nią rozmawiać, nawet nie chciałam z nią rozmawiać.
Kiedy po pokoju znowu zabrzmiały odgłosy chłopaka dobijającego się do drzwi, kobieta podeszła do nich i zagroziła, że jak Luke nie odejdzie natychmiast poderżnie mi gardło. Po tych słowach nie było słychać już nic, chociaż wiem, że Luke cały czas tam był. Nie lubimy się, ale sama chciałabym wydostać go z takiej sytuacji.
Wróciła do mnie ponownie siadając na swoim krześle. Nie patrzyłam na nią, niby cały czas miała maskę ale i tak budziła we mnie odrazę i obrzydzenie.
- Nie wyjdziesz stąd jeśli ja tego nie zechcę i nie mówię, że wyjdziesz, wszystko zależy od ciebie Amando. Wiesz, nigdy nie miałam koleżanki jak byłam w twoim wieku, zawsze się z wszystkimi kłóciłam, tak jak ty z nim. Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale rozumiesz, musze wszystko zaplanować kochana.
Milczałam, starałam się nie słuchać tego co ona do mnie mówi. Słowa przebijały się do mnie jakbym była ścianą, słyszałam je, ale jako echo. Nie dopuszczałam ich do siebie, nie chciałam ich słyszeć.
- Amy odpowiedź.
Złączyłam usta w wąską linię, nie miałam zamiaru mówić jej niczego, a już na pewno nie takich rzeczy. Wiele razy informowałam Luke'a, że jeśli mamy zginąć, ja chce być pierwsza, ale jej tego nie powiem. Nie dowie się niczego.
- Amando!
Wstała. Staneła za mną i poczułam to co kiedyś.
Nóż tuż pod moją szyją.
Przełknęłam ślinę, ona delikatnie przejechała nim po mojej skórze, ale nie poczułam bólu. Robiła to tak, aby zranić moją psychikę a nie moje ciało. Udało jej się. Po tym jednym geście miałam dość, chciałam uciekać. Chciałam wyrwać się z tego krzesła czym prędzej ale nie mogłam. Przeszkadzały mi sznury i metal przy szyi.
- Odpowiesz mi?
- Mnie - powiedziałam cicho, ale w prawie pustym pomieszczeniu nie było problemem usłyszeć moje szepty.
- Ciebie? Myślałam, że wybierzesz Luke'a. Nie lubicie się, nie byłoby ci to na rękę? Może ciebie bym wypuściła? Nie musiałabyś już nigdy go oglądać.
- Nie. Nic mu nie zrobisz. Mi też nie - odgryzłam się ale zaraz zaczęłam tego żałować. Uderzyła mnie w policzek, a chwile później zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
Kobieta rzuciła nóż na stół i sama podeszła do okna z kratą i wyjrzała przez nie. Cała się trzęsłam, piekł mnie policzek, a słone łzy tylko to wszystko uzupełniały. Wyglądałam okropnie i czułam się okropnie. Nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Bolało mnie wszystko pewnie przez stres.
Po kilku długich minutach kobieta odwiązała mnie. Przez zdziwienie i strach o to co ma zamiar zrobić nie ruszałam się z miejsca, aż ona podeszła do drzwi.
- Mam cię dość, wychodź - spojrzała na mnie, ale ja dalej siedziałam jak zamurowana. Z braku mojej reakcji podeszłą do mnie i szarpnęła mną wypychając z pokoju przez sekunde wcześniej otwarte drzwi. Wpadłam prosto na chłopaka, a drzwi za moimi plecami zamknęły się z głośnym trzaśnięciem. Luke nic nie mówiąc po prostu trzymał mnie w swoich ramionach i gładząc dłonią moje plecy starał się mnie uspokoić. To nic nie dawało. Nadal byłam cała roztrzęsiona i zapłakana. Chłopak bez słowa wziął mnie na ręce i skierował się w stronę schodów.
Byłam tym wszystkim wykończona i w tej chwili w ramionach chłopaka było mi dobrze, chociaż ona sam nie miał pewnie na nic siły. Oboje byliśmy tutaj postawieni przed wielką próbą dla naszych zmysłów i uczuć. Musieliśmy robić wszystko, żeby nie dać się złamać i żeby jakoś przetrwać to wszystko co się tutaj dzieje. Musieliśmy trzymać się razem.
Chłopak zaniósł mnie do pokoju i położył na moim materacu. Sam przykucnął obok i spojrzał na moją twarz.
- Przepraszam - wyszeptał patrząc na mnie. Spojrzałam w jego oczy, widać było, że jego przeprosiny były szczere. W oczach widać wszystko, podobno są zwierciadłem duszy - tak mówią.
- To moja wina Amy, gdybym nie chciał tak bardzo otworzyć tamtych drzwi nie musiałabyć przechodzić tego wszystkiego, przepraszam.
- W porządku - odpowiedziałam cicho, byłam zmęczona - powtarzasz się Luke, a ja chce poleżeć...
- Może idź spać?
- Nie zasnę, a nawet jak pewnie ona wróci w moim śnie.
- Znowu spać z tobą?
- Nie...
Nie wiem, chciałam, ale dlatego, że się bałam jej w moich koszmarach, ale z drugiej strony bałam się, że Luke znowu się do mnie rano przyklei. A to było nie na miejscu. Nie między nami. Nie powinniśmy spać razem. Przerażała mnie wizja jak w jednej z książek czy jak w filmie o typowych nastolatkach gdzie nienawiść przeistacza się w miłość.
- Na pewno nie?
- Tak Luke, dam rade...
- Jeśli chcesz możesz przyjść w nocy Amy.
Chłopak wstał i poszedł do swojego łóżka. Nie było jakoś bardzo późno, na dworze dopiero powoli się ściemniało, ale po całym tym dniu oboje mieliśmy dość i próba zaśnięcia była najlepszą opcją, tylko jeszcze aby obudzić się rano. Najlepiej w swoim łóżku. I najlepiej żywym.
-----
mi się to nawet podoba, może nie dzieje się dużo, ale akcja chyba jest szybka, rozdział może krótki, ale jakoś wzięło mnie na napisanie i mam nawet o dziwo chwilę czasu (2lo human i jakieś 3 prace pisemne na tydzień + kiedy piszesz ff, jakoś trzeba dać sobie radę!)
ps. chciałam po przeprosinach Lu, żeby ją pocałował, ale poczekacie!
#WAREHOUSEFF na tt
buźka!
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...