rozdział 17

1.3K 174 31
                                    

if I told you this was only gonna hurt?

if I warned you that the fire's gonna burn?

would you walk in? would you let me do it first?

do it all in the name of love*

Oboje nie mogliśmy spać tej nocy. Z każdym kolejnym dniem dochodziło do nas co się tutaj dzieje. Nie rozmawialiśmy, po prostu każde z nas siedziało na swoim łóżku wpatrując się w przeciwną ścianę. Chociaż chciałam zasnąć i nawet się położyłam, było to na nic. Za dużo myśli. Myśli o wszystkim co może się zdarzyć w ciągu następnych dni. Zaczynało świtać, a my cały czas siedzieliśmy. Głaskałam kota leżączego obok moich nóg, a Luke bawił się naszymi kostkami, które od niej dostaliśmy.

- Serio mamy to zrobić? - chłopak przerwał długą ciszą. Spojrzałam na niego, a on wskazał na kości.

- Chyba... Wiesz co się stanie jeśli tego nie zrobimy.

Luke westchnął i wstał ze swojego łóżka. Podszedł do mojego i podał mi czerwoną kostkę. Usiadł obok mnie.

- Rzucamy razem czy ktoś pierwszy?

- Razem - odpowiedziałam ściskając kość w dłoni.

Zeszliśmy z łóżka i usiedliśmy na podłodzę, żeby mieć równą powierzchnię do rzucania. W normalnej sytuacji to wydawałoby się całkiem przyjemne. Jak gra planszowa, ale nie było takie. To była gra, ale nie planszowa, to była gra o własne zdrowie, a może nawet i życie. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Ustaliliśmy, że jak Luke policzy do trzech rzucamy i tak też było. W chwili gdy chłopak powiedział "trzy" rzuciliśmy kośćmi. Moja czerwona wskazywała dwa, a jego biała pięć. Znaczyło to jedno - ja muszę tam iść. Czy się bałam? Oczywiście, ale nie tyle spotkania z nią, a tego co ona może chcieć lub mi zrobić. Chłopak wpatrywał się w kości, kiedy ja wstałam z podłogi. Stałam tak po prostu przez chwile ze strasznym chaosem w głowie, aż chłopak nie zebrał kości i też nie wstał stając naprzeciw mnie. Złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie.

- Amy, ja pójdę...

- Co? Wypadło na mnie, Luke ja...

- Nie - przerwał mi - ja pójdę pierwszy, nie interesuje mnie jak wypadło Amando.

- Ona się dowie.

- Nie dowie, a nawet jak to ja będę mieć problem, a nie ty Amy.

- Dowie się - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy - ona zawsze się dowiaduje Luke - zacisnęłam usta w wąską linię aby powstrzymać szloch, który utknął mi w gardle.

- Zostań tu - powiedział tylko tyle po czym wyszedł z pokoju. Słyszałam już tylko jego kroki na dół. Chciałam iść za chłopakiem, ale kiedy postawiłam krok za drzwiami uznałam, że moje pojawienie się na dole może mieć jeszcze gorsze skutki niż pójście tam jednego z nas, więc wróciłam się do środka pomieszczenia i usiadłam na łóżku. I siedziałam czekając aż Luke wróci tutaj cały i zdrowy.

Luke

Wyszedłem z pokoju i poszedłem schodami na dół. Nie miałem pojęcia czy ona już tam będzie czy nie, ale chyba lepiej żebym to ja czekał na nią, a nie ona na mnie. Schodząc na dół nie miałem w głonie nic. Pustka. Nie myślałem o tym co mnie czeka. Nie myślałem o Amy. Nic. Zakładam, że powodem tego był strach, który opanował każdą najmniejszą komórkę mojego ciała i nieważne jak bardzo chciałbym w tej chwili udawać odwagę to nie było możliwe. Nie obchodziło mnie nic. Nieważne było to czy ona się dowie, że to Amy powinna dziś tu przyjść. Nie puściłbym jej tutaj pierwszej. To dziwne, ale przywiązałem się do niej przez to paskudne miejsce i nie chciałem, aby coś złego jej się stało. Nie chciałem, tak po prostu.

WAREHOUSE (hemmings x gomez)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz