27. Nie patrz wstecz

63 0 0
                                    


  Rozmyślając wczoraj o nowej znajomości nie wiedziałam, że nastąpi ona tak
szybko i prawdę mówiąc w tak banalny sposób. Biegłam właśnie spóźniona do sali
wykładowej profesora Raszkowskiego, bo zaspałam. Byłam na siebie zła, bo akurat
zaczynając o ósmej zajęcia z tym panem mogłam nastawić budzić wcześniej.
Spóźnienie u niego było gorsze niż absencja. ,,Zapamiętajcie, nic nie jest tak ważne
jak punktualność", mawiał zaczynając czynić swe umoralniające gatki gdy spóźnił się
któryś ze studentów, a kończąc na drwinach danego delikwenta. Zawsze
współczułam takim spóźnialskim, a teraz ze zgrozą pomyślałam, że to samo spotka
mnie. Czemu nie ustawiłam tej cholernej komórki?!
– Och, przepraszam- zawołał do mnie jakiś głos, gdy jak długa wyrżnęłam na
podłogę zderzając się z nim. Gdy się spieszysz, diabeł się cieszy jak mówi
stare porzekadło.- Nic ci się nie stało?- dodał wyciągając do mnie rękę
– Nie, w porządku.- odpowiedziałam jednocześnie pocierając tył głowy. Ała.
– Naprawdę cię nie zauważyłem- tłumaczył się zbierając książki, które upuścił-
Jeszcze raz przepraszam.
– W porządku. Właściwie to moja wina. Teraz mam godzinę z Raszkowskim.
– O, z Kosą?- pokręcił głową w udawanym przerażeniu czym mnie rozśmieszyłwspółczuję
– Właśnie. I na dodatek już jestem spóźniona prawie 5 minut.
– Ja bym chyba nie ryzykował wejścia do niego po czasie. Pochłonie cię niczym
smok.
– Wiem. Ale nie powinnam teraz opuszczać wykładów. Wiesz, sporo ostatnio
chorowałam- dodałam odpowiadając na pytanie malujące się w jego oczach.
– Naprawdę jesteś odważna.- powiedział z uznaniem.- W takim razie dłużej cię
nie zatrzymuje. A tak przy okazji, Marcin.
– Karolina- odparłam biegnąc w kierunku sali wykładowej
– Powodzenia- odkrzyknął mi jeszcze.
Gdy weszłam do sali ,,powodzenie" Marcina na nic się zdało, bo i tak zwróciłam na
siebie uwagę wszystkich studentów no i samego wykładowcy. Ten spojrzał na mnie
sceptycznie i z emfazą powiedział głośno i dobitnie:
– Widzę, że teraz od nikogo nie można oczekiwać już punktualności. Nawet od
najlepszych.- pokręcił z dezaprobatą głową.
– Bardzo przepraszam profesorze. To się więcej nie powtórzy.- powiedziałam z
ulgą, że nie potraktował mnie gorzej i obyło się bez żadnych szyderstw.
Szczęśliwa usiadłam do wolnej ławki i zaczęłam notować.
Po skończonych zajęciach znów natchnęłam się na korytarzu na Marcina. Poznał
mnie i z uśmiechem zagaił:
– O hardcorowa dziewczyna. Jak tam Kosa?- nawiązał do naszej porannej
rozmowy.
– W porządku. Wiesz, powiedział że już jest po śniadaniu i mnie nie zje.- Marcin
roześmiał się na ten żart.
– Skończyłaś już zajęcia?
– Właściwie tak, ale zaraz muszę być w pracy.
– Szkoda. Miałem zamiar wyrwać cię na kawę.- wyznał..
– No cóż innym razem. Choć to właściwie ja wiszę ci tą kawę.
– Okej, innym razem.
– Tak. Na razie- przegnałam się. Zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że w
ciągu ostatniego czasu poznałam kilku facetów, którzy chcieli mnie zaprosić na
przysłowiową kawę. Najpierw fajtłapa Tomek, Jacek, Łukasz teraz ten cały
Marcin. A, no i za pomniałabym o Czarku, który od jakiegoś czasu przestał
mnie nękać telefonami. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam go jakiś czas
temu z jakąś dziewczyną. No więc co się stało? Przecież nie byłam śliczną Beti
żeby faceci się za mną uganiali; jeszcze do niedawna nikt mnie nie dostrzegał.
Czyżby to pewność siebie tak na to wpływała? Zanim poznałam Jacka czułam
się jak szara myszka i tak się też zachowywałam. To dzięki niemu odkryłam
swoją pewność siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jak niewiele można
osiągnąć za pomocą tego triku. Nagle wydajesz się wszystkim bardziej godna
uwagi. W dodatku ostatnie cztery miesiące dodały mi tylko nieco
tajemniczości, bo nie raz widziano mnie z coraz to innymi policjantami (Na
szczęście w cywilu). Ciekawe jakie opinie zaczęły o mnie krążyć?
Zastanawiałam się nad tym zwłaszcza wtedy, gdy któryś kolega z roku dziwnie
mi się przyglądał. Mam nadzieję, że to nie było nic w stylu: taka cnotka jak
ona zeszła na złą drogę. Brrr, wzdrygnęłam się odruchowo i pognałam do
restauracji.
Bardzo lubiłam swoją nową pracę. Była co prawda nudna, ale nie wymagała ciągłego
wymuszonego uśmiechania się nawet do najbardziej obrzydliwych pijaków i mogłam
mieć wolne myśli, bo wykonywałam ją machinalnie. Z drugiej strony myślenie nie
wychodziło mi na dobre. Wciąż zdawały mi się chwilę zwątpienia i poddania się.
Patrząc na moje życie wydawałoby się, że już wszystko okej i zapomniałam o
przeszłości. Ale tak nie było. Owszem, byłam wesoła i śmiałam się jak dawnej i -
trzeba przyznać- coraz częściej niewymuszenie. Ale jak mogłabym zapomnieć o
lekcji życia jaką przeszłam? Jak mogłam nie myśleć o moim nienarodzonym dziecku
widząc młodą dziewczynę w ciąży; albo o Jacku patrząc na zakochaną parę. Wciąż
wspominałam spędzone razem chwile. Przecież nie było nam razem źle. Co prawda
wszystko to było kłamstwem, ale jakże cudownym. Do dziś pamiętałam jak dobrze
czułam się gdy mnie przytulał albo uśmiechał się kącikiem ust. Jak śmiały się do
mnie jego oczy gdy żartował lub kpił łagodnie z mojej bezradności. Nie obchodziło
mnie już czy mnie kochał: liczyło się tylko to, że dał mi poznać smak miłości i za to
będę mu wdzięczna. Dlatego nie będę pamiętać o tym co złe, ale skupię się na tym co
było najlepsze w naszej znajomości. Znów zaczęłam się zastanawiać nad nowym
związkiem. Czemu odmówiłam Maćkowi? Przecież miałam dobre pół godziny. Nikt
nie kazał mi od razu z nim chodzić- wystarczyła by zwykła herbata (kawy nie
znosiłam) w jakimś przytulnym barze. Ale nie, jak zwykle musiałam rozpamiętywać
o swojej tragicznej miłości. Parsknęłam śmiechem i z niepokojem rozejrzałam się,
czy nie ma ze mną żadnego kucharza w kuchni. Jeszcze by zaczęli uważać mnie za
wariatkę. Wariatka. Tak nazywał mnie Jacek...Nie, koniec myśli o nim. Zabraniam
sobie o nim myśleć. Już o nim nie myślę. Już...Cholera, zbiłam talerz. Jednak moja
praca wymaga czasami skupienia myśli. Muszę szybko posprzątać ten bałagan zanim
ktoś go zauważy.
Do domu dotarłam po dziewiątej. Przy okazji zrobiłam jeszcze zakupy i teraz
padałam z nóg.
– Hejka Kara. Jak tam w pracy?- spytała mnie od progu Beti
– W porządku. A jak tam złamane serce?
– Też w porządku. Wiesz, właśnie poznałam miłego chłopaka. Monogamia jest
nie dla mnie- uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam uśmiech
– Przecież nie jesteś jeszcze mężatką, więc możesz flirtować do woli. Nie martw
się nie jestem twoją mamą i nie mam zamiaru cię strofować.
– To dobrze. Wiesz był tu dzisiaj ten twój policjant.
– Łukasz?- zdziwiłam się- przecież wiedział, że pracuje.
– Aha, ale chciał ci coś dać. Zostawiłam to w twoim pokoju na łóżku.
– Dzięki.- odpowiedziałam i zaciekawiona poszłam do pokoju.
Na łóżku, tak jak mówiła Beti, leżała niewielka paczuszka. Byłam ciekawa co to
może być. No cóż, muszę chyba ją rozpakować żeby się dowiedzieć. W pudełku była
delikatna, śliczna bransoletka i dołączona do niej karteczka: ,,Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin.". Byłam zdziwiona, że o tym wiedział. Tym bardziej, że
ja nie lubiłam jakiejkolwiek formy świętowania i prezentów dlatego nikomu nie
mówiłam kiedy mam urodziny. A Łukasz jednak wiedział. Mimo wszystko wydało
mi się to- o dziwo- dosyć miłe. Jeśli nie liczyć Jacka to był mój pierwszy prezent od
mężczyzny. Z drugiej strony przestraszyłam się. Nie wiedziałam jak to interpretować.
Czy to coś znaczy? Chyba naprawdę czas przestać się oszukiwać co do intencji
Łukasza. Beti miała rację: on chciał czegoś więcej. Bał się wykonać pierwszy krok,
bo wiedział jak bardzo kochałam( kocham?) Jacka. A ja nawet nie wiedziałam czy
tego chce. Owszem, byłam kobietą i to zainteresowanie wyraźnie mi schlebiało, ale
czy to było coś więcej? Minęło tak niewiele czasu od kiedy zerwałam z Jackiem, a ja
nie byłam Beti i nie potrafiłam tak szybko zapomnieć. Tym bardziej, że nie chodziło
tylko o zerwanie z chłopakiem którego kocham. Chodziło również o fakt, że otarłam
się o coś niebezpiecznego, zaufałam przestępcy i nie potrafiłam wyczuć kłamstwa.
Czy teraz potrafiłam na nowo komuś zaufać? Nie, ostatnio zdecydowanie za dużo
myślę. Czas kłaść się spać. Jutro zastanowię się nad tym wszystkim i na pewno okaże
się, że wszystko sobie wyolbrzymiam.
ROZDZIAŁ III: NIE PATRZ WSTECZ
Kolejne kilka dni minęło mi podobnie. Dopiero w sobotę przed południem
umówiłam się jak zwykle z Łukaszem pełna obaw. Jak wyjaśni tak drogi prezent?
– Witaj.- uśmiechnął się do mnie na przywitanie
– Cześć. Jak tam tydzień?- spytałam grzecznościowo, ale zaraz potem ofuknęłam
się w myślach. Przecież Łukasz jest moim przyjacielem i już od dawna nie
czułam przy nim skrępowania.
– W porządku.- odparł.- Jak podobała ci się bransoletka?
– Jest śliczna.- odparłam zgodnie z prawdą- ale naprawdę nie musiałeś. A tak w
ogóle to skąd wiedziałeś, że miałam wtedy urodziny?- uśmiechnął się
tajemniczo.
– Pracuję w policji, pamiętasz? Mam swoje sposoby.
– Okej, nie wnikam.- Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu. Po chwili wahania
Łukasz odezwał się - Wiesz, Jowita wybudziła się ze śpiączki.- zmroziła mnie
ta wiadomość. I choć miałam ochotę zadać mu masę pytań o to co powiedziała
pokonałam ją. ,,Nie patrz wstecz", powtórzyłam w myślach i na głos
powiedziałam:
– Łukasz, mówiłam, że nie chcę wiedzieć nic na ten temat.
– Wiem, przepraszam. Po prostu myślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.
– W porządku. To na jaki film dzisiaj idziemy?- zmieniłam temat udając, że ta
wiadomość nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. Ale tak naprawdę
przez cały seans zastanawiałam się nad tym co mogła powiedzieć była
dziewczyna Jacka. Pogrążyła go? Przyznała, że to on ją zaatakował? Ale
przecież znaleziono jego DNA pod jej paznokciami. Nie, znów zaczynam o
nim myśleć. A to wszystko przez Łukasza. Chyba chciał, żeby to mnie teraz
dręczyło. Ale przecież nie mogę teraz zapytać go o to. Wiedziałby, że to mnie
poruszyło, że Jacek jeszcze tak wiele dla mnie znaczy. A ja tego nie chciałam.
Może to głupie, ale nie chciałam żeby kiedykolwiek jeszcze widział mnie
słabą. Nie, byłam na to zbyt próżna.
– Karolina?-usłyszałam jego głos wśród natłoku myśli- wszystko w porządku?
– Tak.- potrząsnęłam głową i udałam ziewnięcie- ten film nie jest jakoś ciekawynie
chciałam żeby pomyślał, że myślę o Jowicie
– Sama chciałaś film akcji.
– Tak, bo komedie romantyczne są bardzo przewidywalne. Dlatego pomyślałam
sobie, że film akcji będzie ciekawszy.
– Przecież on jest ciekawy.
– Nie rozumiem po co ten gościu lata z bronią i zabija wszystkich dookoła.-
wyznałam, choć pewnie jakbym śledziła fabułę to bym się domyśliła.
– Zobacz: ten facet- wskazał na jakiegoś wielkoluda z blizną- dziesięć lat temu
zabił tamtemu- tym razem pokazał na umięśnionego podstarzałego gościa z
karabinem- żonę i dziecko. Dlatego teraz on się na nim mści.
– To nie mógł tego załatwić wcześniej?- nie wiem czemu, ale ogarnął mnie
nastrój przekory. Nie obchodził mnie ten film, ale śmieszyła mnie powaga i
rzetelność z jaką Łukasz mi wszystko wyjaśniał.
– Nie, bo siedział przez niego w więzieniu oskarżony o te zbrodnie.
– I wyszedł po 10 latach?- parsknęłam- jakoś łagodnie karzą w Stanach takie
zbrodnie.
– Nie. On uciekł z więzienia.
– Ciekawe jak? Pewnie załatwił wszystkich policjantów?
– Tak, ale..
– Skończcie te amory- uciszał nas jakiś moherowy beret z rzędu wcześniej.
Roześmiałam się. Starsza pani na filmie o zabijaniu? Łukasz spojrzał na mnie i
uśmiechnął się promiennie. A ja pomyślałam, że wygląda naprawdę uroczo i
uśmiech odejmuje mu lat. Powinien to robić częściej. Po chwili pochylił się do
mnie i szepnął mi na ucho:
– Chyba zdenerwowałaś miłą starszą panią.
– Ja?- szepnęłam też się do niego nachylając aby nie narazić się znowu na
reprymendę staruszki- to ty zacząłeś ten spór. Poza tym to nie jest żadna
starsza pani tylko moherowy beret.
– Jak możesz tak o niej mówić?- szeptał do mnie Łukasz z udawanym
oburzeniem- przecież ją tylko ciekawi czy tamten facet się zemści.
– Zemści, na pewno. A potem jeszcze go uniewinnią i wybaczą rozwalenie
połowy ludzi i miasta.
– Aleś ty złośliwa. Nie umiesz docenić prawdziwego kina.
– A kto narzekał, że taki karabin rozerwałby nogę gdyby trafił człowieka, a
tamten nie tylko posiada kończynę, ale jeszcze lekko kuśtyka?
– Nieważne. Ja jestem policjantem i zauważam takie rzeczy ty nie musisz.
– Ale dzięki tobie tak.
– Droczysz się ze mną?- spytał, a ja roześmiałam się.
– Tak. Jesteś uroczy gdy tak zażarcie bronisz swoich racji.
– Och ty- powiedział tylko i rzucił we mnie popcornem. Ze zdziwienia
wytrzeszczyłam oczy.
– Czy ty właśnie rzuciłeś we mnie chrupką? Czy to nie jest zaśmiecanie miejsca
publicznego? Oj panie władzo, jaki daje pan przykład?
– Nie jestem odpowiedzialny za sprawy społeczne. Należę do wydziału karnego.
– To nie znaczy, że to pana nie obowiązuje.
– Znów się ze mną droczysz?
– Ciii- znów uciszyła nas starsza pani
– Poddaje się- westchnął z rezygnacją Łukasz
– Jak miło- odparłam słodko rzucając w niego ponownie chrupką. Spojrzał na
mnie z udawaną surowością i wrócił do oglądania filmu.
W drodze powrotnej czułam się głupio. Zastanawiałam się co mnie podkusiło tak
flirtować z Łukaszem. Przecież nie chciałam go zwodzić. Dla mnie to była tylko
zabawa, ale dla niego najwyraźniej nie. Nawet teraz wydawał się być znacznie
bardziej wesoły i nieustannie żartował.
– Coś taka poważna?- zapytał w którymś momencie mierzwiąc mi włosy
– A coś ty taki wesoły?- odbiłam pałeczkę
– Może mam powody?- odparł tajemniczo. Mam nadzieję, że tym powodem nie
byłam ja.
– To fajnie. Jakoś wcześniej nie byłeś.
– Zawsze jak jestem z tobą to nieustannie mnie rozśmieszasz i od razu
poprawiasz humor.- Boże, czemu wszystko co Łukasz mówi wydaje mi się
dzisiaj takie dwuznaczne?
– Dobra, patrz lepiej na drogę.- zakończyłam temat- nie chce jeszcze żegnać się
z życiem
– Jestem znakomitym kierowcą.
– Znakomity czy nie, patrząc na mnie zamiast na drogę możesz spowodować
wypadek- nie wiem czemu nagle zaczęłam zachowywać się jak kwoka. To
znaczy wiem: chciałam zakończyć ten flirciarski nastrój, ale zabrzmiało to
strasznie poważnie.
– Dobrze proszę pani- odparł ironicznie Łukasz ponownie roztrzepując mi
grzywkę. Mimo wszystko nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Wracając do mieszkania zastanawiałam się czy gdybym zaczęła chodzić z Łukaszem
to nie byłoby takie złe. W końcu był już dość stateczny, miał dobrą pracę, był
inteligentny i jak się dziś okazało umiał mnie rozbawić. Choć z drugiej strony był
prawie 8 lat starszy ode mnie, mimo że wyglądał zdecydowanie młodziej. Do tego ta
sylwetka. Widziałam jak patrzą na niego inne dziewczyny. Choćby moja Beti: od
trzech miesięcy nie mówiła o nikim innym tylko o nim. Podejrzewałam, że pod jej
wiecznymi pytaniami czy ze sobą kręcimy nie kryje się hasło: czy jest wolny. Może
mogłabym zeswatać Beatę z Łukaszem? Choć Beti nie lubi długich związków coś mi
się wydaje, że z Łukaszem mogłoby być na poważnie. Tylko jak tu coś
wyreżyserować? Może w następnym tygodniu zaproszę Łukasza na kolację do
mieszkania? No, to mogłoby się udać. Może wtedy przestałby tak na mnie patrzeć.
Nie mogłam się już dłużej oszukiwać. Łukasz zauroczył się we mnie, być może
nawet zakochał- umiałam rozpoznać takie spojrzenie. Dlatego muszę wybić mu się z
głowy.
Mimo mojego planu nic nie szło tak jak powinno. Podczas kolacji Beti siedziała
jakoś tak milcząco i odzywała się tylko wtedy gdy ktoś zwrócił się bezpośrednio do
niej. Gdy po kolacji spytałam Łukasza co sądzi o moich współlokatorkach (żeby nie
zabrzmiało to jednoznacznie udałam, że pytam go z ciekawości o obie moje
koleżanki) stwierdził, że Krysia jest w porządku, ale Beti chyba go za bardzo nie lubi,
bo jakoś tak milczała. No świetnie, ona płoni się przy nim jak panienka, a doskonale
wiedziałam jak bez zażenowania potrafiła podejść do obcego chłopaka na imprezie i
zacząć z nim flirtować. Czyżby aż tak mocno zakochała się w Łukaszu?
Po tym fiasku stwierdziłam, że powinnam go unikać. Ale mimo najszczerszych chęci
nie byłam w stanie. Naprawdę lubiłam go i ceniłam jako przyjaciela; wspaniale
bawiłam się w jego towarzystwie. Dlatego nie udało mi się ograniczyć z nim
kontaktów, bo i tak przeważnie spotykaliśmy się raz w tygodniu. Z drugiej jednak
strony nie chciałam go zwodzić. W końcu doszłam do wniosku, że najlepiej jest tak
jak jest. Trudno, co ma być to będzie.

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz