7. Krok w nieznane

186 9 0
                                    


  Zgodnie z radą koleżanki postanowiłam zrobić pierwszy krok. Nie do końca
wiedziałam jeszcze jak miałby wyglądać, ale najważniejsze że w końcu podjęłam
decyzję. Teraz trzeba tylko wcielić ją w czyn. Dlatego gdy przyszłam dziś do pracy
wiedziałam, że muszę porozmawiać z Jackiem o tamtym wieczorze i pocałunku. Ale
łatwiej było myśleć niż to zrobić. Zwlekałam więc szukając właściwych słów. W
końcu zebrałam się ostatecznie na odwagę wykorzystując przerwę w pracy. ,,Teraz
albo nigdy" pomyślałam wchodząc do magazynu. I już chciałam otworzyć usta, gdy
zobaczyłam stojącego do mnie tyłem Jacka, gdy dotarło do mnie, co robi. Całował się
z Magdą. Oniemiała wycofałam się po cichu, ale jak to zwykle bywa w takich
sytuacjach zawadziłam nogą o jakiś karton, który zrobił sporo szumu. Jacek z
Madzią oderwali się od siebie. A ja przynajmniej wiedziałam już ile znaczył dla niego
tamten pocałunek. A właściwie ile nie znaczył.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać- powiedziałam wycofując z
magazynu. Poza tym bałam się, że mogę mieć błyszczące przez łzy oczy.
Po przerwie musiałam wysłuchiwać Magdy i jej słodkiego tete-a-tete z Jackiem. Ale
jak mogłam jej powiedzieć, że nie mam na to ochoty? Przecież była moją
przyjaciółką. To nie na nią powinnam być zła, ale na tego podrywacza Jacka. Boże co
ja sobie w ogóle myślałam?! Że jeden pocałunek to deklaracja na ślub? Beti miała
rację: naprawdę jestem cnotką, która nie wie nic o relacjach w damsko- męskim
świecie. Tylko czemu chciało mi się tak płakać?
Dotrwałam do ósmej wdzięczna, że ten okropny dzień nareszcie się skończył.
Wyszłam z knajpy kierując się w stronę przystanku autobusowego. Ale tylko
wychodząc na ulicę zobaczyłam Jacka. W pierwszej chwili chciałam iść w
przeciwnym kierunku: pochodzić trochę po mieście i wrócić kolejnym autobusem.
Ale niespodziewanie wstąpiła we mnie odwaga i pomyślałam sobie: czemu mam go
unikać? Przecież nie jestem jakimś cholernym tchórzem. Poza tym robiąc to tylko
przyznam się jakie żywię do niego uczucia. O nie, nie dam mu tej satysfakcji.
Minęłam go.
– Cześć- przywitałam go. Czy wypadło to naturalnie?
– Cześć. Spieszysz się na autobus?
– Tak- odparłam krótko- to do jutra.
– Karola, poczekaj. Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Przykro mi, ale naprawdę za 10 min mam autobus i nie chcę czekać kolejnej
godziny na następny.
– Przecież wiesz, że mogę cię podwieźć.
– To nie może zaczekać do jutra?- zapytałam. Może byłam tchórzem, ale do jutra
może chociaż nie będzie mi się chciało aż tak płakać.
– Nie, nie może. Chodź ze mną, niedaleko zaparkowałem.- nie pozostało mi nic
innego jak posłusznie za nim iść. Gdy byliśmy już w samochodzie oznajmił:
– Wiem, że widziałaś nas dzisiaj z Magdą w magazynie.
– Tak.- przytaknęłam nie wiedząc co mam dodać. Życzę wam szczęścia? Nie
skrzywdź mojej przyjaciółki? Najpierw mnie całujesz, a za tydzień robisz to z
barmanką?
– Tylko tyle masz do powiedzenia?
– A co mam powiedzieć? Nic mi do tego- próbowałam udawać, że mnie to nie
interesuje.
– Tak? To dlaczego zachowujesz się teraz tak dziwnie?- zarzucił mi.
Postanowiłam go zbyć.
– Nie wiem o czym mówisz. I naprawdę nie rozumiem co miałoby mnie to
wszystko obchodzić. To sprawa twoja i Magdy.
– Rzeczywiście.- zgodził się niespodziewanie.- widzę, że naprawdę tak myślisz.
Nie wiem po co ci to wszystko mówię.- zmienił ton na kpiarski. Przez chwilę
zapadła między nami niezręczna cisza. Ale w końcu Jacek ponownie się
odezwał:
– Przepraszam. Po prostu wydawało mi się, że...- pokręcił głową- tamtego
wieczoru...gdy cię pocałowałem...sam nie wiem na co liczyłem i po co to
mówię. Zapomnij o tym.
– Jacek, powiedz o co tak naprawdę chodzi. Masz rację to trochę dziwnie, że
najpierw całujesz mnie, a potem tydzień później koleżankę. Może dlatego
wydaje ci się dziwna. Po prostu nie mogę tego zrozumieć.
– Wiem jak to mogło wyglądać. Ale mnie nic z Magdą nie łączy.
– Już mówiłam, że to nie moja sprawa.- zauważyłam, na co on się rozzłościł.
– Wiem do cholery, nie musisz się powtarzać.
– A ty nie musisz być wulgarny. Nikt nie kazał ci mnie odwozić. Możesz się
zatrzymać.- spełnił polecenie hamując niedelikatnie z piskiem opon i
zjeżdżając na pobocze. Nie wiem jak, ale bardzo go zdenerwowałam.
Poczułam lekki strach, gdy spojrzałam na jego rozgniewaną twarz. Zaczęłam
rozpinać pasy
– Nie wysiądziesz- rozkazał- to znaczy nie wysiadaj jeszcze. Przecież obiecałem
cię odwieźć. Chyba się mnie nie boisz co?- wyraz jego twarzy złagodniał i
odprężyłam się trochę. Na tyle, żeby spytać:
– Jacek, nie rozumiem o co ci chodzi. Przepraszam jeśli czymś cię uraziłam.-
zaczęłam, ale on mnie powstrzymał:
– Nie przepraszaj to ja zachowuje się jak kretyn. Najgorsze jest to, że sam nie nie
wiem dlaczego. To znaczy wiem, ale...-urwał i uśmiechnął się do mnie- ty
naprawdę nic nie rozumiesz, prawda?
– Nie, nie rozumiem. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i możemy...- przerwał
mi ponownie
– Przyjaciółmi?- zaśmiał się- naprawdę myślisz, że istnieje coś takiego między
kobietą i mężczyzną?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Naćpał się czy co? Dziś
ujrzałam jego inne oblicze. Gniewne i straszne. Widząc go takim,
przypomniałam sobie dlaczego tak mnie wystraszył tamtej nocy, gdy mnie
uratował. Zachowywał się tak...irracjonalnie. Wydawał się być niebezpieczny i
przestraszyłam się mimowolnie.
– Jacek, przykro mi. Myślałam, że jesteśmy kolegami. Ale jeśli nie chcesz nie
będę cię zmuszać. Tylko pozwól mi wysiąść.- mój ton był lekko błagalny.
Jacek popatrzył tylko na mnie, a w jego oczach dostrzegłam wyłącznie kpinę.
Patrzył tak na mnie w milczeniu jakby mój strach sprawiał mu przyjemność.
Ale nie odblokował drzwi pojazdu. Nie widziałam co mam zrobić i
analizowałam sytuacje. Jestem jakiś jeden, no może dwa kilometry od
mieszkania na ruchliwej ulicy zamknięta w samochodzie z mężczyzną.
Przecież nie zrobi mi krzywdy na oczach tylu ludzi? A jeśli zrobi? Matko
dlaczego takie myśli w ogóle przychodzą mi do głowy?! Przecież to Jacek,
facet który uratował mnie 4 miesiące temu przed bandytą ulicznym. I
mężczyzna, w którym się chyba zakochałam. Niespodziewanie blokady
puściły i po prostu wysiadłam z samochodu. A on powiedział zamyślony:
– Może tak będzie lepiej.
Po dotarciu do domu w ogóle nie miałam pojęcia co o tym myśleć, jak to
interpretować. Najgorsze było to, że przez chwilę naprawdę się go obawiałam. Gdy
tak na mnie patrzył...Nawet teraz leżąc w łóżku o tym myślałam. Dlaczego tak się
zachował? Chciał mnie przestraszyć? Zmęczona, po długich rozmyślaniach, usnęłam.
Obudziłam się i okazało się, że zaspałam W pośpiechu wybiegłam z mieszkania na
wykłady. Było jeszcze ciemno i padał deszcz. A ja szybko biegłam w kierunku
uczelni. Ulice były prawie puste-pewnie z racji lejącego deszczu. Tylko czemu było
tak ponuro? Nagle z zaułka wyszedł jakiś zakapturzony chłopak. Przestraszyłam się,
wyminęłam go i mimowolnie przyspieszyłam jeszcze bardziej. Gdy się odwróciłam,
zobaczyłam, że ten facet z zakrytą twarzą idzie za mną. Spanikowana rzuciłam się
pędem krzycząc i wołając ratunku. Ale byłam sama- nikogo nie widziałam. Dlatego
biegłam co sił w nogach, choć rwał mi się oddech i czułam ból w piersiach.
Napastnik mnie doganiał. Wydawało mi się, że nagle zapadła noc, ale pewnie tylko w
mojej głowie. Wiedziałam, że za kilka sekund on mnie złapie, ale nie rezygnowałam
sama już nie wiedząc gdzie biegnę. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Poczułam dotyk napastnika na ramieniu. Pociągnął mnie za sobą w ciemny kąt.
Wyrywałam się utrudniając mu to, ale on był silniejszy i wyższy. Darłam się
wniebogłosy, ale on się tylko śmiał. W końcu zobaczyłam jego twarz. To był Jacek.
Ja wyrywałam się i krzyczałam, a on jeszcze bardziej śmiał się z mojej bezsilności.
Prosiłam i groziłam, ale w uszach słyszałam ten jego złowieszczy śmiech. Dlaczego
on mnie tak krzywdzi? Boże nie...
Usłyszałam dźwięk budzika i się obudziłam. Tym razem naprawdę. Serce biło mi jak
szalone, dłonie miałam całe spocone. Co za porąbany sen! Ale jaki realistyczny...nie
co ja plotę. Jak mogło mi się przyśnić, że Jacek mnie napadł? Przecież to on był
Panem Wybawcą, jak nazywałyśmy go między sobą z Beti. To wszystko przez te
wczorajsze wieczorne myśli o nim przed snem. Muszę skupić się na porannej toalecie
i nie myśleć o tym więcej. Bo to tylko głupi sen.
Mimo to gdy po zajęciach weszłam do baru byłam trochę rozstrojona. Tamten obraz
nieustannie mnie prześladował: Jacek trzymający mnie w żelaznym uścisku, śmiejący
się z mojego strachu, jego groźne oczy.... To wszystko przez tamtą sytuację w
samochodzie, pomyślałam. Wystraszyłam się go jak zupełna idiotka. Postanowiłam
już skończyć ten temat i rozmyślanie nad nim, gdy na sali pojawił się Jacek wnoszący
towar. Spojrzał na mnie, a ja mimowolnie uciekłam wzrokiem. Uspokoiłam się. Jego
oczy wyglądały już normalnie. To nie były oczy Jacka ze snu...Co się ze mną dzieje?
Sen to sen i śnią się różne głupoty. Tylko dlaczego ten tak bardzo wytrącił mnie z
równowagi? Czyżby to było ostrzeżenie? Sygnał, żebym trzymała się z dala od niego,
bo zrobi mi krzywdę? Od kiedy zrobiłam się taka przesądna? Przecież to po prostu
dziecinne wierzyć w coś takiego. Roześmiałam się do siebie. Chyba naprawdę już
wariowałam.
Po skończeniu zmiany przed drzwiami zobaczyłam Jacka. W pierwszej chwili
spanikowałam, ale uspokoiłam się. To tylko sen, powtarzałam w myślach.
Uspokoiłam się zupełnie gdy ujrzałam jego niepewną minę.
– Karolina, nie bój się- zaczął- ja chciałem cię po prostu przeprosić. Wiem, że
wczoraj zachowałem się jak ostatni cham, ale to wszystko...-mówił nerwowo- mnie
przerosło. Ale to mnie nie usprawiedliwia i nie powinienem...
– O o co to za schadzka?- z knajpy wyszła Madzia w kurtce- spojrzałam na
Jacka, który wydawał się być rozzłoszczony nadejściem mojej koleżanki. No
trudno, jego problem. Ja umywam ręce.
– Żadna schadzka. Spoko Jacek, nic się nie stało. Cześć wam i do jutra pożegnałam
się. Za sobą usłyszałam, że zaczynają rozmawiać. W końcu
skierowali się do samochodu Magdy. Z wielkim trudem oderwałam wzrok od
tej sceny. Co mnie obchodzi jakiś facet? Do tej pory radziłam sobie bez nich.
Będąc już w autobusie zadzwoniła do mnie mama:
– Cześć kochanie. Dzwonię, bo najwyraźniej o mnie zapomniałaś. - zarzuciła mi
już na wstępie
– Mamo, przecież wiesz, że studiuję i pracuję. Naprawdę ciężko mi wyskrobać
trochę czasu. Tym bardziej, że ty też pracujesz- tłumaczyłam się jak zawsze.
– Dobrze już dobrze.- zgodziła się pozornie- A jak tam na wykładach?
– Jakoś idzie. Przecież wysłałam ci esa jakiś czas temu o zdanej sesji. Teraz mam
trochę luzu.
– A praca? Wiesz, teraz będę miała trochę i gdy zamieszkam z
Bartoszem i będę mogła ci pomóc.
– Mamo, przecież wiesz, że dobrze sobie radzę i gdybym potrzebowała pomocy
to bym ci powiedziała.
– Raczej głodowałabyś. Znam cię.- nie mogłam się nie roześmiać.
– Mamo, teraz masz czas dla siebie i Bartosza. Poza tym Wojtek w następnym
roku zaczyna studia i też będziesz musiała mu pomóc.
– No tak ale..
– Nie ma żadnego ale- postanowiłam zakończyć ten temat, a najlepszą drogą do
tego celu była zmiana tematu:- To kiedy Bartosz się wprowadza?
– No wiesz, jeszcze dokładnie nie ustaliliśmy, bo musi pozałatwiać jakieś sprawy
odnośnie pracy. Mówiłam ci, że pracuje w dziele przestępczości no i właśnie
nie uwierzysz co mu się ostatnio przytrafiło...
Rozmawiałam z mamą całą pozostałą drogę w autobusie, a potem piechotą. W końcu,
wchodząc na klatkę przerwałam jej monolog:
– Przepraszam cię mamuś, muszę już kończyć, bo stoję przed mieszkaniem.
Zadzwonię jutro.
– Obiecujesz? Marlena też mi się skarży, że ją zaniedbujesz. A w jej stanie...
– Tak wiem. Zadzwonię do niej. Pa pa. Buziaki i pozdrów Wojtka i Bartosza.
Przekaż mu, że cieszę się, że jesteście razem.
– Dziękuje ci kochanie. Do usłyszenia.- czy wszystkie mamy są takie
upierdliwe?!  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz