Od napisania naszej wiadomośmi minęło jakieś czterdzieści osiem godzin, a odpowiedzi nadal nie było. Siedzimy tu już trochę i powoli brud tego miejsca zaczyna mnie denerwować, tak samo jak masz brud, ale trudno spodziewać się po opuszczonym magazynie na jakimś wygwizdowie luksusowej łazienki, jeśli jakiejkolwiek łazienki. Chociaż toaleta była, znalazł ją Luke jak szperał po tym miejscu. Nawet działała, ale oprócz niej nie było nawet umywalki.
Wróć, była. Oderwana od ściany leżała na podłodze. A na ścianie wisiały resztki potłuczonego lustra.
Ku mojemu zaskoczeniu było tu wiele więcej rzeczy. W jednym z pomieszczeń chłopak znalazł latarki, stare koce i paczkę papierosów, które wypalił szybciej niż chyba sam miał zamiar.
Był środek nocy. Oboje nie mogliśmy spać, siedzieliśmy na swoich łóżkach z włączonymi latarkami. Wiatr wlatywał do pomieszczenia przez rozbite okno. Nie było zimno, powietrze było jednak orzeźwiające i przyjemne.
- Mam dość - mruknęłam patrząc w stronę chłopaka, którego kilkudniowy zarost był już widoczny.
- Niedługo wyjdziemy Amy...
- Serio w to wierzysz? - już nawet nie miałam chęci i sił na niego krzyczeć.
- Tak, serio w to wierzę.
- Jesteś głupi i naiwny Hemmings...
- A ty jesteś zblazowana Sparks.
- Wow, co za słownictwo, pewnie najtrudniejsze słowo jakie znasz - oparłam się o chłodną ścianę.
Luke prychnął na moje słowa i sam wstał z łóżka i poszedł wziąć sobie koc, który leżał na trzecim łóżku, po czym wrócił na swoje miejsce. Teraz siedzieliśmy w ciszy. Jedynie słychać było szum drzew zza okna i nasze dwa, spokojne i zmarnowane, nie mające już chęci na nic oddechy. Nie było słychać skrzypnięć drzwi, ani kroków na schodach. Nie było ich od kiedy zostawiliśmy wiadomość przy drzwiach. Kartka zniknęła, ale my wciąż nie mieliśmy pojęcie o co tu chodzi.
- Wiesz co Amy... - chłopak położył się na swoim łóżku, przykrył kocem i leżał patrząc w sufit.
- Co? - ja wciąż siedziałam i patrzyłam na niego.
- Po spędzieniu z tobą kilku dni w zamknięciu mogę powiedzieć dwie rzeczy... Po pierwsze, jesteś jeszcze większą marudą niż zawsze myślałem i po drugie, chrapiesz w nocy.
- Wcale nie jestem marudą i nie chrapię, a teraz wybacz idę do naszego ekskluzywnego kibelka i wracam spać - wstałam i wzięłam latarkę w dłoń.
- Iść z tobą?
- Nie?
- Jest późno... - odwrócił głowę w moją stronę.
- I tak nikogo tu nie ma... Chyba jedynie moge spotkać tu szczura Luke.
- Jak chcesz - odwrócił się twarzą do ściany, a ja wyszłam.
Wyszłam z naszego obecnego pokoju, latarką oświetlałam drogę. Toaleta była jeszcze piętro wyżej, więc odnalazłam schody i chwytając się poręczy powoli stawiałam krok za krokiem. Nie wchodziliśmy z blondynem na ostatnie piętro, aż do przedwczoraj.
Kiedy byłam już na końcu schodów rozejrzałam się i nie widząc nic niepokojącego poszłam do małego pomieszczenie po prawej. Weszłam do środka, odłożyłam latarkę na podłogę i skorzystałam z toalety. Zanim wyszłam, oczywiście podniosłam latarkę, oświetliłam nią lustro i wtedy zamiast zobaczyć tam swoje odbicie zobaczyłam krew. Niekontrolowany krzyk wydobył się z moim ust, które zaraz zakryłam dłonią, aby po chwili zorientować się, że i moja dłoń jest lekko we krwi. Spojrzałam na nią, spojrzałam na drugą, były umazane, spojrzałam na podłogę. Krew, musiałam ubrudzić nią latarkę i kiedy ją podnosiłam po prostu umazałam sobie ręce. Stałam tak patrząc się na to wszystko kiedy zza rogu ktoś wbiegł prosto we mnie. Znowu krzyknęłam odpychając od siebie napastnika. Zaświeciłam mu w twarz i okazało się, że to nie jest wcale oprawca, a Luke.
- Co ty robisz ofermo?! - krzyknęłam i zaczęłam chaotycznie uderzać go w tors budząc mu koszulkę krwią - Nawet nie wiesz jak się bałam! - w tym momencie zaczęłam płakać, po prostu się poryczałam, nie pierwszy raz tutaj, ale teraz było tego wszystkiego za dużo, to naprawdę mnie już przerastało.
- Amanda, uspokój się - chłopak złapał mnie za ramiona i zaczesał moje splontane i polepione od krwi włosy za uszy - co się... co ty masz... - zaczął się rozglądać - o cholera - puścił mnie i sam przetarł twarz dłońmi.
- Zabierz mnie stąd Luke...
Nie przestawałam płakać, a Luke po prostu obiął mnie ramieniem, zabrał obie nasze latarki i zaczęliśmy schodzić piętro niżej. Byłam roztrzęsiona, chociaż to i tak za mało powiedziane. Byłam cała we krwii nawet nie wiem czyjej, nie miałam czym tego zmyć, albo chociaż w co się przebrać. Woda była, ale postanowiliśmy, że będziemy ją tylko pić, żeby jak najdłużej tu wytrzymać.
Kiedy doszliśmy do pokoju, Luke posadził mnie na moim łóżku. Sam poszedł po puszkę po jedzeniu, do połowy pełną butelkę wody i stare prześcieradło z którego rozpruł kawałek. Wlał trochę wody do miski i zamoczył w niej materiał, następnie czyszcząc nim moją twarz i dłonie.
- Luke, ona jest do pici...
- Shh... - przerwał mi skupiając się na oczyszczaniu mojej twarzy oświetlanej przez skromne światło naszych latarek.
Już nic nie mówiłam, po prostu dałam mu robić to co robił. Kiedy skończył nakazał mi się położyć i spróbować zasnąć. Dobrze, że użył słowa spróbować, bo to raczej nie będzie łatwe. Odwróciłam się plecami do niego. Nie spałam, płakałam i nasłuchiwałam co robi. Nie poszedł spać, słyszałam jak przekłada różne przedmioty. Kilka razy chyba nawet wyszedł z pomieszczenia, ale szybko wracał. Wreszcie usiadł na łóżku, albo się położył, nie wiem tego, wiem, że słyszałam uginające się sprężyny materaca, a później płytki oddech. Blondyn jak widać zasnął, mi nie było to dane. Zostałam teraz sama ze swoimi myślami. Myślałam o sprawach zupełnie prostych jak i o tych wszystkich wydarzeniach które działy się tu za zamkniętymi drzwiami. Myślałam o mojej rodzinie, mamie i rok starszej siostrze które pewnie wyrywają sobie włosy z głowy bo słuch po mnie zaginął. Myślałam o tym czyja to mogła być krew i dlaczego ktoś chce nas tu najwidoczniej wykończyć psychicznie, bo innej opcji nie ma. Zastanawiałam się ile jeszcze tu pożyjemy i jeśli zginiemy to które z nas pierwsze. Czarne scenariusze nie opuszczały mojego umysłu. Zaczęłam nawet myśleć o tym, że ja wolałabym być pierwszą która tutaj umrze, bo bez Luke'a do reszty bym oszalała w tym miejscu. Może działał mi na nerwy, ale był bardziej opanowany niż ja i rozważniejszy i może miał rację, że jestem marudą, ale na pewno mu tego nie powiem, albo nie w najbliższej przyszłości.
____
okej, nie miałam zamiaru pisać nic pod rozdziałami, ale tu muszę, bo widzę, że nawet chyba ktoś czyta ten szajs...
ja się w to nawet wkręciłam, chociaż na początku nie byłam pewna czy to pisać...
proszę, jeśli to czytasz napisz mi w komentarzu co myślisz i może jeśli ktoś pisze, albo zna kogoś kto chce poczytać ff, możecie gdzieś, komuś o tym wspomnieć? nie zmuszam, to tylko prośba
i dziękuje za to niewiele które jest w tej chwili, ale dla mnie to już jest coś ♥
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...