Amy
Wyszliśmy z chłopakiem z piwnic budynku. Byliśmy tam dosłownie chwilkę, a w magazynie zdążyło zrobić się całkiem ciemno. Luke szedł pierwszy. Wyszedł z pokoju z klapą, szłam zaraz za nim kierując się w stronę głównych drzwi. Panowała tutaj wręcz grobowa cisza. Słychać było jedynie nasze ciężkie oddechy i kroki, chociaż i tak szliśmy jak na palcach.
- Luke? Jej tutaj nie ma...
- Musi być.
W chwili wypowiedzenia tych słów przez chłopaka usłyszeliśmy strzał za plecami. Natychmiast się odwróciliśmy i oczywiście stała tam kobieta. Z bronią. Skierowaną w sufit oddająca drugi strzał i pozwalająca charakterystycznemu dźwiękowi rozbrzmieć w całym budynku. Po strzale skierowała broń na nas. Luke stanął przede mną i również skierował pistolet w stronę kobiety.
- Nie radzę, jeśli strzelisz ja też to zrobię i trafię w nią - teraz broń wymierzona była we mnie - a wiem, że wtedy sam być strzelił sobie w głowę. Śmierć jest czasem lepsza niż życie bez kogoś, czyż nie Luke?
M.L. podeszła bliżej nas, nie zmieniając kierunku pistoletu.
- Tylko, że ona nadal ma cię za głupka i ofermę. Może sam to zrobisz co? Wtedy ją wypuszczę. Wystarczy jeden strzał.
Luke wyglądał jakby się zastanawiał. Nad czym? Nad tym, czy poświęcić swoje życie dla mnie? Nie popełniłby samobójstwa, nie on. Nie teraz. Nie ze względu na mnie.
- Luke, nie rób tego...
Chłopak nadal milczał, a kobieta ciągle stała i się po prostu uśmiechała.
- Skoro pewne jest, że to koniec przynajmniej jednego z was, może wam coś wyjaśnię... To miejsce ma dla mnie duże znaczenie, tutaj to wszystko się zaczęło. Minęło już tyle lat, a ja nadal czuję zapach krwi, tej, która była tutaj kiedy mnie tu zabrali. Wtedy to nie było fair, teraz też nie jest. Nic nie jest sprawiedliwe, a powinno - kobieta zaczęła chodzić dookoła naszej dwójki - potrzebuje sprawiedliwości, a kiedy sami zechcieliście tutaj przyjść nie mogłam nie skorzystać. Jak wypuścić nową rozrywkę kiedy ta sama tak chętnie do ciebie przyszła? Jednak minęło już dużo czasu... Wystarczy zabawy - kobieta była za nami, poczułam broń przy potylicy.
- Zostaw ją.
Kobieta zaczęła się śmiać i odeszła, nawet teraz grała nam na uczuciach. Teraz kiedy koniec jest tak bliski.
Teraz znowu stała przed nami i znowu i ona i Luke celowali w siebie bronią.
- To koniec Luke, Amy, jakieś ostatnie słowa?
Przeniosła pistolet znowu na mnie, a ja jedynie przełknęłam ślinę.
it ain't the gun, it's the man behind the trigger, gets blood on his fingers and runs
Wtedy rozległy się strzały. Pierwszy Luke'a, drugi jej. Nikt nie trafił. Kolejne. Zrobiło się zamieszanie. Chłopak kazał mi się ukryć, więc pobiegłam w kierunku schodów, ale wtedy kobieta strzeliła i pocisk otarł się o moją nogę. Upadłam. Spojrzałam w kierunku Luke'a i kobiety. Nikt na mnie nie patrzył. Strzelali, jeden za drugim, aż jedno trafiło.
Po magazynie rozniósł się krzyk. Mój krzyk. Podniosłam się i doczłapałam do Luke'a, który trzymał się za krwawiące udo. Kobieta stanęła w miejscu. Nie robiła nic. Nie musiała, jeśli w ciągu pewnie godziny, może dwóch Luke bez pomocy może się wykrwawić. Rana nie była duża, bo pocisk nie był dużego kalibru, ale to jednak rana po postrzale, który przeszedł nogę chłopaka na wylot. Kobieta podeszła do nas kiedy oboje siedzieliśmy na podłodzę. Nic nie mówiła tylko stała i wpatrywała się w nas swoimi zielonymi oczami.
if somebody asked how we died please look them straight in the eyes call it suicide
Luke jeszcze w piwnicy powiedział, że może będę musiała się bronić. Nie musiałam się bronić, musiałam nas ratować. Wziełam broń, którą chłopak mi dał i na oślep strzeliłam trafiając w dłoń zdezorientowanej kobiety. W wyniku strzału z jej ręki wypadł pistolet. Sykneła i chciała go podnieść, ale uprzedziłam ją drugim strzałem. W klatkę piersiową. Trochę poniżej serca. Upadła. Chwilę jęczała pod nosem, ale po kilku sekundach przestała się ruszać, mówić o oddychać. Zabiłam ją. Zabiłam człowieka.
- Weź klucze - usłyszałam przesiąknięty bólem głos chłopaka. Spojrzałam na niego, potrząsnęłam głową chcąc wyjść z szoku i poszukałam w kieszeniach płaszcza kobiety klucze. Wzięłam je. Pomogłam chłopakowi wstać i skierowaliśmy się w stronę drzwi, jednak ten w jednej chwili się zatrzymał.
- Chcę zrobić jeszcze coś... I pójdę sam...
Puścił mnie i człapał do ciała. Przyklęknął przy niej i zdjął maskę. Pierwszy i ostatni raz zobaczyliśmy twarz naszej oprawczyni. Była bardzo blada. Tak nie wyróżniała się niczym innym niż przeciętna kobieta mijana na ulicy. Niczym z wyglądu.
Zdjęcie maski przez Luke'a było można powiedzieć symboliczne. Chłopak obnażył kobietę po śmierci. Kobietę, która od tak dawna próbowała nas zabić, wykończyć, doprowadzić na dno. Kobietę, którą to my zabiliśmy. Ja zabiłam.
Wróciłam po chłopaka i poszliśmy do drzwi, znaleźliśmy odpowiedni klucz i wsadziliśmy w zamek. Chłopak przekręcił a ja pchnęłam drzwi, które otworzyły się bez najmniejszego zacięcia i skrzypnięcia. W nasze twarze uderzyło chłodne powietrze. Przed budynkiem było tak jak wtedy kiedy tu weszliśmy, pusto. Spojrzałam na nogę chłopaka, krwawiła, ale nie miałam jej już nawet czym zatamować, zostało nam dość do głównej drogi i poprosić kogoś o pomoc.
Zostało nam mieć nadzieję, że teraz już bedzie tylko dobrze, że teraz ktoś nam pomoże, że zapomnimy o tym miejscu. Że może teraz zacznie się coś nowego. Coś dobrego i coś o czym będziemy chcieli wspominać, opowiadać wnukom.
you've been killing me softly and finally find is too much
and I'm all out of whisky to soak up the damage you've done
if there's anything I'm guilty of it's loving you too much*
To miejsce nauczyło nas wiele. Nie wiem jak chłopaka, ale mnie na pewno. Dowiedzieliśmy się wiele o sobie. W takich warunkach można dowiedzieć się wiele o samym sobie. O swoich fobiach. O marzeniach. Pragnienach. Uczuciach. Można coś zakończyć i coś rozpocząć. To może być początek końca, albo koniec początku. Tylko od nas zależy co teraz zrobimy. Czy będziemy dalej o siebie walczyć i wygramy, czy się poddamy i któreś z nam ze sobą skończy, bo to za wiele.
Zobaczymy co się stanie tylko wtedy, kiedy dojdziemy do ulicy.
Zobaczymy, kiedy ktoś zechce nam pomóc.
Kiedy Luke będzie już w szpitalu.
Zobaczymy jak to wszystko się potoczy, ale teraz wiem jedno, coś co już możemy zobaczyć.
To jeszcze nie koniec.
#WAREHOUSEFF
Amy ma rację! To nie koniec! Przepraszam, za przerwę, Mickiewicz i pierwsi Piastowie zabierają mi życie, ale cóż... Wyszli, a to jeszcze nie jest koniec...
*James Arthur - Suicide
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...