17.Gdzie jest Jacek?

19 0 0
                                    


  Wybierając się w środę rano na wykłady nic nie zapowiadało tego, co miało się
stać później. Jacek zadzwonił do mnie rano i powiedział, że pewnie wróci trochę
później niż zamierzał i bardzo mnie przeprasza. Zapewniłam go, że nic się nie stało i
żartobliwie spytałam czy zdąży do naszego ślubu. On poważnie zapewnił mnie, że
na pewno się zjawi. Uspokoił mnie tym trochę, ale jednocześnie zmartwił.
Po wykładach spotkałam się z Czarkiem, tym od korepetycji. Miałam akurat lukę w
zajęciach, bo rozchorował się mój wykładowca. Wysłałam Czarkowi wiadomość, że
czekam na niego przed uczelnią, na boisku. Było tam kilka ławek dla spragnionych
nauki na świeżym powietrzu. Gdy tylko przyszedł, uśmiechnął się do mnie:
– Cześć, dzięki że znalazłaś czas.- powitał mnie na wstępie.
– Nie ma sprawy. To co zaczynamy?
Miło było spędzić czas dla odmiany z jakimś innym chłopakiem niż Jacek. Dopiero
ucząc się wspólnie z Cezarym dotarło do mnie, że moje znajomości ograniczają się
wyłącznie do płci pięknej. Pomyślałam, że czas to zmienić. W dodatku czułam, że
przy Czarku nie jestem skrępowana jak dawniej przy innych chłopakach. Przeciwnie,
dzięki związkowi z Jackiem stałam się bardziej pewna siebie i niezależna. Dlatego
nie wstydziłam żartować teraz z ,,moim uczniem" i śmiać jak nigdy wcześniej w
towarzystwie mężczyzn. Jeszcze ponad rok temu płoniłabym się jak pensjonarka.
– Dobra, koniec tego dobrego. Specjalnie zmieniasz temat, żeby uniknąć nauki zbeształam
go łagodnie
– Wcale nie- zrobił nadętą minę jak małe dziecko czym mnie jeszcze raz
rozśmieszył. Ogólnie byłam cała w skowronkach z powodu mojego ślubu z
Jackiem i cieszyło mnie byle co. W takim stanie zastał nas Dawid.
– Cześć Karola. Widzę, że nieźle się bawicie.- zauważył, a mnie od razu zepsuł
się humor. No jednak nie wszystko mnie cieszyło. Mimo to postanowiłam być
miła.
– Witaj Dawid. Przysiądziesz się na chwilę? I tak chyba za wiele nie wyniknie z
tej nauki- spojrzałam spod oka na Czarka. Ten w odpowiedzi wyszczerzył
zęby.
– O uczyliście się? Nie powiedziałbym- chyba postanowił zachowywać się jak
dupek- A co na to ten twój Jaruś?- tak, zdecydowanie zachowywał się jak
dupek.
– Jacek- poprawiłam go słodko- Miło, że o niego pytasz. Ma się całkiem dobrze i
nie ma nic przeciwko temu.- Czarek zauważył chyba nasze spięcie i dlatego
wtrącił:
– Ja się chyba będę zbierać. Nie chcę sprawiać kłopotu. Jeszcze raz dzięki zwrócił
się do mnie klepiąc po ramieniu. Wtedy jakiś złośliwy chochlik
przekory kazał mi pochylić się w jego stronę i pocałować w policzek. Cezary
spojrzał na mnie z pytaniem w oczach, ale po chwili zapalił się w nich błysk
zrozumienia.- To kiedy następne spotkania, Karola?
– Zdzwonimy się. Pa.- i poszliśmy w przeciwnych kierunkach pozostawiając
skonsternowanego Dawida samego sobie.
Następnego dnia, w czwartek gdy tylko weszłam o knajpy, od progu powitał mnie
Marcin.
– Karolina nie wiesz gdzie jest Jacek? Miał przyjść dzisiaj trochę wcześniej
rozładować towar, ale go nie ma.- był lekko poirytowany.
– Nie, nie wiem. Miał wrócić wczoraj wieczorem, ale dzisiaj się jeszcze z nim
nie widziałam. Też jestem zaskoczona- wyznałam prawdę.
– Dobra. Mam nadzieję, że się zjawi. Bo to nieodpowiedzialne nawet nie
odbierać telefonu.
W duchu przyznałam mu rację. Mi Jacek też wczoraj nie odpisał, ale byłam tak
zmęczona, że szybko usnęłam i nawet nie zdałam sobie z tego sprawy. A rano prawie
zaspałam i też mi to gdzieś uciekło. Ale on nie odbierał nawet teraz. Postanowiłam
się nie niepokoić, bo przypomniały mi się wcześniejsze takie sytuacje. Niechętnie
musiałam przyznać, że mój narzeczony wykazywał się czasami zdumiewającą
ignorancją.
Tak naprawdę nie martwiłam się nawet, gdy po skończonej zmianie nadal nie
odbierał telefonu i nie dawał znaku życia. Zaczęłam to robić dopiero w piątek, gdy
znów nie było go w pracy, a Marcin był cholernie wściekły. Naturalnie swą frustrację
wyładowywał na mnie, bo przecież byłam jego dziewczyną. Gdyby wiedział, że jutro
mieliśmy brać ślub...Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Przecież jeszcze w środę rano
przepraszał mnie za drobne opóźnienia. No właśnie ale co to znaczy drobne? Kilka
godzin, dni? Przecież zapewnił, że zdąży na ślub. Coś musiało się przecież stać. A ja
durna nie zapytałam go nawet gdzie dokładnie się wybiera. I co mam teraz zrobić?
W sobotę chodziłam jak struta. Przecież o szesnastej miałam zostać prawnie żoną
Jacka, a nie wiedziałam, gdzie on nawet jest. Wcześniej pojechałam pod jego
mieszkanie, ale o długim dzwonieniu do drzwi dałam za wygraną. Najwyraźniej go
tam nie było. Komórka również nie odpowiadała. Nie pojawił się też w pracy.
Dlatego zupełnie nie wiedziałam gdzie jeszcze może być. Dotarło do mnie, że
właściwie nie znam żadnych jego przyjaciół ani znajomych. Może wcale go nie
znałam? Nie mogłam tak myśleć. Przez cały dzień łudziłam się, że zjawi się z
bukietem kwiatów i gorącymi przeprosinami. Ale tak się nie stało. Ja jak głupia
siedziałam na łóżku w swoim pokoju trzymając w dłoni pierścionek zaręczynowy i
tępo się w niego wpatrując. Usłyszałam pukanie do drzwi i natychmiast ukryłam
srebrne kółko. Weszła Beata z Krysią.
– Karola, wiemy że martwisz się o Jacka, ale nie powinnaś się tak zadręczać.
Przecież to tylko dwa dni. Wiesz jacy są mężczyźni- Beti przewróciła oczami
chcąc mnie pocieszyć, ale nie przyniosło to wielkich rezultatów.
– Wiem, ale co wy zrobiłybyście w mojej sytuacji? Przecież ja nawet nie wiem
kto mógłby coś o nim wiedzieć.- wyznałam szczerze, ale zaraz tego
pożałowałam widząc sceptyczne i porozumiewawcze spojrzenia jakimi się
obdarzyły.- Wiem już co chcecie powiedzieć, dlatego nawet nie zaczynajcie.
Na pewno musiało mu się coś stać mimo iż wy myślicie inaczej.- Krysia
usiadła obok mnie i lekko przytuliła.
– Hej, Karola przecież my też się o niego martwimy. Na pewno o niczym ci nie
mówił?- spytała mnie. Pokręciłam głową.
– Nie. Ostatni raz rozmawiałam z nim w środę rano. Od tamtej pory się do mnie
nie odezwał.
– Ale to naprawdę jeszcze nic nie znaczy. Chociaż może powinniśmy iść na
policję?- wtrąciła się Beti.
– Ja...sama nie wiem. Bo w sumie to naprawdę nie znam nikogo kto był z nim
choć trochę bliżej i mógłby coś o nim wiedzieć. Chyba, że te właścicielka
mieszkania...
– Jaka właścicielka?- podchwyciły moje współlokatorki
– No jego mieszkania. Natasza. Poznałam ją kiedyś. Czemu wcześniej na to nie
wpadłam?- wstąpiła we mnie nadzieja.
– No widzisz, jutro z samego rana pojedziemy tam z tobą albo pożyczę ci mój
wóz jak będziesz chciała. Teraz jest za późno.
– Bardzo wam dziękuje.- powiedziałam przez łzy, bo czułam się koszmarnie.
One przecież nie wiedziały, że tego dnia miałam porzucić panieński status.
Po ich wyjściu rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Czułam się samotna jak
nigdy dotąd i bałam się, że Jackowi stało się coś złego. Mimo to nawet nie
spostrzegłam jak zapadłam w błogi sen.
W niedzielny poranek obudził mnie dźwięk komórki. Natychmiast oprzytomniałam i
automatycznie odebrałam widząc nieznany mi numer. Ale moje nadziej prysły jak
bańka mydlana, gdy usłyszałam miarowy, spokojny głos jakiejś pani:
– Dzień dobry, tu Małgorzata Kwiatkowska z firmy telekomunikacyjnej. Czy
rozmawiam z właścicielem numeru- wymieniła ciąg cyfr mojej komórki
– Tak jestem, ale nie mam teraz czasu na żadne rozmowy. Do widzenia przerwałam
jej rozczarowana. Kurde, teraz dzwonią do ludzi nawet w
niedzielne poranki?!
Szybko ubrałam się i zjadłam śniadanie. W kuchni zastałam Krysię.
– Cześć. Wyspałaś się?- przywitała mnie
– Tak, dzięki. Wstawiłaś może wodę?
– Tak, starczy dla ciebie.- odgryzła kawałek kanapki- Jacek nadal się nie
odezwał?- pokręciłam przecząco głową.- To jedziemy dzisiaj pod jego adres,
tak?- upewniała się, a ja poczułam wdzięczność.
– Jeśli mogłabyś. Bardzo ci dziękuje. Nawet nie wiesz ile to wszystko dla mnie
znaczy- spojrzała na mnie ze zrozumieniem.
– Owszem wiem. Gdyby coś stało się Karolowi...- urwała wyobrażając sobie
różne scenariusze- dlatego domyślam się co przeżywasz.
– Możemy ruszyć jak najwcześniej? I tak spałam już zbyt długo i jest już prawie
dziesiąta.
– Jasne. Tylko zjedz coś.
– Potem. Jedźmy.
Jednak mimo iż spędziłyśmy bite dwie godziny koczując pod mieszkaniem Jacka nie
dostrzegłam kogokolwiek. Mówił mi, że mieszka w sąsiednim domu, ale gdy tam
dzwoniłam również nikt nie opowiadał. Przypomniałam sobie, że w sumie to nigdy
nie widziałam kogokolwiek wychodzącego z tamtego budynku. Ostatnia nadzieja
znów prysła. Byłam bardzo rozczarowana, choć szczerze mówiąc nie wiedziałam
czego właściwie się spodziewałam po dzisiejszej eskapadzie. Przecież ta młoda
dziewczyna prawdopodobnie również nie wiedziałaby nic o moim narzeczonym
nawet gdyby udało mi się z nią porozmawiać. W końcu powiedziałam do Krysi, że
powinnyśmy wracać
– Jesteś pewna?- spytała, ale widziałam, że odetchnęła z ulgą.
W drodze powrotnej milczałyśmy. Nie chciałam z nią rozmawiać. Znów poczułam
się przygnębiona i rozbita. Minął już kolejny dzień od zniknięcia Jacka, a ja nadal nic
nie wiedziałam. Czułam się jakby naga, odarta z czegoś, co ułatwiało mi życie.
Chyba już wtedy instynktownie czułam, że Jacek już nie wróci...  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz