12. Szpital

122 3 5
                                    


  Któregoś dnia mojej idylli z Jackiem zadzwoniła moja komórka. Dzwoniła
Marlena.
– Karola, musisz natychmiast przyjechać. Wojtek miał wypadek.
– Nasz brat?- spytałam jakby mogło chodzić o innego Wojtka- co się stało?
– Och, brał udział w jakimś sabotażu na zajęciach, bo sam się zgłosił. No i
zaatakował go jakiś ćpun.
– Boże, czy jego stan jest poważny? - byłam przerażona tak, że stojący obok
mnie Jacek przypatrywał mi się z niepewnością.
– Tak, ma teraz operację. Dostał kosę w brzuch- rozpłakała się do komórki.- Ale
jego życiu na szczęście już nic nie zagraża- uspokoiła mnie.- żaden z narządów
wewnętrznych nie został uszkodzony.
– Dzięki Bogu. W którym szpitalu leży?- podała mi informacje- zaraz
wsiadam w najbliższy autobus i do was jadę. Trzymaj się.- rozłączyłam się.
Wtedy Jacek spytał:
– Co się stało? Gdzie chcesz jechać?
– Jacek, mój brat jest ciężko ranny. Ktoś go zaatakował nożem- miałam łzy w
oczach- muszę jak najszybciej dostać się do szpitala.
– Dobrze. Powiedz tylko gdzie, a zawiozę cię.
– Naprawdę mógłbyś? Nie wiem o której godzinie jest teraz najbliższy autobus.
– Nie ma sprawy. To gdzie jest ten szpital?
Gdy dotarliśmy na miejsce było już po operacji. W holu spotkałam Marlenę z
Michałem i mamę. Bartosza nie było. Przywitałam się z nimi i przedstawiłam im
Jacka. Nie chciałam aby poznały go w takich okolicznościach, ale nie miałam
wyboru. Zresztą nikt się tym chyba nie przejął.
Właściwie to nie potrzebnie wszyscy tu sterczeliśmy. Lekarz i tak zabronił
jakichkolwiek odwiedzin, nawet najkrótszych. Pacjent musi odpoczęć, tłumaczył.
Mimo to postanowiliśmy zostać jeszcze trochę w szpitalu. Skierowaliśmy się do
bufetu i moja siostra opowiedziała mi jak doszło do wypadku. Nie mogłam w to
uwierzyć, że jakiś niepełnoletni szczyl prawie pozbawił mojego jedynego brata życia.
Okazało się też, że Bartosz załatwia wszelkie formalności w sprawie i ,,stara się" aby
napastnik dostał jak najwyższy wyrok. Po tym wszystkim co usłyszałam oddaliłam
się od rodziny i wtuliłam w pierś Jacka szukając w niej otuchy. Od intuicyjnie
wyczuwał, że nie mam ochoty na żadną rozmowę i głaskał mnie tylko po włosach
dając się wypłakać.
– Ciiii, już dobrze moja mała. Wszystko będzie dobrze. Przecież lekarz
powiedział, że Wojtek spędzi tylko kilka tygodni w szpitalu i nic mu nie
będzie. Jest bezpieczny.
– Wiem- przytaknęłam- ale nie mogę zrozumieć jak mogło do tego dojść.
Słyszałeś co mówiła mama? Zaatakował go jakiś pieprzony ćpun, który
tłumaczy się, że nic nie pamięta. Do czego prowadzi to gówno?
– Karolina, uspokój się. To był jego wybór: ćpa, bo chce. Powinien zastanowić
się do czego to prowadzi.
– Naprawdę tak myślisz?- zdziwiłam się jego tokiem rozumowania- przecież
gdyby zniknęli ci wszyscy dealerzy i wszędzie by tego zakazali żadne
dzieciaki by tego nie brały. Przecież on miał 15 lat! I mógł popełnić
morderstwo, bo zachciało mu się trochę poszaleć. Nigdy nie zrozumiem jak
ktokolwiek może to sprzedawać. Dla mnie może tak postępować tylko ktoś do
szpiku kości zepsuty.
– A więc bronisz tego dzieciaka, który prawie zabił ci brata?- dziwił się Jacek.
– Oczywiście, że nie. Po prostu jest mi go szkoda i nic na to nie poradzę, bo
wiem że gdyby nie to gówno nic takiego by się nie stało. Dopiero co zaczął
swoje życie, a już będzie miał wyrok. I wiem, że on prawie zabił mi brata, ale
nic na to nie poradzę- wybuchłam, a Jacek ponownie mnie objął.
– Nie myśl już o tym. Powinniśmy znaleźć coś na noc albo wracać. Twoja mama
zostaje na noc w szpitalu czy jedzie z nami?- spytał
– Zostaje z Wojtkiem. Tu niedaleko podobno jest tani pensjonat. Możemy
wynająć tam coś na noc, bo w stanie takiego zmęczenia nie powinieneś
prowadzić.
– Okej.- Uśmiechnął się mój chłopak blado. Naprawdę był wyczerpany.
Gdy dotarliśmy do wynajętego pokoju poczułam tak wielką senność, że nie miałam
problem z utrzymaniem się na nogach pod prysznicem. Gdy w końcu wyszłam
zwalniając łazienkę dla dla Jacka przypomniałam sobie o czymś ważnym.
– Jacek, przecież ja jutro muszę być w pracy i na wykładach. Muszę zadzwonić
do Marcina i poprosić o parę dni wolnego. Nie zostawię brata- już chciałam
wybierać numer, ale mój chłopak mi przerwał:
– Karolina, jest po pierwszej w nocy. Myślę, że na pewno się nie ucieszy z
twojego telefonu.- zauważył.
– No tak, masz rację, ale jestem głupia.
– Po prostu zmęczona. A jutrzejsze wykłady będziesz sobie musiała darować, bo
nawet gdy wyjedziemy o szóstej to będziesz totalnie niewyspana.
– Tak. Już teraz ledwo żyję.
– Kładź się spać. Ja zaraz do ciebie dołączę- powiedział wchodząc do łazienki.
Ale ja już tego nie doczekałam. Po kilku minutach zapadłam w głęboki sen.
Gdy się obudziłam była prawie ósma. Jacek jeszcze spał przytulony do mojego boku.
Spojrzałam w jego śpiącą twarz. Był taki przystojny, a ja właśnie spędziłam z nim
swoją pierwszą noc (teoretycznie, bo praktycznie to nadal byłam dziewicą). Nie tak
ją sobie wyobrażałam.
Kiedy w miarę się ogarnęłam obudziłam Jacka i zeszliśmy razem na śniadanie.
Czułam się już lepiej, a gdy byliśmy w szpitalu i lekarz powiedział, że można
odwiedzić Wojtka natychmiast to zrobiłam. Mimo iż nie był przytomny.
Kolejne dni przyniosły jednak poprawę. Wojtek cierpiał, ale dzielnie znosił ból i
dyskomfort ciągłego leżenia. No i poznał Jacka. Chyba nawet go trochę polubił, bo
gdy zostawiłam ich na chwilę samych po powrocie prowadzili jakąś zażartą dyskusję.
Za moją silną namową Jacek wrócił do Warszawy, ale codziennie przyjeżdżał do
mnie choć na dwie godziny. Doceniałam jego poświęcenie, bo przecież sama podróż
w tę i z powrotem trwała ponad 3 godziny.
Ostatecznie wróciłam do stolicy po tygodniu. Pożyczyłam notatki od Kaśki,
koleżanki z mojego wydziału, a w pracy zastałam niezadowolonego Marcina. Mimo
to, zdziwił mnie gdy spytał o to jak czuje się mój brat. Odpowiedziałam, że nie
najgorzej, bo rana strasznie mu doskwiera. On uścisnął mi lekko dłoń i zaczął
pocieszać. Byłam tak totalnie zaskoczona ta przemianą, że gapiłam się w niego bez
słowa. Ale to nie zabroniło mu poinformować mnie, że będzie mi musiał obciąć
pensję.
Podczas przerwy Jacek wypytał mnie o wszystko. Powiedziałam mu więc, że rana
dobrze się goi i prawdopodobnie Wojtkowi pozostanie niewielka blizna po tej
przygodzie. Cieszył się razem ze mną. W końcu wyznał:
– Wiesz, masz taką ciepłą rodzinę. Byłem zaskoczony widząc jak się wspieracie.
– Wiem, że dla ciebie to zupełna nowość, bo twoi rodzice raczej poświecili się
pracy aby niczego ci nie zabrakło. No przynajmniej ojciec- sprostowałam-, ale
na wszystkich zrobiłeś dobre wrażenie. Bardzo cię polubili za to jak troskliwie
mnie wspierałeś.
– Naprawdę?- ucieszył się- ja też ich polubiłem. A twoja siostra jest bardzo
zabawna. Opowiadała mi trochę o tobie.
– Tak? -zaciekawiłam się- a co mówiła?
– Że byłaś w dzieciństwie małą łobuziarą i biłaś się z chłopcami.- roześmiałam
się i przytuliłam do Jacka. Och, tak bardzo go kochałam.
Mimo że Wojtek miał się zdecydowanie lepiej i tak codziennie do niego dzwoniłam i
zamęczałam nieustannymi pytaniami na temat stanu jego zdrowia. Poza tym częściej
dzwoniłam do mamy i siostry aby wiedzieć jak się czuje. Była już w szóstym
miesiącu ciąży, a ja praktycznie ją ignorowałam. Okej, mieszkamy oddalone od
siebie o 50 km, ale zawsze byłyśmy blisko i zrobiło mi się smutno. Moje życie
uczuciowe tak całkowicie mnie pochłonęło, że ograniczałam moje kontakty
towarzyskie do minimum. Nawet z rodziną. Dlatego od teraz chciałam to zmienić.
Zaczynały się wakacje i miałam trochę więcej czasu dla siebie. W związku z tym od
następnego tygodnia miałam zacząć pracę w ,,U Martiego" na dwie zmiany. Witaj
Jolka, pomyślałam. Jacek mimo wszystko nadal pracował w knajpie, choć nie musiał.
Twierdził, że dzięki temu możemy spędzić razem więcej czasu. I miał rację. W pracy
wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem. Z Magdą nasze relacje wróciły do
wcześniejszych, nawet znalazła sobie jakiegoś chłopaka z którym chodzi już prawie
dwa miesiące. Moje współlokatorki też zaakceptowały mój wybór i gdy po raz
pierwszy zaprosiłam Jacka do naszego mieszkania zachowywały się uprzejmie i miło.
Beti właściwie chyba się do niego ostatecznie przekonała; Kryśki nie potrafiłam do
końca rozgryźć, bo zawsze doskonale się maskowała, ale miałam nadzieję, że już nie
uważa Jacka za nieuczciwego. Tak więc wszystko układało się świetnie. Z moim
lubym także. Nie wiem dlaczego, ale mimo iż znaliśmy się już bardzo długo nadal z
utęsknieniem spędzałam z nim każdy dzień i z niecierpliwością wyczekiwałam
wspólnych spotkań. Każdy dzień z nim był inny, wyjątkowy i dlatego nigdy mnie nie
nudził. Kochałam go tak mocno jak na początku. No, może nawet bardziej. To
dziwne, ale ani razu się z nim nie pokłóciłam. Owszem, czasami żartował sobie ze
mnie, ale nigdy tak by urazić. Poza tym, jak już wcześniej mówiłam, lubiłam te nasze
potyczki słowne. To była jakby część natury Jacka, którą akceptowałam. Oczywiście
mieliśmy drobne niesnaski:na przykład gdy nie chciałam przyjmować od niego
jakichkolwiek prezentów- zwłaszcza biżuterii, która wyglądała na drogą. A on nie
mógł zrozumieć, że czuję się przez to skrępowana i zażenowana, bo ja nie mogłam
dać mu nic cennego. Zwłaszcza teraz, gdy rozwiązanie Marleny było tuż tuż i każdy
grosz odkładałam na chrzest Kasi jak miała się nazywać jej pierwsza córeczka. Już
nie mogłam się doczekać aż ją zobaczę i zostanę ciocią.
I tak trwała nasza wakacyjna idylla, która miała się skończyć już niedługo, bo zbliżał
się październik i czas powrotu na studia. Razem z nadejściem coraz chłodniejszego
powietrza w moim związku z Jackiem też zaczęło być coraz mroźniej. Czułam, że się
ode mnie oddala, nie mówi wszystkiego i o czym intensywnie myśli. Wiem, że to
głupie, ale odczuwałam strach, że być może spotkał kogoś innego. Strach przed
nieznanym paraliżował mnie tak, że nie chcąc poznać odpowiedzi na dręczącą mnie
niepewność udawałam, że wszystko jest w porządku- zresztą tak jak i Jacek. Ale
martwiłam się coraz bardziej. Zwłaszcza, kiedy stałam się świadkiem pewnej sceny.  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz