20. Podróż

15 0 0
                                    


  Długo wahałam się jeszcze zanim ostatecznie podczas przerwy w pracy
zadzwonić pod wskazany numer. Gdy w końcu to zrobiłam oczekiwanie na
połączenie trwało nieznośnie długo. W końcu w słuchawce odezwał się miły damski
głos:
– Dzień Dobry, Agata Krawczyk. Biuro finansowe Adam&Kama. W czym mogę
służyć?
– Yyy, witam. Ja chciałabym rozmawiać z panią Kownacką.- powiedziałam
przetrawiając w duchu zasłyszane informacje.
– Przykro mi, szefowa wyjechała w interesach i wróci dopiero wieczorem do
Gdańska. Czy coś przekazać?- spytała uprzejmie, ja zastanawiałam się jak
dowiedzieć się czegoś więcej. Więc mieszkała aż w Gdańsku?
– Nie, dziękuje. Wolałabym osobiście się z nią spotkać. Jaki jest dokładny adres
firmy?- spytałam, a jakaś Agata udzieliła mi potrzebnych informacji.
– Bardzo dziękuje. Do widzenia- pożegnałam się zadowolona z siebie. No to
jedziemy do Gdańska, pomyślałam uśmiechając się do siebie.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Po pracy zobaczyłam, że najbliższy autobus do
Gdańska jedzie dopiero w następny piątek przed południem lub za półtorej godziny z
dworca. Uznałam to za omen- z bankomatu wzięłam trochę pieniędzy i udałam się do
mieszkania, gdzie na szybko spakowałam parę rzeczy. Dziewczyny patrzyły na mnie
w zdziwieniu:
– Wyjeżdżasz gdzieś?- spytała Beata. Zastanawiałam się co mam im powiedzieć.
– Tak. Do siostry- skłamałam. Nie chciałam im mówić o swych niedorzecznych
planach, bo na pewno chciałby mnie od tego odwieść .
– Na długo?- tym razem usłyszałam głos Krysi.
– Nie wiem. Może weekend albo kilka dni. Muszę wszystko przemyśleć.-
wiedziałam, że ten argument zadziała. Nadal wszyscy spoglądali na mnie jak
na porzuconą.
– Nie za późno? Przecież jest prawie dziewiąta!
– I tak umówiłam się, że ktoś po mnie wyjedzie. Nie martwcie się.
– To może chociaż cię odwiozę?- spytała Krysia, a ja rozważałam jej propozycję.
Ale przecież nie jadę autobusem do domu tylko z zupełnie innego miejsca do
Gdańska. No, ale w sumie nawet piechotą z walizką byłoby znacznie bliżej.
– Naprawdę? Byłabym bardzo wdzięczna.- uśmiechnęłam się do niej i po raz
pierwszy od całej rozmowy spojrzałam w w oczy. Malowała się w nich troska.
– O której ten autobus?
– Niedługo. Musimy wyjechać jak najszybciej- odparłam. Po dziesięciu
minutach jechałyśmy już razem. A ja czułam wyrzuty sumienia z powodu
mojego kłamstwa.
Gdy szczęśliwie jechałam już w autobusie do Gdańska myślałam nad tym co
zrobiłam. Boże, przecież cała ta podróż to totalne wariactwo. Wcale nie znam
Gdańska- nigdy tam nie byłam i jadę tam spotkać się z jakąś kobietą, o której wiem
tylko jak się nazywa. Co jej w ogóle powiem gdy uda nam się spotkać? I czy znajdę
adres tej firmy? Nie, z tym nie powinno być raczej problemu. W końcu ktoś na
pewno wskaże mi drogę. Zastanawiałam się ile potrwa podróż. Wyjechaliśmy prawie
o dziesiątej...Tylko ile godzin potrwa dojazd do Gdańska? W duchu plułam sobie w
brodę. Nawet nie wiedziałam czy zjawię się na dworcu w Gdańsku w nocy czy
wczesnym rankiem, a jeśli ta pierwsza opcja to co zrobię? Przecież będę sama w
obcym mieście. Nie wiem jak mogłam zdobyć się na takie szaleństwo. Jeszcze
pobrałam za mało pieniędzy. Zrobiłam to ze względów bezpieczeństwa- pomimo
całego tego szaleństwa nie byłam aż tak głupia by mieć ze sobą dużą gotówkę, ale
teraz zastanawiałam się, czy uda mi się znaleźć jakiś bankomat. No cóż, jakoś będę
musiała sobie poradzić. Teraz byłam strasznie zmęczona i marzyłam tylko o śnie.
Nastawiłam sobie budzik w komórce, żeby obudził mnie za sześć godzin (mimo iż na
pewno podróż potrwa jakieś bite osiem, nie chciałam ryzykować) i ze słuchawkami w
uszach, zasnęłam.
Gdy się obudziłam była ciemna noc. I trzecia dwadzieścia. Inni pasażerowie spali tylko
jakiś młody chłopak zaciekle stukał coś w laptopie. Rozejrzałam się.
Wszystkich pasażerów było nie więcej niż piętnaście.
Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce (domyśliłam się tylko po tym, że wszyscy
wysiedli), po krótki postoju była już prawie siódma. Mimo to ulice były jeszcze nie
dość jasne. W końcu był początek grudnia. Weszłam do dworca. Szybko rozejrzałam
się w poszukiwaniu jakiegoś sklepu, który mógłby mi się przydać. Kupiłam mapę
miasta, gorącą herbatę i kilka grahamek. Byłam dość głodna. Potem usiadłam na
jakiejś ławce i zaczęłam pałaszować bułkę popijając ją herbatą. Od razu poczułam się
lepiej. Gdy się nasyciłam wyjęłam zakupioną mapę i ze skupieniem zaczęłam ją
rozszyfrowywać. No cóż, choć nie bardzo się w niej orientowałam przynajmniej były
tu oznaczone główne obiekty takie jak szpital, kościół, restauracje...Bądź co bądź był
to przewodnik po mieście skierowany raczej dla turystów, a nie młodych wariatek,
które w pół godziny podejmują decyzję o wyjeździe bez jakiegokolwiek
przygotowania. Ale przynajmniej miałam na niej naniesione nazwy ulic, a to już coś.
Szukałam tej, którą podała mi ta Agata Jakaś-tam, kiedy do niej dzwoniłam. Teraz
musiałam ją znaleźć i potem jeszcze tam dojechać. Palcami wodziłam po małym
druczku szukając jej...O jest. Tylko na oko dość daleko. Może zamówić taksówkę?
Nie, za drogo. Przecież musi tu być jakaś komunikacja miejsca. W końcu znalazłam
jakiś rozkład i spytałam jakąś miłą staruszkę, w jaki sposób najłatwiej mogłabym się
dostać pod wskazany adres. Ona odpowiedziała mi uprzejmie życząc miłej drogi.
Podziękowałam jej i po godzinie dotarłam pod wskazany adres. Cholera tylko nikt
nie mówił mi, że to taki potężny budynek! Stałam tak chwilę wpatrując się w niego i
zastanawiając się co powiem jak już będę w środku. Byłam coraz mniej pewna tego
co robię. Dlatego postanowiłam nie zwlekać dłużej i szybkim krokiem weszłam do
wielkiego gmachu. Od razu zauważyłam biurko i siedzącą obok niego młodą
dziewczynę. Gdy do niej podeszłam zobaczyłam plakietkę z nazwiskiem: Agata
Krawczyk. No to przynajmniej wiedziałam, ze dobrze trafiłam.
– Dzień dobry, czy mogłabym się spotkać z Panią Kownacką?- spytałam ją.
– A była pani umówiona?- zwróciła się do mnie podnosząc wzrok spod jakiś
papierów- Pani Mieszkowska?- dodała.
– Nie, nie byłam umówiona. Ale bardzo mi zależy na tym spotkaniu.
Przyjechałam z daleka.- wyznałam.
– Bardzo mi przykro, ale do pani prezes trzeba się wcześniej umawiać. Ale może
chce się pani spotkać z naszymi innymi finansistami? Pan Mraczewski jest
bardzo dobry...
– Nie, naprawdę musi to być pani Kownacka- westchnęłam żałując, że nie
skłamałam podając się za jakąś Mieszkowską- a kiedy najwcześniej mogłabym
się z nią spotkać?
– Chwileczkę. Zaraz sprawdzę- wstukała coś w komputer- jutro o siedemnastej zamurowała
mnie. Co to Hollywood?!- Umówić panią?
– Tak- powiedziałam, ale szczerze mówiąc miałam nadzieję, że ją dorwę jakoś
wcześniej. Przyszło mi coś do głowy- Czy Jacek Bończak był waszym
klientem?
– Przykro mi, ale nie możemy udzielać takich informacji. Jest pani jego
krewną?- zaprzeczyłam ruchem głowy- w takim razie nie mogę pomóc.
– Mnie również- powiedziałam lekko złośliwie.- Czy w takim razie mogę tu
poczekać na panią Kownacką? Może będzie miała chwilę dla mnie gdyby pani
była tak miła i o mnie wspomniała?
– Nie sądzę, żeby to było dzisiaj możliwe. Ale oczywiście może pani tu
poczekać.- Odeszłam na bok i usiadłam na jedno z krzesełek. Zupełnie nie
wiedziałam co robić. Przecież nie mogę spędzić tu następnego dnia. Nawet nie
wiem kiedy jest jakikolwiek pociąg lub autobus powrotny. W dodatku nie
powinnam wydawać reszty pieniędzy, bo do wypłaty jeszcze dziesięć dni. Po
co tu przyjechałam? I to w dodatku na darmo...
Czekałam tam kilkadziesiąt minut i gdy spojrzałam na zegarek była już prawie
dwunasta. Boże, chyba nic z tego dzisiaj nie będzie. Ale gdy kierowałam się do
wyjścia spostrzegłam jakąś postać kobiety mknącą po wypastowanej podłodze.
Zwróciłam na nią uwagę ze względu na niebotyczne obcasy na których mknęła
niczym sarna. Być może był to następny omen, bo gdy zbliżyła się do biurka Agaty K
ta zwróciła się do niej:
– Oto te dokumenty pani prezes.- i już widziałam, że muszę do niej podejść. Ta
elegancka, na oko czterdziestokilkuletnia kobieta zbliżała się do wyjścia. Ja
pomknęłam za nią. Gdy znalazłyśmy się już na ulicy krzyknęłam za nią:
– Pani Kownacka, proszę zaczekać- miałam już drobną wprawę, bo spotkaniu
tamtej tlenionej wiedźmy- zbliżyłam się do niej, a ta z zaciekawieniem
spojrzała mi w twarz.
– Słucham, w czym mogę służyć?- spytała z uprzejmym wyrazem twarzy, ale ja
wiedziałam, że jest zdenerwowana.
– Witam. Nazywam się Karolina Makuszyńska. Wiem, że pani mnie nie zna dodałam
widząc jej konsternację- ale czy mogłybyśmy chwilę porozmawiać?
– Bardzo panią przepraszam, ale spieszę się.- powiedziała lekko rozdrażniona- proszę
się zwrócić do moich pracowników..
– To o czym chce porozmawiać nie dotyczy kwestii biznesowych. To prywatna
sprawa- zaciekawiłam ją.
– To może powie pani o co chodzi? Jak już mówiłam najpóźniej za 5 minut
muszę wyjechać na ważne posiedzenie. - zrobiła kilka kroków w stronę
parkingu aby dać nam trochę prywatności. Poszłam za nią.- W takim razie o
czym chce pani ze mną rozmawiać? Nie przypominam sobie, żebyśmy się
kiedyś spotkały. A może się mylę?
– Nie, ma pani rację, nie spotkałyśmy się.- urwałam na chwilę, bo nie
wiedziałam jak zacząć i o co spytać najpierw żeby nie uznała mnie za zbyt
obcesową.- Chciałabym się dowiedzieć czy wie pani coś na temat Jacka
Bończaka?- spytałam w końcu. Kobieta zamyśliła się na moment jakby szukała
w pamięci osoby o tym nazwisku.
– Niestety, nie wiem o kim mowa. Chyba, że to jeden z moich klientów,
musiałabym to sprawdzić, a teraz nie mam na to czasu. Czy ten mężczyzna
dopuścił się względem pani jakiegoś oszustwa?- spytała innym, mniej
oficjalnym tonem, a ja poczułam się strasznie. Czy wszyscy wiedzieli, że jakiś
chłopak mnie porzucił? Czy miałam to wypisane na twarzy?- Ukradł pani
pieniądze?- dodała, a ja uspokoiłam się. Chodziło jej tylko o oszustwo
finansowe. W końcu była prezesem firmy zajmującej się pieniędzmi
– Nie, nie o to mi chodzi.
– W takim razie nie wiem czego pani ode mnie oczekuje. Nie znam go na
płaszczyźnie prywatnej. A teraz muszę się pożegnać. Do widzenia- zaczęła się
ode mnie oddalać, a ja poczułam, ze straciłam ostatnią szansę. Po chwili
przypomniałam sobie o czymś i powiedziałam:
– A czy zna pani Tomasza Kownackiego? Jest pani z nim spokrewniona?-
strzeliłam na ślepo. Kobieta przystanęła i na jej twarzy odbiły się silne emocje
zanim znów przyoblekła twarz w profesjonalną maskę.
– Powiedz o co naprawdę ci chodzi- zwróciła się do mnie na ty- czego ode mnie
chcesz?- nie wiedziałam jak jej odpowiedzieć. Czego chciałam? Sama
właściwie tego nie wiedziałam.
– On jest pani synem?- zaryzykowałam, a złość na twarzy tamtej kobiety
powiedziała mi wszystko- proszę się nie denerwować, nie znam Tomka. On
jest tylko przyjacielem Jacka, mężczyzny którego szukam. Zaginął prawie dwa
tygodnie temu- gdy wypowiadałam te słowa uświadomiłam sobie od jak dawna
nie miałam od niego żadnych wieści i zrobiło mi się smutno. -W jego komórce
znalazłam pani numer i na ślepo przyjechałam tutaj. Myślałam, że może
czegoś się od pani dowiem. Proszę mi pomóc- ostatnie słowa wypowiedziałam
niemal błagalnie. Patrząc w oczy nieznanej kobiecie poczułam, że jej złość
miła.
– Moja droga bardzo ci współczuję. Ale jeśli twój narzeczony wdał się w
komitywę z moim syne...Tomkiem, to lepiej żebyś pogodziła się z jego
odejściem. Uwierz mi to najlepsze co mogło cię spotkać.
– Dlaczego pani tak mówi?- oburzyłam się, że nawet zupełnie obca mi osoba
doradza mi to samo.
– Uwierz mi- powtórzyła- jest już stracony. Jeśli mój syn wciągnął go w te swoje
machlojki..- potrząsnęła głową. To wszystko co mogę ci powiedzieć. Do
widzenia.- tym razem odeszła na dobre. Gdy stałam jeszcze na parkingu
zobaczyłam jak wyjeżdżała srebrnym mercedesem.
Nie wiedziałam co mam myśleć o tym spotkaniu. Niewiele mi dało- szczerze mówiąc
nic. Powiązałam tylko Tomka z panią Kownacką- była jego matką. Jacek był
przyjacielem Tomka. Ale dlaczego ta kobieta wypowiadała się tak pogardliwie o
własnym synu? Co takiego zrobił ten Tomasz Kownacki, że własna matka mówi o
jego znajomym, że jest stracony? Powinnam wypytać kogoś o niego? Może w biurze
ktoś wie coś na ten temat? Ale to przecież niegrzeczne...Mam wypytywać się
wszystkich o syna pani prezes? Po chwili zdecydowałam się. Robię to dla Jacka,
pomyślałam i zwróciłam się jeszcze raz do tajemniczej Agaty:
– Przepraszam panią jeszcze raz, ale chciałam zapytać o syna pani prezes,
Tomka- ta spojrzała na mnie gwałtownie jakbym urwała się z księżyca.
– Pani prezes nie ma żadnego syna- oznajmiła stanowczo- i lepiej by było, żeby
pani o nic więcej nie pytała- byłam zszokowana tą nagłą zmianą nastroju.
– Ale o co chodzi? Dlaczego wzmianka o nim tak bardzo panią zdenerwowała?
– Proszę pani, pani prezes stanowczo zakazała nam plotkować o swoim synuściszyła
głos i odrobinę nachyliła się w moją stronę- szczerze mówiąc niewiele
wiem na ten temat, bo pracuję tu od niedawna, ale co nieco obiło mi się o uszy.
– Mogłaby pani powiedzieć mi o co chodzi?- poprosiłam ją- to dla mnie bardzo
ważne. I tak jutro wyjeżdżam. Nie jestem stąd.- ta rozejrzała się na boki, czy
nikt jej nie podsłuchuje i wyszeptała:
– Wiem tylko, że to jakaś niesmaczna historia. Syn pani Kownackiej to typ spod
ciemnej gwiazdy. Jakieś 5 lat temu w końcu trafił do więzienia i z tego co
wiem to dalej tam jest. Pani prezes oficjalnie podkreśla, że Tomek umarł, ale
wszyscy i tak wiedzą, że to nieprawda. Co prawda ja nie wiem nic konkretnego
na temat tamtych wydarzeń, bo studiowałam jeszcze we Wrocławiu, ale
słyszałam plotki. Dlatego pani Kownacka o tym nie wspomina. Wie pani,
renoma firmy i tym podobne.- zakończyła dumna z siebie. Widać była niezłą
plotkarą i satysfakcję sprawiła jej moja zaskoczona reakcja. Uprzejmie jej
podziękowałam i wyszłam z budynku. Po drodze minęłam park i usiadłam na
chwilę na jakiejś ławeczce. Musiałam to wszystko przetrawić. Okej, Jacek
może zaprzyjaźnił się z jakimś typem spod ciemnej gwiazdy jak to określiła ta
Agata, ale to nie znaczy, że stał się taki sam jak sugerowała pani Kownacka.
Tak więc wyjazd do Gdańska był bez sensu. Teraz trzeba tylko wrócić do
Warszawy.
Nie było to takie proste, bo najbliższy autobus był dopiero o dwudziestej i to nie
bezpośredni. Tak więc zdecydowałam się na pociąg. Był zdecydowanie szybszy, ale
też bardziej niebezpieczny jak zdążyłam się później przekonać. Mimo zmęczenia
wielogodzinną jazdą bałam się na chwilę zasnąć, bo w moim przedziale siedziało
jakiś kilku wyrostków. Być może byłam przewrażliwiona, ale lepiej dmuchać na
zimne.
Do stolicy dotarłam o czwartej nad ranem. Trochę się obawiałam powrotu do
mieszkania, ale jakoś szczęśliwie udało mi się do niego dotrzeć. Od razu rzuciłam się
na łóżko i zasnęłam kamiennym snem nie zważając na to, że przez dwa dni się nie
myłam.  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz