Luke
Amy wróciła wczoraj cała roztrzęsiona. Wróć, ona nawet nie wróciła sobie tak po prostu, ona wręcz wpadła do pokoju jak poparzona. Nie pytałem, patrzyłem tylko jak dziewczyna podchodzi do regału i bierze tabletki. Nie miałem pojęcia skąd taka zmiana, ale nie zamierzałem pytać, nie będę pytać już o nic. Od tego dnia nic mnie nie interesuje, nic co ma związek z Amandą Sparks. Brunetka była tylko irytującą przyjaciółką dziewczyny Ashtona, nikim więcej.
Dziewczyna usiadła na łóżku i po prostu siedziała, ja kompletnie ją ignorując poszedłem napić się wody i wziąć coś do jedzenia. Z puszką wróciłem na swoje łóżko i dalej słuchałem radia, było ono tu jedyną rozrywką i źródłem informacji o tym co dzieje się za metalowymi ścianami. Ostatnio był jakiś wypadek samochodowy w centrum, ale nie było ofiar śmiertelnych, a wczoraj mówili o tym, że planowany jest remont w muzeum. Wsłuchiwałem się w informacje, kiedy usłyszałem głos Amy z drugiego końca pokoju. Podniosłem na nią wzrok wcześniej skupiony na puszce z jedzeniem.
- Porozmawiaj ze mną...
- Nie. Nie będę z tobą o niczym gadać.
- O co ci chodzi Luke? Myślałam, że to o te leki, ale nawet teraz jak je wzięłam to nadal jesteś jak z okresem! - próbowała mówić głośno i donośnie, ale głos jej się jednak załamywał i nie pozwalał wydać głośniejszego dźwięku.
- O co? Chcesz wiedzieć o co mi chodzi?! - odstawiłem puszkę na łóżko i wstałem - Staram się tak? Widzę, że znosisz to miejsce dużo gorzej niż ja, ale mam tego dość Amy! Ty wcale nie doceniasz tego co ja robię! Chciałem żebyś wyzdrowiała, załatwiłem ci te zasrane lekarstwa i zaczęłaś marudzić, wiecznie na mnie narzekasz, ty na wszystko narzekasz, cały czas! Włosy z głowy można zacząć sobie przez ciebie wyrywać! Mam cie dość Sparks! - wykrzyczałem jej prosto w twarz, a dziewczyna się popłakała. Znowu, bo dopiero chwile temu doprowadziła się do porządku i przestała płakać. Nic nie mówiła, nawet odwróciła wzrok. A ja tam stałem jak kołek patrząc na nią.
- Wyjdź.
- Co?
- Wyjdź stąd! - wykrzyczała i zaniosła się jeszcze większym szlochem, jednak spełniłem jej życzenie. Nie poszedłem daleko. Usiadłem pod ścianą naprzeciw drzwi. Wyprostowałem nogi i oparłem głowę o ścianę. Miałem dość. Miałem dość, ale teraz nie wiem czy dziewczyny, czy po prostu tego miejsca. To zaczynało mnie przytłaczać. Chciałem wrócić do normalnego życia.
Pod wpływem impulsu i nadmiernych myśli wstałem i poszedłem na dół. Podszedłem do drzwi i naparłem na nie. Nic. Dalej nic. Od początku nic. Nic. Kurwa nic. Uderzyłem w nie kolejny raz, później jeszcze jeden i kolejny, a jedyne co uzyskałem to ból ramienia. Oparłem czoło o chłodną powłokę drzwi i stałem tak chwilę w kompletnym bezruchu. Kiedy wreszcie się ruszyłem postanowiłem pokręcić się chwilę po budynku, a później wróciłem do pokoju z nadzieją, że dziewczyna już ochłonęła. Idąc na piętro na szczycie schodów znalazłem koc z którym brunetka wcześniej wyszła. Leżał niechlujnie rzucony obok drewnianej skrzynki. Podniosłem go i wróciłem z nim do pokoju. Amy leżała twarzą do ściany na swoim łóżku. Odłożyłem koc na trzeci materac, a sam usiadłem na swoim.
- Przepraszam Amy... - wydukałem po długim wpatrywaniu się w plecy dziewczyny - ...poniosło mnie i to bardzo, powiedziałem za dużo...
- Powiedziałeś co myślisz Luke - nie odwróciła się, po prostu odpowiedziała, ale dalej leżała w tej samej pozycji.
- Nie myślę tak... Cholera... Po prostu to... To miejsce, też tu świrujesz Amy.
- Nie mówimy o mnie.
Zamilkłem, nie miałem pojęcia co mogę powiedzieć, więc nie mówiłem nic. Patrzyłem się w punkt na ścianie przed sobą, którego położenia nawet nie mogłem dokładnie określić. Następnie przeniosłem wzrok na Amandę, było mi przykro. Dziwny ból w klatce piersiowej był chyba tego obiawem.
- Przepraszam... - mruknąłem jeszcze raz, ale tym razem brunetka się odwróciła i usiadła na swoim łóżku.
- Nie przepraszaj mnie Luke, nie masz za co, wracamy do normalności tak? Okej, daj mi przeżyć ten okropny dzień samej, nie chce już dzisiaj widzieć ani ciebie ani jej, dobrze?
Zmarszczyłem brwii.
- Widziałaś ją dziś? Kiedy? - dziewczyna milczała, miała usta ściągnięte w wąską linię i patrzyła się na swoje dłonie - dlatego tak wpadłaś do pokoju? Widziałaś ją? Mówiła ci coś?
- Nie powinieneś o tym wiedzieć Luke... - nie podniosła na mnie wzroku.
- Dlaczego? To ważne, o czym ci mówiła Amy?
- Zabroniła mi ci mówić, a ja tak głupio to wypaplałam - schowała twarz w swoje dłonie.
- Skąd może się dowiedzieć, że wiem?
- Nie wiem, ale pewnie może, może są tu kamery, albo mikrofony?
- Bzdura... Co ci mówiła?
- Kazała mi leki brać, ja się boje Luke...
- Nie bój się Amy...
Rozmawialiśmy. Spokojnie, bardzo spokojnie, chociaż jestem przekonany, że serce dziewczyny biło dużo szybciej niż powinno. Była roztrzęsiona. Wstałem i poszedłem usiąść obok niej. Dziewczyna wtuliła się we mnie i po prostu siedzieliśmy. Milczeliśmy skupieni na swoich myślach. Ja myślałem tylko o jednym, o tym, że musimy stąd wyjść, że to ja musze nas stąd wydostać. Nie wiem jak, ale zrobię to.
Kilka minut później dziewczyna odsunęła się i powiedziała, że idzie do łazienki. Nie chciała, żebym szedł z nią więc nie naciskałem. Zostałem w pokoju dalej siedząc na łóżku dziewczyny i zastanawiając się jak mamy wydostać się z tego piekła. Z moich myśli wyrwał mnie dopiero trzask drzwi i odgłosy walenie w nie z wyższego piętra. Wstałem i poszedłem w tamtym kierunku z myślą, że to Amy zatrzasnęła się w łazience. Wszedłem po schodach kiedy poczułem czyjąś obecność, ale szczerze bałem się odwrócić. Nawet nie musiałem, bo kiedy tylko zatrzymałem się na chwilkę poczułem coś przy mojej szyi. Chwyciłem za to. Sznur. Nie wiedziałem czy się ruszyć i próbować wyrwać czy to podorszy moją sytuację i napastniczka mnie perfidnie udusi. Stałem. Wryty w ziemię czując oddech na karku i słysząc Amy próbującą wyjść z łazienki.
- Twoja koleżanka nie będzie nam przeszkadzać - powiedziała spokojnym głosem.
- Czego ty chcesz? Kim ty jesteś? - byłem opanowany, chociaż w środku cały dygotałem.
- Mówiłam, sprawiedliwości, wiesz Luke, twoja koleżanka powiedziała ci coś czego nie powinna, to bardzo źle z jej strony nie sądzisz? - lekko zacisnęła sznur.
- Skąd wiesz? Nic mi nie mówiła.
- Kłamiesz! - jeszcze bardziej, ale wciąż mogłem naturalnie oddychać.
- Nie kłamię!
Teraz zaczynało robić się ciasno. Poczułem jak sznur wbija mi się w skóre i powoli zaczynałem mieć problemy z łapaniem powietrza. Odruchowo moje ciało zaczęło walczyć i się wyrywać, ale na nic. Kobieta nie odpuszczała. Za wszelką cenę próbowała mnie udusić i jej się to udawało. Przed oczami powoli zaczynałem widzieć jedynie ciemność. Usłyszałem tylko drzwi uderzające o ścianę i krzyk Amy, później poczułem, że ból szyi ustąpił i zniknęło uczucie duszenia, ale zamiast tego poczułem mocny ból głowy, który zaraz rozniósł się po całym moim ciele.
CZYTASZ
WAREHOUSE (hemmings x gomez)
FanfictionMówią, że po burzy zawsze wychodzi słońce, tylko, że ta burza jest metaforą i dla naszej dwójki ona dopiero się zaczyna... - [...] Wiem jak się tutaj czujesz, ale teraz mam do ciebie pytanie, które mam zabić jako pierwsze? Nie śpieszy mi się, ale ro...