Amy
Rano obudziłam się obok Michaela. Chłopak nadal spał i wyglądał bardzo spokojnie. Podniosłam się nie budząc go i wstałam z łóżka. Luke'a nie było w pokoju. Wyszłam i poszłam piętro wyżej do toalety. W całym magazynie panowała dziwna cisza, jakby to miejsce zamarło. Przez chwile zdawało się, że jest to zwiastun jakiejś tragedii, jakby ta cisza była tą ciszą przed burzą. Nie słychać kroków, nawet cichutkich szmerów. Wszystko wydaje się spokojne i statyczne. Opustoszałe...
Kiedy wróciłam z łazienki Michael już nie spał a Luke'a nadal nie było. Chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Dzień dobry Amy.
- Dzień dobry Mike - usiadłam obok chłopaka a ten pocałował mój policzek.
Chwilę później wstał i wziął jedną z ostatnich puszek z jedzeniem, dwa widelce i wrócił do mnie. Siedzimy tutaj już tyle czasu, że to mięso zaczyna być smaczne, chociaż kiedy jesz jedno i to samo cały czas może ci się przejeść, ale gdy nie masz nic innego wszystko jest dobre.
W spokoju zjedliśmy śniadanie, jednak w magazynie nadal panowała straszna cisza.
- Michael? Luke mówił, że gdzieś rano pójdzie?
- Tak, jasne, do sklepu po bułki... Nic nie mówił, pewnie nie mógł spać i gdzieś siedzi.
- Może trzeba go poszukać?
- Jest duży da sobie radę Amy.
Przytaknęłam i skończyłam codzienne śniadanie. Michael teraz poszedł do łazienki a mi nie dawało spokoju dziwne zniknięcie blondyna. Wykorzystując sytuację, że Mike wyszedł poszłam poszukać Luke'a. Wyszłam z pokoju i poszłam na parter zaczynając zaglądać do każdego z pomieszczeń, jednak nigdzie nie było chłopaka. Kręciłam się po parterze kiedy usłyszałam jak Michael woła moje imię. Krzyknęłam, że jestem na dole i chłopak do mnie przyszedł.
- Serio nie martwi cię, że on zniknął? A jak coś się stało? Nigdy wcześniej nic takiego się nie działo...
- Czemu się tak przejmujesz, nic mu nie jest, na pewno.
- Michael...
Wtedy drzwi magazynu się otworzyły. Spojrzeliśmy w tamtą stronę. Stała w nich kobieta jak zawsze z zamaskowaną twarzą. Pierwszą myślą była ucieczka, przez chwilę drzwi były otwarte, ale ona mogła mieć broń i nie zostawimy tutaj Luke'a - gdziekolwiek jest.
- Kogo tutaj widzę, szukacie czegoś? Może kogoś? - zaśmiała się.
- Co mu zrobiłaś? - spojrzałam na nią.
- Nie wiem o czym mówisz Amando... - podeszła do nas bliżej. Bił od niej chłód, a razem z jej pojawieniem się w magazynie można było zacząć czuć intensywny zapach krwi zmieszany z drogimy perfumami. Jakby specjalnie nie pozbyła się tego co przyprawia wiele ludzi o mdłości.
- Gdzie jest Luke...?
- W bezpiecznym miejscu, nie macie co go szukać.
To nie było to co chciałam usłyszeć, zdecydowanie. Zabrała Luke'a z magazynu. Była cała od krwi. Jakby chciała tym pokazać, że zrobiła coś strasznego. Luke może już nie żyć, a ja nie mogę nic na to poradzić bo jego życie tak jak i nasze było w jej rękach. Zaczęłam myśleć o wszystkich tych okropnych rzeczach jakie ona mogła mu zrobić. Czułam jak robie się blada, zrobiło mi się słabo a w głowię pojawiły się szumy. Przed oczami plamy i wszystko zrobiło się niewyraźne. Upadłabym ale złapałam się Michaela w ostatniej chwili.
- Oj Amy, spokojnie jeszcze żyje - znowu się zaśmiała - chciałam przekazać wam tą wiadomość i powiedzieć, że Luke do was wróci tylko jeszcze nie wiem czy będzie żywy czy martwy, jak myślicie, jak uważasz Amando... chyba chciałby zobaczyć cię przed śmiercią, więc może będzie żyć... ale ledwie - warknęła i odwróciła się z zamiarem wyjścia.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię kochana - odpowiedziała stojąc do nas tyłem.
- Nie! - krzyknęłam a w moich oczach pojawiły się łzy. Ignorując i ją i stojącego obok chłopaka a nawet wir w głowie pobiegłam na piętro. Słyszałam jak Michael biegnie za mną i jak kobieta wychodzi z trzaskiem drzwi. Wpadłam do jednego z pomieszczeń. Po prostu otworzyłam pierwsze drzwi jakie były obok. W pomieszczeniu był tylko stary metalowy regał - połamany i leżący w kawałkach na środku pokoju. Usiadłam pod ścianą i schowałam twarz w dłonie. Kolejny raz to miejsce i ta kobieta mnie przerasta, to za dużo. Dużo za dużo. Michael usiadł obok mnie i pogładził dłonią moje włosy.
- Amy nie płacz i tak nie możesz nic zrobić.
- Nic nie rozumiesz Mike...
- To my wyjaśnij.
Wziełam głęboki wdech i nawet nie spojrzałam na chłopaka.
- Nie chodzi już nawet o Luke'a, ale o jego też... Siedzieliśmy tutaj razem w tym okropnym miejscu i nasze relacje się poprawiły, jedno martwi się o drugie, bo tutaj jest to normalne. Wszystko co się tu działo daliśmy radę pokonać, a teraz jesteśmy sami. Od początku chciałam zginąc pierwsza bo bez niego nie poradziłabym tutaj sobie, a teraz on znikął i mnie zostawił, a to wszystko przez nią. Wiem, że ty tutaj jesteś i to cudowne, bo znam cię krótko, a jesteś mi bliższy niż Luke kiedykolwiek był, ale chyba rozumiesz... A ta kobieta... Mam jej dosć, boje się jej, śni mi się po nocach, chyba wolałabym umrzeć niż ciąglę grać w jej gry... Myślałam o samobójstwie ale nie o to chodzi... Nadzieja nadal gdzieś jest, albo była bo jak teraz Luke nawet nie jest w tym budynku to sama nie wiem w co wierzyć...
- Amanda... - Michael po prostu mnie przytulił, ale go odepchnęłam i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Zostaw mnie samą.
- Nie.
- Michael! - krzyknęłam zanosząc się szlochem.
Chłopak po chwili milczenia wstał i wyszedł informując mnie, że będzie siedział pod ścianą za drzwiami, bo nie zostawi mnie zupełnie w takim stanie.
Wiem w jakim byłam stanie. Było ze mną fatalnie, zaczynałam się sypać kolejn raz. Ostatnio Michael mnie pozbierał, ale teraz nie mam ochoty widzieć nikogo. Było mi smutno, czułam się załamana, słaba i przygnębiona ale jednocześnie czułam chęć zemsty na tej kobiecie i pomszczenie Luke'a, który może umierać nawet w tej chwili. Żał zmieniał się w gniew, który chwilę później przechodził w coś co mogłabym nazwać rozkojarzeniem bo nie mogłam skupić myśli na niczym, tylko przelatywały mi przed oczami wszystkie złe chwile spędzone w magazynie. Nie widziałam tych miłych, chociaż wiem, że były. Pamiętałam o nich. Pamiętałam kiedy Luke starał się sprawić abym chociaż na sekundę zapomniała o tym gdzie byliśmy.
Teraz nie miało to znaczenia ważny był ból, który ta kobieta zadała nam wszystkim. Nie mogłam nic poradzić, nic zrobić, więc po prostu zaczęłam ją wyklinać i życzyć jej wszystkiego co najgorsze. Nie może spotkać jej nigdy nic dobrego za to co robi z ludźmi takimi jak my.
#WAREHOUSEFF
uwaga ważne!
idą święta, więc mam pytanko, czy chcecie jakiegoś świątecznego Lumy one shota czy może znowu Q&A? jeśli Q&A to zadawajcie pytania, a jakoś w przyszłym tygodniu zamiast rozdziału pojawi się to co... co będziecie chcieli xo
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...