25. Nienawidzę Cię

20 0 0
                                    


  Staliśmy tak dobrą chwilę zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Nie
wiedziałam co powiedzieć.
– Jak się tu dostałeś?- spytałam odkładając szklankę z gorącym płynem na stół.
– Zapomniałaś?- pomachał mi przed głową kluczami- dałaś mi je kiedyś.
– Po co przyszedłeś? Czego chcesz, Jacek? A może powinnam powiedzieć:
Tomek?- nie wytrzymałam i przyznałam się, że znam jego prawdziwą
tożsamość.
– Więc już wiesz? Tak myślałem, że w końcu ci powiedzą.
– Czego chcesz?- powtórzyłam pytanie.
– Jesteś na mnie zła?
– A jak myślisz?- odparłam z sarkazmem- w końcu ukrycie, że jest się
przestępcą to przecież mały pikuś- ironizowałam dalej.
– Nie jestem przestępcą. Już nie- podkreślił- Nie powiedzieli ci, że jestem
świadkiem koronnym?
– Owszem. Powiedzieli mi wszystko: o tym że sprzedawałeś narkotyki, brałeś udział w napadzie na bank. Jak mogłeś to zataić? A teraz uważasz, że wszystko jest w porządku?- byłam zdziwiona jego poczuciem bezkarności.
– Nie, oczywiście, że nie. Ale przeszłości już nie zmienię, a rozpamiętywanie
tego nie ma sensu. Żałuję tylko, że sam ci o tym nie powiedziałem.- Jestem tak zdenerwowana jego beztroskością, że nie potrafię powściągnąć złości.
– Przecież nigdy nawet nie miałeś takiego zamiaru! Nie udawaj teraz
kochającego chłoptasia, bo nie pasuje do ciebie taki wizerunek!- krzyknęłam na niego. Nie mogłam już znieść tej całej hipokryzji.
– Chciałem ci powiedzieć!- wykrzyczał mi w odpowiedzi zbliżając się do mnie. Instynktownie cofnęłam się od niego.- Wiele razy!
– Nie zbliżaj się do mnie!- rozkazałam mu, a on się tylko roześmiał.
– Co już mnie nie kochasz? Jeszcze kilka dni temu chętnie całowałaś się ze mną, a teraz jestem przestępcą do którego nie można się zbliżać?- znów zrobił krok w moją stronę, a ja tym razem podjudzona przez niego nie cofnęłam się tylko twardo odparłam:
– Wtedy nie znałam jeszcze prawdy o twojej prawdziwej naturze. Byłam naiwną zakochaną idiotką, która ślepo ci we wszystko wierzyła. Teraz nie mam już złudzeń.
– Karolina, nie mów tak. Przecież wiesz, że też cię kocham.
– Kochasz? Ty nie wiesz co znaczy to słowo. Perfidnie wykorzystałeś mnie do swych celów, ale dalej nie będziesz mnie już mamił. Raz się dałam złapać na te tanie chwyty, ale drugi raz nie dam się tak łatwo podejść.
– Jak możesz tak mówić? Po co w takim razie tu jestem? Przecież chciałem cię zobaczyć. Tęskniłem za tobą- zmienił ton na łagodniejszy znów robiąc krok w moją stronę. Ale ja nie dałam się złamać jednym czułym słówkiem.
– Bo czegoś chciałeś. Pytanie brzmi: czego? A, już wiem- udałam, że wpadłam na to przed chwilą- chyba chodzi o jakąś kasetę. Tę samą na której rzekomo są dowody twojej niewinności.
– Karolina, wyjaśnię ci wszystko tylko mi pozwól...
– Dobrze. Więc co jest na tej kasecie? I komu chciałeś ją dać?
– Tam nie ma dowodów mojej niewinności jak już zapewne wiesz. Ale uwierz mi, że muszę im ją dać.
– Chcesz dać ją przestępcy? Chronić mordercę?!
– Wiem ja to wygląda, ale to jedyny sposób żeby ich powstrzymać. Zaufaj mi.
– Tobie? Współpracujesz z bandziorami i oczekujesz ode mnie pomocy?
– Z nikim nie współpracuje, ale zrozum, że to jedyne wyjście. Chcesz żeby
kogoś jeszcze zabili?- zrobił następny krok w moją stronę tak, że dzielił nas tylko metr. Patrząc tak na niego z bliska tak łatwo było mu ulec, uwierzyć że to co mówi jest prawdą...Ale niestety tak nie było
– Nie kłam: wiem, że to ty zabiłeś Nataszę.
– Naprawdę w to wierzysz? Wierzysz, że mógłbym kogoś zabić? Przecież znasz mnie! To we mnie się zakochałaś!- potrząsnął moimi ramionami.
– To nieistotne w co wierzę, ale co mówią dowody. Poza tym nie próbuj mną manipulować za pomocą moich uczuć. To już na mnie nie działa.- byłam z siebie dumna wypowiadając te słowa. Te...kłamstwa
– Nie wierzę, że już mnie nie kochasz.
– To uwierz. Bo tak naprawdę zakochałam się w wyobrażeniu o tobie, w kimś kim chciałabym żebyś był. Ale ty jesteś przestępcą i to się tylko teraz liczy.- czy w jego oczach dostrzegłam ból? Nie, on mnie nie kochał. Przypomniałam sobie powody dla których ze mną był.- Wiem już, że byłam ci potrzebna tylko do zdobycia informacji i wiem też kim jest mój ojczym.
– Karolina, nie odczytuj tego tak. Ty nic nie wiesz.
– A co mam wiedzieć? Ty nigdy nie chciałeś mi nic powiedzieć! Mamisz mnie
tylko pięknymi słówkami o miłości, a tak naprawdę to tylko kłamstwa. Nie
widzisz, że mnie to rani?!
– Wiem, ale nie chciałem tego. Pamiętasz? Kiedyś powiedziałem ci, że cię
kocham i tylko to się liczy.
– Gówno prawda! Nawet jeśli to prawda to jak mogę z tobą żyć po tym
wszystkim co mi zrobiłeś? Co zrobiłeś Nataszy, Jowicie i innym? Jak mogę ci
jeszcze kiedykolwiek zaufać jeśli bezustannie kłamiesz? Nigdy tak naprawdę
nie byłeś ze mną szczery.
– Po co w takim razie chciałem się z tobą ożenić? Kocham cię i nadal tego chce spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, a ja poczułam jak pod jego
wpływem się roztapiam. Jak mogłam sądzić, że go nienawidzę? Że dam sobie bez niego radę, że umiem dalej żyć? Tylko jedno jego spojrzenie miało nade mną władzę.
– Jacek proszę...- odezwałam się, gdy chciał mnie pocałować sama nie wiedząc do końca czy proszę o pocałunek czy o to żeby mnie puścił. Ale Jacek odsunął się odrobinę i zapytał:
– O co mnie prosisz co? O to żebym przestał cię kochać? Nie mogę.
Przepraszam za to, że skłamałem albo inaczej: przemilczałem swoją
przeszłość, ale bałem się cię stracić. Pamiętam jak zareagowałaś kiedy
zaatakowano twojego brata. I uwierz mi, że wiele razy chciałem ci wyznać
prawdę, ale tak cholernie się bałem. Potem myślałem sobie: przecież też mam prawo do szczęścia, prawda? Prawda?!- powtórzył gdy nie zareagowałam
– Tak- odparłam ze łzami w oczach
– A ja chciałem zacząć nowe życie; dzięki tobie zrozumiałem, że chcę być
szczęśliwy, że może los dał mi drugą szansę gdy postawił ciebie na mojej
drodze tamtego wieczoru. I chciałem się z tobą ożenić, założyć rodzinę i
wreszcie zacząć żyć. Czy chciałem za wiele?- spytał znowu- Odpowiedz: czy kochająca rodzina to tak dużo?
– Nie!- krzyknęłam z policzkami pełnymi łez- Miałeś do tego prawo, ale sam je zniszczyłeś. Skoro mnie kochałeś czemu sprzymierzyłeś się z nimi jeszcze raz, co? Dlaczego wróciłeś do tych przestępców?
– Nie chciałem tego. To oni mnie odnaleźli.
– Kłamiesz. Pamiętam tamtych dwóch, którzy cię pobili. I pamiętam jak się do ciebie zwrócili. A ty nadal milczałeś. Mogłeś powiedzieć o wszystkim
Kowalskiemu, on by ci pomógł.
– Wiem, ale bałem się o ciebie. Oni mi grozili.
– Nie szukaj błahych usprawiedliwień. Jeszcze niedawno wpierałeś we mnie, że to Łukasz cię wrabia. O co ci tak naprawdę chodzi, co? Sprawia ci to jakąś sadystyczną przyjemność dręczyć mnie w ten sposób, co?- znów wróciłam do rzeczywistości i chłodnej oceny faktów.
– Nie! Z tym Kowalskim to się pomyliłem...
– Jasne- odparłam sarkastycznie. -Na wszystko masz wytłumaczenie. Tylko
dlaczego mam wierzyć komuś kto nieustannie mnie okłamywał i nadal to robi? Podasz mi chociaż jeden powód?
– Bo mnie kochasz- wyszeptał do mnie Jacek, co zdenerwowało mnie, bo sugerowało, że jestem totalną zakochaną do szaleństwa idiotką na każde jego skinienie. Ale jego następne słowa wywołały w moim wnętrzu burzę - wyjedź ze mną gdzieś daleko stąd. Po jakimś czasie to wszystko się wyjaśni, Jowita odzyska przytomność i powie, że to nie byłem ja.
– A jeśli nie? Jeśli ona umrze? Mam porzucić i zniszczyć swoje życie, bo ty tego chcesz?
– Nie mów tak. Kocham cię- powtórzył znowu i pocałował mnie. Poczułam się jak dawniej: wszystkie złe myśli gdzieś odpłynęły, liczyliśmy się tylko my i tamta chwila. Tak bardzo go kochałam. Przecież wiedziałam, że nie mogę bez niego żyć. Więc czemu mu nie ulec, nie uciec gdzieś tylko we dwoje? Momentalnie otrzeźwiałam. Nie mogłam już myśleć tylko o sobie. Teraz najważniejsze było moje dziecko. Wyrwałam się z jego uścisku ze słowami:
– Nie, już nie. Nie kocham cię. Nie mogłabym kochać kogoś kto za nic ma
ludzkie życie i krzywdzi innych. Nigdzie z tobą nie pójdę rozumiesz? I nie
pozwolę żebyś skrzywdził jeszcze kogoś.- wybiegłam z kuchni i wzięłam do
ręki swoją komórkę. Próbowałam skontaktować się z Łukaszem i poprosić
żeby przyjechał, ale Jacek był szybszy. Złapał mnie wpół i wyrwał z dłoni
komórkę.
– Proszę, proszę więc teraz ten goguś jest twoim nowym kochasiem tak? I to ja jestem ten zły? Jeśli tak bardzo chcesz mogę wcielić się w tę rolę- powiedział groźnie z dzikim błyskiem w oku. Jego usta wykrzywiły się w groteskowym uśmiechu- Myślałem, że jesteś inna, że mnie kochasz. Ale pomyliłem się, tak jak ty pomyliłaś się co do mnie.- nie wiedziałam jak interpretować jego słowa. Poczułam mimowolny strach.
– Dlaczego to wszystko mówisz? Co to znaczy? Puść mnie!- wyrywałam się mu, a on trzymał mnie w żelaznym uścisku śmiejąc się cynicznie w tak sposób, że aż mnie to przerażało. Przypomniał mi się mój sen i poczułam uczucie deja vu. Spojrzałam Jackowi w twarz, ale to już nie była jego twarz. To była twarz Tomka Kownackiego: twarz przestępcy wyzutym z ludzkich uczuć
– Boisz się?- wypowiedział te słowa delektując się nimi, a po chwili brutalnie
przycisnął swoje usta do moich ust- Już cię nie pociągam, co? Zdradzasz mnie z Kowalskim ty...- urwał nie dokończywszy zdania i roześmiał się. Nie był to miły dźwięk- I pomyśleć, że przyszedłem tu dla ciebie. Chciałem być z tobą mimo wszystko, na przekór wszystkiemu. Teraz jest mi wszystko jedno.
– Jacek, puść mnie: to boli- poprosiłam go.
– Mnie boli sto razy mocniej!
– Poddaj się jeśli jesteś niewinny- próbowałam mu łagodnie perswadować. Ale przyniosło to przeciwny skutek.
– JEŚLI jestem niewinny? Naprawdę wierzysz, że zabiłem Nataszę? Masz mnie za takiego przestępcę bez żadnych skrupułów?- zapytał wpatrując się w moją twarz i szukając na niej odpowiedzi. -Jezu, ty naprawdę tak myślisz.- powiedział z niedowierzaniem i po chwili jego groteskowa twarz odzyskała dawny rys. Dostrzegłam wtedy na niej wiele bólu. Ale tylko na chwilę, bo zaraz pojawiła się na niej z powrotem cyniczna maska- Skoro tak to chyba powinienem się nim stać nie sądzisz?- przyciągnął mnie znowu do siebie. Tym razem wiedziałam już co chce zrobić i opierałam się mu
– Jacek, Jacek przestań!- prosiłam, ale on znów się śmiał.
– Przecież chciałaś żebym stał się przestępcą, prawda? Uważasz mnie za
człowieka całkowicie zdemoralizowanego. A ja nie chcę cię tylko
rozczarować- udało mu się mnie znów pocałować. Ale najgorsze w tym
wszystkim było to, że sprawiło mi to przyjemność i ostatkiem siły woli
musiałam zmusić się żeby nie poddać się jego woli. Stałam więc sztywno starając się powściągnąć chęć odwzajemnienia się jak kłoda czekając aż przestanie. Tak jak się spodziewałam, Jacek mnie puścił
– A więc tak bardzo mną pogardzasz? Zapomniałaś już o tamtych nocach, co? Wtedy jakoś nie odtrącałaś moich pocałunków i pieszczot. Co, Łukasz robi to lepiej?- znów mną potrząsnął tak, że nie mogłam opanować płaczu.
– Tomek przestań to boli.
– Odpowiedz, na moje pytanie!- krzyczał na mnie i wciąż boleśnie potrząsał za ramiona. Byłam przerażona jego nową odsłoną i chciałam żeby jak najszybciej przestał mnie krzywdzić i sobie poszedł.
– Tak! Robi to lepiej! Nienawidzę cię ty podły brutalny sukinsynu! Nigdy ci tego nie daruję! Mam nadzieję, że trafisz w końcu do więzienia tam gdzie twoje miejsce!- wykrzyczałam mu prosto w twarz i poczułam piekący ból na policzku. Ze zdziwieniem spojrzałam mu w oczy. Nie mogłam uwierzyć, że mnie uderzył.
– Boże, Karolina- puścił mnie tak gwałtownie, że aż się zatoczyłam-
Przepraszam, ja nie chciałem
– Nie zbliżaj się do mnie!- krzyknęłam do niego skulona na podłodze gdy
zauważyłam, że znów do mnie podchodzi- Wynoś się stąd! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć! Obyś wreszcie poniósł karę za wszystko co zrobiłeś! Nie-na-widzę cię!- powtórzyłam na końcu jeszcze raz sylabizując. - On zawahał się chwilę, ale potem odwrócił się na pięcie i wyszedł. Usłyszałam tylko trzask trzaskających drzwi. Szybko wstałam nawet nie próbując go zatrzymać i podniosłam swoją komórkę. Wybrałam numer i zadzwoniłam:
– Łukasz? Proszę cię przyjedź natychmiast. Jacek tu był.- i rozłączyłam się.
Dopiero wtedy wybuchłam gwałtownym, niepohamowanym płaczem.
Gdy po dziesięciu minutach zjawił się Łukasz z dwoma policjantami zastał
mnie w takiej samej pozycji w jakiej porzucił mnie Jacek. Szybko podbiegł do mnie podnosząc jednocześnie z podłogi:
– Boże, Karolina co on ci zrobił?!- krzyknął na widok mojej zalanej łzami
twarzy i siniejących już nadgarstków. Nadal nie byłam w stanie wydusić z
siebie słowa. Do swych kolegów zwrócił się:- biegnijcie na klatkę, może
jeszcze tu gdzieś jest. Szybko!
– Mówiłeś, że namierzyliście jego komórkę...- odezwałam się płaczliwym
głosem
– Jak widać podpuścił nas. Cholera. Zrobił ci jakąś krzywdę?- delikatnie
odgarnął mi włosy przylepione do twarzy z powodu łez i podał mi chusteczkę. Uśmiechnęłam się do niego blado z wdzięcznością.- Możesz rozmawiać?- spytał po jakichś 10 minutach
– Tak- odparłam
– Powiesz mi co się wydarzyło?- znów przytaknęłam i opowiedziałam całą
historię. Na koniec zakończyłam:
– Wiem, że jesteś na mnie bardzo zły i znów go wypuściłam. Przepraszam, ale nie udało mi się..-głos znów zaczął mi się rwać.
– Hej, spokojnie to nie twoja wina- pocieszająco poklepał mnie po ramieniu- To ja powinienem cię przeprosić. Ale gdy tak długo się nie pojawił i nie był widziany w Warszawie, a wszystko wskazywało na to, że wrócił do Gdańska...zresztą to teraz nieistotne. Ważne jest to, że teraz jesteś bezpieczna.
– Głupia byłam, że zapomniałam o tych kluczach, które mu dałam. Przecież
mogłam zmienić zamki. Ale ja nie sądziłam, że tu się zjawi. To moja wina.
Mogłam go powstrzymać...
– Powtarzam, że to nie twoja wina. Nic nie mogłaś zrobić. Nie mam ci nic do
zarzucenia rozumiesz?- pocieszał mnie, ale ja postanowiłam wyznać mu
prawdę. Wiedziałam, że mnie za to znienawidzi.
– Ty nic nie wiesz. Ja...nie powiedziałam ci wszystkiego- urwałam i czekałam aż Łukasza przetrawił tą wiadomość. Wtedy podjęłam na nowo wątek- Jacek to znaczy Tomek on chciał żebym z nim uciekła.
– Ale nie zrobiłaś tego.
– Tak, ale chciałam- spojrzałam mu w twarz szukając jakichkolwiek oznak
potępienia. Gdy takich nie znalazłam poczułam się jeszcze gorzej.- Tak, bardzo chciałam. I wiem, że jestem głupią kretynką, ale gdy tylko go zobaczyłam nic więcej się dla mnie nie liczyło. Nie obchodziło mnie to kim był, kim stał się. Kiedyś powiedziałeś, że jesteśmy siebie warci z Jackiem i miałeś rację.
– Nie, nie miałem. Przecież odmówiłaś mu, prawda? Znalazłaś sobie siłę aby to zrobić.
– Tak, ale tylko dlatego, że...jestem w ciąży, rozumiesz? Będę miała z nim
dziecko. To dla niego to zrobiłam. Ale gdyby nie to byłam w stanie zniszczyć całe swoje uporządkowane życie i iść za nim. Dopiero gdy zdałam sobie sprawę, że nie mogę myśleć tylko o sobie powiedziałam mu, że tego nie zrobię. Ale gdyby nie to...ja poszłabym z nim! Zrobiłabym to!- rozpłakałam się znowu- Jak mogłam tak bardzo się przez niego zmienić? Przecież pogardzałam takimi jak on! Jak mogę chcieć być z mordercą?!- szlochałam spazmatycznie, a Łukasz tylko mi się przyglądał.
– Kochasz go. To normalne, że chcesz z nim być.
– Nie, to nie jest normalne. Jestem jak ćma lgnąca do ognia, jak człowiek który sam siebie niszczy. Jak mogę go kochać? Jak mogę kochać kogoś tak bardzo złego? Co mogę w nim kochać?- pytałam Łukasza, ale tak naprawdę samą siebie. Czułam się jak nikt.
– Karolina nie możesz tak o sobie myśleć. Uspokój się. Zrób to dla dziecka jeśli nie chcesz dla siebie- to przypomnienie o moim stanie wyzwoliło we mnie jeszcze większą złość.
– No widzisz? Noszę dziecko tego przestępcy. Co mam teraz zrobić? Jak sobie ze wszystkim poradzę?- wciąż szlochałam rozpaczliwie w dłonie. W pewnym momencie poczułam delikatne objęcie. Podniosłam głowę i zauważyłam, że Łukasz mnie przytula. Wtedy rozpłakałam się jeszcze rzewniej.
– Płacz- szeptał głaszcząc mnie po włosach- tylko to może ci w tej chwili
pomóc. Kiedy w końcu wypłakałam już chyba wszystkie łzy, Łukasz nadal był za mną. Wyszedł tylko na chwilę żeby zadzwonić i coś przekazać swoim kolegom.
Usłyszałam tylko, że mają mi na razie nie przeszkadzać i nie przesłuchiwać. Byłam mu za to niezwykle wdzięczna. Doceniałam jego troskę tym bardziej, że nie miałam teraz nikogo żeby się zwierzyć. Moja rodzina ani koleżanki z pracy, szkoły czy też współlokatorki nie miały pojęcia przez jakie piekło przechodzę. A ja mimo że musiałam radzić sobie ze wszystkim sama cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział jak bardzo podle się czułam. Przez następne kilka dni nie wychodziłam z pokoju. Nie byłam w stanie nic zrobić, poza tym nie miałam na to najmniejszej ochoty. Krysia wysłała mi wiadomość, że wróci dopiero za trzy dni, ale Beti miała wrócić już jutro. Do tego czasu musiałam się
jakoś zebrać do kupy. W tym celu pomógł mi Łukasz. Przyprowadził do mnie lekarza, który kazał mi o siebie dbać, bo będąc w takim stanie mogę nie donosić ciąży. Momentalnie otrzeźwiałam. To dziecko było jedynym powodem, który utrzymywał mnie jeszcze przy życiu. Nie mogłam go stracić.
Dlatego gdy przyjechała Beti przypominałam nieco dawną siebie: może odrobinę smutną i przygaszoną, ale i tak byłam z siebie dumna. Zwłaszcza, że mogłam prowadzić w miarę beztroską konwersację z Beatą. Choć szczerze mówiąc trzeba przyznać, że to głównie ona ją prowadziła. Rozluźniłam się jednak, gdy w pewnym momencie spytała:
– Co to za przystojniak który cię dzisiaj odwiedził?- uśmiechnęłam się. Tak
bardzo brakowało mi teraz normalności Beti.
– Łukasz, Łukasz Kowalski. Jest policjantem. Wpadł ci w oko?
– Żartujesz? Myślałam, że znalazłaś sobie kogoś innego w zastępstwie tego Jacka- gdy tylko usłyszałam jego imię musiałam naprawdę walczyć ze sobą żeby się nie załamać. Beata dostrzegła to na mojej twarzy, bo zaraz
powiedziała- Przepraszam Karola, czasami jestem idiotką.
– Nie masz za co przepraszać- zdecydowałam się w końcu stawić czoło Jackowi i demonom towarzyszącym mi z jego powodu. Czas, abym nie zalewała się już łzami na każdą wzmiankę na jego temat.- Miałaś rację: ty i Kryśka. Zresztą Magda z Aśką też. Boże wszyscy mieli rację tylko nie ja- roześmiałam się gorzko, a Beti spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Uwierz mi, że widząc cię teraz naprawdę chciałabym się mylić.
– Wyglądam aż tak źle?- próbowałam zażartować, ale wiem, że wypadło to dość blado. A ja myślałam, że wyglądam chociaż w połowie tak dobrze jak kiedyś.
– Kara, wyglądasz jak cień samej siebie. Jesteś teraz chudsza ode mnie!- w ustach Beti stanowiło to prawdziwy komplement.
– Nie przesadzaj- zaprzeczyłam, bo Beti była tak szczupła, że wręcz chuda owszem schudłam trochę, ale nawet mi to pasuje, prawda?- dodałam i
pomyślałam: niedługo przytyję tak, że zdziwisz się jeszcze bardziej.
– Zawsze dobrze wyglądałaś- ugodowo powiedziała Beata.
– Dobra, zmieńmy temat. Jak tam święta?
– Jak zawsze. Mama zarzucała mi niestałość i lenistwo i takie tam, różne. Ale przyzwyczaiłam się już do tego. W końcu ktoś musi być czarną owcą w
rodzinie. Ale wiesz w Sylwestra byłam na takiej imprezie i poznałam takiego
fajnego gościa...
Po świętach nadal nie miałam siły iść na wykłady. Mimo to za silną namową
Łukasza, a właściwie przymusu, zgodziłam się. Gdy zawiózł mnie pod uczelnię powiedział:
– Mam nadzieję, że zaczniesz już w miarę normalnie funkcjonować. Nie
pozwolę ci na to żebyś się poddała. Rozumiesz?
– Tak
– O której kończysz? Przyjadę po ciebie
– Łukasz nie musisz...
– Muszę. Teraz musisz o siebie dbać.
Weszłam do szkoły i mimowolnie się do siebie uśmiechnęłam. To było miłe uczucie gdy ktoś o ciebie dba.  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz